poniedziałek, 4 marca 2013

"Locked out of haven" 2/2

With no purpose and no drive



Szłam do pokoju, a towarzyszył mi wesoły śmiech przybranego ojca. Słuchając jego rad  w końcu znalazłam swój pokój. Zdjęłam niewygodną sukienkę i buty zostawiając je w salonie i owinęłam się w krótki, puchowy szlafrok, sięgający mi zaledwie w pół uda. Powinnam zainwestować w taki wielki, hotelowy, który zakrywa od stóp do głów. Położyłam się na łóżku, starając włączyć tryb nie myślenia. Męczyło mnie to wszystko.
Dlaczego nie Roarke?
Według Prawa to musi być kobieta.
Co?
Na tronie Ignis musi panować równowaga. Raz rządzi królowa, a raz król.
Macie równouprawnienie? No nie spodziewałam się.
Wiem, że dzisiejsze rewelacje były dla ciebie dziwne i nowe...
Tato, słyszysz sam siebie? Właśnie się dowiedziałam, że mój ojciec jest władcą ELFÓW. Magicznych stworzeń z długimi uszami. To jest kpina. Myślisz, że ja ot tak zaakceptuje? To abstrakcja, bajka! Nie mój świat!
Eileen, posłuchaj...
Nie, poczekaj. Właśnie uświadomiłam sobie jedną rzeczy... James jest człowiekiem?
Tak, czemu pytasz.
To był twój przyjaciel.
Twoja matka była moją żoną, a jest człowiekiem.
Wytłumacz.
Nie ma co. Ludzie i elfy żyją w jednym świecie. Po prostu nie zostajemy zauważeni dzięki ochronie naszej rasy. Tak jest prościej.
Roarke jest ode mnie starszy.
Tak.
Czyli mając już dziecko z jedną ludzką kobietą połakomiłeś się na następną? Kim ty jesteś, Casanova?
Nie kochałem matki Roarke.
To nie zmienia faktu, że zrobiłeś jej dziecko.
Nic jej nie jest! Po moim odejściu wyszła za mąż. Kocha tamtego mężczyznę, mają dzieci. Jest szczęśliwsza beze mnie.
Westchnęłam.
Dlaczego nie masz więcej dzieci?
Nie zdążyłem. Po narodzinach Roarke byłem jeszcze jakiś czas przy jego matce, potem poznałem Liv. I jakoś tak się to potoczyło.
Zamknęłam oczy.
Władać powinien twój dziedzic, krew z twojej krwi, a nie taka ja. To Roarke powinien teraz zasiadać na tronie zamiast uczyć mnie podstaw.
Kochanie, posłuchaj...
Nie dokończył, bo rozległo się pukanie. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, drzwi otworzyły się i z impetem wpadł do pokoju Roarke. Dalej był w wieczorowym stroju. Zerwałam się na równe nogi. Chłopak omotał mnie wzrokiem i z wielkim uśmiechem patrzył mi bezczelnie w twarz.
- Jeśli się napatrzyłeś, to możesz już iść.
- Musimy pogadać.
- Jakoś nie mam na ciebie ochoty - powiedziałam i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę jak to dwuznacznie zabrzmiało.
Roarke uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Twój wygląd i ciuchy w salonie zostawiają pole wyobraźni.
Zarumieniłam się i rzuciłam:
- Zaraz wracam.
W łazience została moja torba. Ubrałam luźne spodnie z miękkiego, czarnego materiału i duży podkoszulek. Tak, teraz mogę stawić mu czoła.
Kiedy wróciłam, uśmiechnął się na widok mojego schowanego ciała.
- Wolałbym, żebyś została w szlafroku.
- Wolałabym, żeby cię tu nie było. Ale skoro żadne z nas nie jest w stanie spełnić woli drugiego, to porozmawiajmy.
Usiadłam na fotelu i wbiłam w niego wzrok. Roarke popatrzył na mnie uważnie.
- Bran jest twoim ojcem - rzuciłam.
- Och, czyli się przyznał. Pod względem biologicznym może i nim jest, ale jeżeli chodzi o więź, to ty go możesz bardziej nazywać ojcem. Przy mnie go nigdy nie było.
Auć.
Przecież starałem się dzielić czas między waszą dwójkę.
Najwyraźniej niewystarczająco. Nie widzisz, że Roarke czuje się odrzucony?
Po twarzy chłopaka przeszedł grymas frustracji.
- Mogłabyś tego nie robić?
- Niby czego?
- Analizujesz z nim każde słowo. To nie miłe.
- Przepraszam, nie chciałam cię urazić - rzeczywiście było mi przykro. Zabrałam mu ojca.
Nie wiedziałaś o tym.
- To nie zmienia faktu, że jestem winna.
Roarke popatrzył na mnie zdezorientowany.
- Niby czego winna?
- Zabrałam ci ojca.
- Posłuchaj, Bran dokonał wyboru. Nie mogę cię winić, bo to nie twoja wina, nie wiedziałaś o tym. I nie martw się, znalazłem ojca w Henrym, który traktuje mnie jak swoje dziecko. Tak jak Bran ciebie.
- Mimo wszystko...
- Nie zadręczaj się tym, nie zmienisz już nic - jego twarz zdawała się być wyciosana z kamienia.
- Czy twój ojciec jest...
- ... elfem? - dokończył za mnie. - Nie, matka nie chciała już więcej mieszać krwi. Wiedziała, że czeka mnie zadanie.
- Co to znaczy?
- Jestem pierworodnym Wielkiego - przewrócił oczami. - Nie jest mi pisane spokojne życie.
O kurde...
Spokojnie, Eileen.
- Mógłbyś choć na chwilę wyjść z mojej głowy?! - warknęłam, nie do końca świadoma, że mówię głośno.
Roarke roześmiał się.
Wierz mi, córeczko. Chciałabym.
Jest nas dwoje.
- Denerwujący typ.
- Zabawne, że sama do tego nie doszłam.
- Nie wyskakuj mi tu z sarkazmem.
Zawstydziłam się. Chłopak w końcu nie był niczemu winien.
- Przepraszam - oparłam cię ciężko o fotel. - Po prostu... To takie surrealistyczne. Sama nie wiem co o tym mam myśleć. Jeszcze cudza obecność w głowie nie ułatwia sprawy.
- Wiesz, że możesz zdjąć klątwę?
- Ja? 
- No tak, w końcu przez ciebie została rzucona.
Super, kolejna wina o której nie miałam pojęcia.
- Jak ją mogę zdjąć?
Nie, Eileen.
Zamknij się, tato.
Nie wolno ci. Każ mu nic nie mówić.
Skoro mogę, to...
Powiedziałem nie!
Aż się skrzywiłam.
- O co chodzi? - zapytał Roarke, patrząc na mnie uważnie.
- Ojciec nie chce, bym się dowiedziała o co chodzi.
- A ty chcesz? - jego dziwne oczy patrzyły na mnie uważnie.
- Oczywiście, że chcę. W końcu przeze mnie wpakował się w to bagno.
- Uważam, że powinnaś wiedzieć.
Wtedy przez pokój przeleciała kartka. Był na niej napis: NIE, ROARKE.
- Bo się przestraszę kartki papieru - rzucił ze śmiechem chłopak.
Tato, proszę.
Cisza.
Tato.
I tak nic was nie powstrzyma.
- I co?
- Wie, że i tak zrobimy to, co chcemy. Skapitulował.
Rockie uśmiechnął się.
- Super.
- Jak zdjąć klątwę?
- Wszystko jest zapisane w kronice - wstał.
- Nie wiesz?
- Mam cię naprowadzać, chronić, a nie odwalać całą robotę.
- Świetnie - również wstałam.
- Ty i twoja jednoosobowa armia możecie uznać moje zwierzchnictwo albo iść na spacer - uniósł brew. -  Wybieraj.
Popatrzyłam na niego nieco zdziwiona. Stał wyprostowany w idealnie skrojonej marynarce na środku mojego pokoju, a jego oczy ciskały gromy. Było w tym wszystkim coś surrealistycznego, tylko sama nie wiem co.
Eileen, zgódź się. Inaczej ci nie pomoże, widzisz jaki jest uparty.
Nagła zmiana frontu?
Wiem, że masz mnie dość. I szanuje to, bo rozumiem cię. Większość myśli wolałabyś mieć dla siebie, a nie dzielić je ze starym, przyszywanym ojcem. Jednak to wielkie niebezpieczeństwo. W przeciwieństwie do ciebie znam treść klątwy.
Tato...
Pomogę wam. Tyle, ile będę mógł.
Dziękuję.
Skinęłam głową.
- Dobra. Co mam robić?
Na twarzy chłopaka malował się triumf.
***
Znów zaprowadził mnie do salonu. Teraz jednak był pusty. Posadził mnie na kanapie i dał do ręki kronikę.
-Zaczniemy od tego. Ja skocze do siebie, przebiorę się.
-Też tu mieszkasz?
-Ojciec uznał, że tak będzie lepiej. Ale w innym skrzydle niż ty, nie martw się.
Ta wiadomość, zamiast mnie uspokoić, lekko zirytowała.
Oboje potrzebujecie prywatności by to wszystko pojąć. Nie tylko dla ciebie obecna sytuacja jest nowością.
Dzięki, jesteś niezastąpiony. Tak dawno nikt nie wytknął mi egoizmu.
Lee...
Daruj sobie. Do rzeczy.
Roarke wyszedł, a ja otworzyłam księgę. Stare, pożółkłe strony były pełne ręcznie pisanych znaków. Nie ludzkich, lecz innych, bardziej egzotycznych.
Rozumiesz je?
O dziwo okazało się, że potrafię to przeczytać. Zdziwiona, wpatrywałam się w stronice.
Jak to możliwe? To twoja zasługa?
Nie wiem, Lee. Myślę, że na historię całego rodu przyjdzie czas. To, czego szuka Roarke jest w ostatnim zapisanym rozdziale.
Czyli co?
Zobaczysz.
Wy i wasze zagadki. Super.
Mimo złości, otworzyłam księgę. Znalazłam wskazany rozdział i ustęp. Była w nim mowa o władcy wielkim i sprawiedliwym, który był jednym z nielicznych, którzy nie zginęli się pod presją.
O ja cię... Prawdziwe peany pochwalne.
Zadaniem kronikarza jest przedstawić władcę w jak najlepszym świetle.
Czytałam dalej. O jego dzieciństwie, dorastaniu. Śmiałam się, kiedy opowiadano o próbach ujarzmiania młodego Brana, jednak nikomu się to nie udało.
Zawsze byłem samodzielny.
I butny.
Tak, ale za to zapłaciłem.
Kiedy przewróciłam kartkę, zamarłam. Patrzyły na mnie dokładnie moje oczy. Kobaltowe tęczówki, które wokół źrenic są błękitne, o migdałowym wykroju, lekko skośne.
Jakim cudem?
Nie wiem. Ale to oczy Morganów.
Mężczyzna był po prostu piękny. Wysokie czoło, kwadratowa szczęka, wąski, arystokratyczny nos i usta, których kształtu nie mogłam odgadnąć, bo właściciel zacisnął je w wąską linijkę. I włosy, intensywnie kasztanowe włosy, które okalały jego twarz.
Już rozumiem mamę. Niezłe z ciebie ciacho.
Bran roześmiał się.
Tak, słyszałem o tym.
Ale nie jesteś w pełni elfem, prawda? Powiedziałabym, że w... Jednej czwartej jesteś człowiekiem.
Skąd wiesz?
Twoje włosy. Intensywny kolor, jednak odcień nie jest w pełni czystą barwą elfów. Roarke też je ma, choć nieco bardziej elfie.
Tak, masz rację. Moja matka była w połowie człowiekiem. Bardzo chciała, bym utrzymywał kontakt z jej światem, dlatego często snułem się po ulicach Dublina, czego w tej księdze nie znajdziesz.
Myślę, że to ty powinieneś mi to opowiedzieć.
Wszystko w swoim czasie, córeczko. Najpierw oficjalna wersja.
Ponownie skupiłam się na tekście. W młodym wieku Bran został wybrany następcą i mając zaledwie 25 lat przejął obowiązki po zmarłym ojcu. Władał zaledwie trzy lata, kiedy na jego drodze pojawiła się moja matka. Piękna, eteryczna istota, która miała przynieść Ignis potomka.
Zaraz, a matka Roarke? Gdzie coś o nim?
Nie miałem z nią ślubu, więc w oficjalnych kronikach nie jest wspomniana. Dalej jest mowa o Roarke, ale chłopak całe życie musi borykać się z piętnem bękarta.
W głosie ojca był smutek i żal.
Spokojnie. Rockie dał sobie radę. Wyrósł na silnego mężczyznę. Czy... Kiedy byłeś z matką Roarke, byłeś już władcą?
Nie, dopiero kiedy mały się urodził w przeciągu kilku miesięcy umarł mój ojciec, a ja musiałem stawić czoła temu wszystkiemu.
Ile jestem od niego młodsza?
Według rocznika pięć lat.
A są inne kryteria?
Tak i według nich to 4 lata i 1 dzień.
Co?
Urodził się się ostatniego grudnia, a ty...
No tak, pierwszy stycznia. Pasuje.
Znów wróciłam do kroniki. Bran i Liv w dość szybkim tempie wzięli ślub i w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy pojawiła się córka, którą nazwano Eileen Shay.
Super, piszą o mnie.
Bran roześmiał się.
Wszyscy czekali na ten dzień. Byłem zachwycony. Dopóki Liv nie przyznała się, że miała romans.
Zaraz.. Ona... Nie możliwe.
Co?
Ledwie wyszła za ciebie, a już zdradziła.
Wydaje mi się, że zawsze pragnęła Jamesa.
Och przestań.
W kronice pisano, że nastał dla Ignis trudny czas. Ze względów bezpieczeństwa, Liv i jej córka pod opieką zaufanego zamkowi człowieka opuściły Ignis.
Ale brednie.
Coś musieli napisać.
Już miałam wracać do czytania, ale moją uwagę przykuł jakiś ruch. Podniosłam wzrok i nagle poczułam suchość w ustach.
Zaraz... Co ja mówiłam? Wpatrywałam się w przybysza niewątpliwie oczarowana. Elf, który przybył do pokoju był bezsprzecznie bardzo urodziwy. Czarne jak heban włosy okalały mlecznobiałą twarz, uwydatniając jej smukłość i charakter. Lazurowe oczy lśniły przyjaźnie, a na idealnie wykrojonych wargach błądził uśmiech. Wysoki, dobrze zbudowany... Ojoj!
Mężczyzna podszedł do mnie i zapytał:
- Mogę się dosiąść?
Przez chwilę niezdolna byłam do udzielenia odpowiedzi. Jego głos był... Po prostu męski, głęboki, niski. I mega seksowny i jak cały właściciel.
Skinęłam głową. Usiadł obok i nie spuszczając ze mnie przenikliwego spojrzenia, rzucił:
- Jak sądzę, to ty jesteś TĄ kobietą.
Uniosłam brew.
- TĄ kobietą? A jaśniej można?
- Eileen Shay Morgan. Dar boży we własnej, świetlistej osobie - wyjaśnił.
- Czyżbym słyszała w twoim głosie drwinę?
- Jakże bym śmiał naigrywać się z córki Wielkiego Władcy.
Ewidentnie kpi.
- Z kim mam przyjemność?
- Jestem Evan.
- Evan...?
- Po prostu Evan - uśmiechnął się czarująco. Skłamałabym mówiąc, że nie zrobił na mnie wrażenia.
- Co cię sprowadza? - zapytałam.
- Chciałem cię poznać, o pani.
Znów przechodzą na tę irytującą formę.
Mają obowiązek tak się do ciebie zwracać. Jesteś ich przyszłym władcą. Muszą okazywać ci należyty szacunek i respekt.
To nie ja na niego zasłużyłam. Tylko dlatego, że jesteś moim przyszywanym ojcem....
Nie chwal się tym. Tylko ty, ja i Roarke o tym wiemy.
A moja matka? Ona może powiedzieć.
Nikt jej nie uwierzy. Miała modyfikowaną pamięć.
Westchnęłam.
- I oto ja.
Uśmiechnął się i zmierzył mnie wzrokiem.
- Zapowiada się nam śliczna królowa.
Zarumieniłam się.
- Evan, dałbyś Eileen spokój - usłyszałam od drzwi. Wszedł Roarke, rozkosznie pomięty i rozczochrany. Przebrał się w luźne spodnie i koszulkę.
- Witaj, braciszku. Noel zadowolona? - zapytał zgryźliwie Evan.
Braciszku?!
-Nie twój interes, co z Noel - warknął Rockie.
-Hej, spokojnie!- roześmiał się.- To tej blond wiedzmy nawet z kijem bym nie podszedł. Jesteś bezpieczny.
Roarke zacisnął pięści.
- Jesteście rodzeństwem?
- Nie, kuzynostwem. Mój ojciec i jego ojciec są rodzeństwem.
- Jesteś synem Finna? - zapytałam Evana.
- Tak, niestety.
Dopiero teraz zauważyłam podobieństwo między nimi. Ten kolor włosów, podobne oczy. Tak, Finn był ewidentnie ojcem Evana.
Roarke usiadł na oparciu kanapy i zajrzał mi przez ramie.
- Tak szybko przeczytałaś?
 -Zaczęłam od tego. Bran uznał, że tak będzie lepiej. Nie przeczytałam za wiele, bo Bran opowiadał mi swoją wersję bez hymnów.
- Bez hymnów?
- Czytałeś to? Tam co drugie słowo jest jakąś pochwałą!
- Tak powinno być. O tobie też będą tak pisać - uśmiechnął się Roarke.
Roześmiałam się głośno.
- Przestań, Rockie.
- Rockie? - zapytał Evan, patrząc na nas. - Nawet Noel nie pozwalasz skracać swojego imienia.
Roarke przewrócił oczami.
- Ellie nie jest Noel. Ellie ma zostać królową.
Evan roześmiał się i wstał.
- Roarke, możemy pogadać?

1 komentarz: