But he’s crawled inside your wounded soul. He's never ever gonna let you go.
Nagle przyszedł mi
do głowy szalony pomysł, godny mnie samej. Zsunęłam spodnie oraz kurtkę i z
dzikim śmiechem wbiegłam go lodowatej wody, zagłębiając się w niej całą. Po
chwili wypłynęłam, czując się świetnie. Mimo, że zamarzałam, a ciało robiło się
ciężkie i leniwe, to płynęłam ile sił. Po pewnym czasie udało mi się dotrzeć do
brzegu, gdzie runęłam jak długa, nie zawracając sobie głowy ubraniem się lub
choćby wytarciem skostniałego ciała. Z wielkim uśmiechem na ustach oddychałam
ciężko.
Nagle usłyszałam
krzyk:
-Eileen!
Chciałam mu
odpowiedzieć, jednak nie miałam dość sił. Moje ciało przepełnione było euforią
z kąpieli.
-Eileen!
W jego głosie
słyszałam strach graniczący niemal z paniką. Dlaczego? Przecież wszystko jest
ok.. Uniosłam się na ramionach i krzyknęłam:
-Tutaj!
Po chwili był przy
mnie, odgartując mokre włosy z twarzy. Jego niebieskie oczy
błyszczały złością i strachem, a ciemne włosy miał zwichrzone po biegu. Gdybym
miała więcej siły, to przejechałabym po nich dłońmi.
-Co ci strzeliło do
głowy?- warknął, nachylając się nade mną.- Myślisz w ogóle?
-No pewnie-
roześmiałam się, kładąc znów na piasku, odwracając twarz ku słońcu.
-Cały dzień cię
szukam. Pani Japlin potrafiła powiedzieć tylko tyle, że miałaś zamiar się
przejść. Ale kto mógł przewidzieć, że wskoczysz do lodowatego jeziora.
Wyszczerzyłam zęby
w uśmiechu.
-Jestem
nieprzewidywalna.
-Naprawdę? Nie
zauważyłem- rzucił z sarkazmem.- Ubieraj się. Wracamy do zamku. Musisz się
ogrzać.
-Mi tu dobrze-
powiedziałam.
-Ell, cała się
trzęsiesz- przewrócił oczyma.
-Nieprawda-
mruknęłam.
Ujął moją dłoń.
-Jesteś
skostniała!- wstał i poszedł po moja rzeczy.- Wskakuj w ciuchy. Już!- posłał mi
groźne spojrzenie.
-Przestań.
-Ell...!
-Nie mam siły-
mruknęłam sennie.
-Nie zasypiaj! Ani
mi się waż, do cholery.
-Evan, przestań.
Daj mi odpocząć.
-Jeśli zaśniesz, to
cię obudzę. Więc nawet o tym nie myśl- naciągał mi w pośpiechu spodnie.-
Usiądź.
-Nie chce mi się-
mruknęłam pod nosem.
-Jeśli
nie przepłacisz tego chorobą, to będzie cud.
Lee? Wszystko
dobrze?
-Cześć, tatusiu-
powiedziałam, nie do końca świadoma, że mówię na głos.
Coś zrobiła?
-Pływałam.
Chryste... W
jeziorze? O tej porze roku? Na głowę upadłaś?
-Evan też się nad
tym zastanawia.
Zamknęłam oczy,
kiedy posadził mnie o otulił cienką kurtką.
Jesteś
nieodpowiedzialna! Coś ty sobie myślała?
-Nic. Chyba mogę
być od czasu do czasu sobą, a nie wiecznie kogoś udawać- Evan podniósł mnie, a
ja resztką sił objęłam go ramionami za szyję.
Za nie całe
dwa tygodnie wychodzisz za mąż!
-Gdyby to ode mnie
zależało, to jeszcze długo byłabym panną. Nie śpieszno mi tracić wianek. A ty
chcesz już być dziadkiem?
Poczułam, jak Evan
gwałtownie nabiera powietrze. Ramiona tulące mnie wzmocniły uścisk.
Wiesz, że nie
chcę byś za niego wychodziła.
-To po co to durne
gadanie?
Bo powinnaś
być na tyle duża, by zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności!
-Jak masz gadać
głupoty to zamilcz, Bran. Nie chcę twoich mądrych rad.
On umilkł, a
ja wtuliłam się mocniej w Evana. Dopiero teraz poczułam pierwsze
dreszcze.
Chyba przysnęłam,
bo kiedy znów odzyskałam świadomość, byliśmy już w zamku.
-Ellie?-
usłyszałam.- Co jej się stało? Dlaczego jest cała mokra? Coś jej zrobił?
-Zechciało jej się
kąpieli w jeziorze.
-Czy ona jest
mądra?!
No pięknie, kolejny
wkurzony.
-Ell?- mruknął mi
Evan do ucha.- Kochanie, słyszysz mnie?
Naprawdę chciałam
mu odpowiedzieć, ale moje usta były tak ciężkie, jakby z ołowiu. Zamiast tego
delikatnie trąciłam nosem jego obojczyk.
-Gdzie ją niesiesz?
-Do Pascala. Mam
wrażenie, że zapłaci za ten wygłup.
Wtedy ich głosy
zlały się w jeden, a potem rozmyły całkiem.
***
Kiedy się
obudziłam, miałam straszne dreszcze. Było mi cholernie zimno, miałam wrażenie,
że całe ciepło z mojego ciała gdzieś znikło. Nie jest to zbyt przyjemne
uczucie, więc starałam się jakoś zaalarmować kogoś o moim stanie. Ale ręce i
nogi były zbyt ciężkie, a usta nie reagowały na wezwanie mózgu.
Tato...?
Wiedziałam, jak
płaczliwie zabrzmiały moje słowa, ale on był jedyną osobą, która w była mi w
stanie pomóc.
Lee? Och,
nareszcie. Myślałem, że się nie wybudzisz. Jak się czujesz?
Zimno.
Wtedy usłyszałam
trzask drzwi i szmer. Nagle czyjeś ciepłe ręce otuliły mnie szczelnie warstwami
materiału.
Dziękuję.
Znów zapadłam w
niebyt.
***
Kolejna pobudka
objęła wszystkie zmysły. Zatrzepotałam lekko rzęsami, próbując przyzwyczaić się
do jasnego światła w pokoju. Jęknęłam cicho, czując odrętwienie i nieprzyjemny
ból. Czaszka pulsowała, a ciało smagane gorączką było wycieńczone.
-Ell?- usłyszałam
koło ucha najsłodszy z szeptów.- Otwórz oczy, kochana.
Zebrałam resztę sił
by spełnić jego prośbę. I oto po chwili moim spragnionym oczom ukazała się
przystojna twarz Evana, przyglądającego mi się z niewielkiej odległości. Miał
ciemne kręgi zmęczenia pod oczami i usta zaciśnięte w wąska
linijkę. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Witaj- szepnęłam i
skrzywiłam się. Miałam wrażenie, że ktoś czyścił mi gardło papierem ściernym.
Niezbyt przyjemne.
-Ell, kiedy
ty dorośniesz? Wiesz jakiego strachu nam napędziłaś?
-Przepraszam-
szepnęłam. Naprawdę, czułam się źle z tym wszystkim. Ta cała eskapada nie była
zbyt mądrym pomysłem.
Chłopak westchnął i
wsunął się pod kołdrę obok mnie, obejmując ściśle ramionami w talii.
Wtulił twarz w moje włosy i szepnął:
-Nie rób mi tego
więcej. Umarłem tysiąc razy podczas tech pięciu dni.
Drgnęłam.
-Ilu?-
wychrypiałam.
-Nie mogliśmy cię
obudzić przez pięć długich dni, Ell. Miałaś wysoką gorączkę, dreszcze,
majaczyłaś. Pascal mówi, że tylko cudem wyszłaś z tego bez większego szwanku-
przytulił mnie mocniej. Schowałam miejsce w zagłębieniu jego szyi, które wydało
mi się miejscem wręcz stworzonym do tych celów.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj,
tylko obiecaj mi, że z następną kąpielą w jeziorze poczekasz do lata.
-Obiecuje. Będziesz
mi wtedy towarzyszył.
Roześmiał się
cicho.
-No pewnie. Tyle,
że ja nie jestem takim świrem jak ty. Cały dwór się martwił.
Wtedy coś mi
zaświtało w moim ociężałym umyśle.
-Zaraz... Mówisz
pięć dni?
-Tak.
-A mama?- odsunęłam
się od niego.- Jak to wszystko jej wytłumaczyliście?
Evan westchnął.
-Wyprawą w góry z
ojcem. Zacieśnianiem więzi rodzinnych. Bran nie chciał jej martwić.
-To dobrze, bo i od
niej dostałabym bure. Od ciebie, ojca i Rockie'go w zupełności wystarczy. Jak
znam życie, to i Pascal wtrąci swoje pięć groszy...
-Nie był
zadowolony.
-Domyślam się.
Było mi tak dobrze
w jego ramionach. Przytuliłam cię mocniej do jego umięśnionego ciała
zadowolona, że tak dobrze do siebie pasujemy.
-Nie strasz mnie
tak więcej, ok?- szepnął, spoglądając mi w oczy.- Myślałem, że cię straciłem.
Przez ponad dobę nie było z tobą kontaktu. Mogłaś uprzedzić, że masz kłopoty z
oddychaniem- popatrzył na mnie chmurnie.
Uśmiechnęłam się
delikatnie, gładząc go po buzi.
-Żadne kłopoty. Po
prostu kiedy się przeziębiam, mam duszności. To wszystko.
-Pascal prawie że
skóry wyszedł, a twój ojciec siedział w naszych głowach, pojawiając. Nie miał z
tobą kontaktu.
Zamknęłam oczy.
-Wystarczy, Evan.
Znam już swoje winy i ile kłopotu sprawiłam innym swoją brawurą. Nikomu się
obiecywałam, że będę grzeczna.
Chłopak musnął mój
nos ustami.
-Od tego jestem,
byś zbyt często nie popisywała się brawurą, Ell. Będę cię pilnował.
-No pięknie. Koniec
zabawy.
Roześmiał się
głośno.
uwielbiam to opowiadanie. <3
OdpowiedzUsuńopowiadaniamoje29
dziękuje ;*
UsuńOjj Wiedźmo zaskakujesz i to bardzo ;)
UsuńTo dopiero początek :D
UsuńOmnomnom ciekawe! Aczkolwiek majestatycznosc zamku nie wyklucza jego wielkosci. *choć* jest zbędne. Po słowie biologiczny usuń *oczy*. No i bylo cos jeszcze ale zgubiłem.
OdpowiedzUsuńSerio ciekawe, choć wszystko zależy od ciągu dalszego.
Powodzenia!
Dzięki, panie mądry :D
Usuń