poniedziałek, 4 marca 2013

"Locked out of haven" roz 2/1

Waiting for the day to shake



Popatrzył na mnie, a ja puściłam oczko i wyszłam z pokoju, słysząc kroki za plecami. Kiedy wyszłam na korytarz, uśmiechałam się triumfalnie. Nic nie działa tak, jak granie na nerwach debilom. Wbrew sobie czułam satysfakcję. Roarke dogonił mnie i delikatnie położył dłoń na moich plecach.
- Nie pozwalaj sobie - warknęłam, odsuwając się.
- Spokojnie. Chcę cię tylko zaprowadzić - jego słowa uspokajały, ale w oczach błyszczała arogancja. Szarmancko podał mi ramię. Przyjęłam je i patrząc na niego z ukosa, rzuciłam:
- Nie można tak od razu?
Jego śmiech niósł się po korytarzu.
Po kilku minutach lawirowania między różnego rodzaju ozdobami, kręcenia się w labiryncie korytarzem  usłyszałam cichy gwar rozmów.
Tato?
Byłam niepewna. Co teraz. Nikogo tam nie znam, a uznawana jestem na córkę Brana. Mocniej ścisnęłam ramie Roarke. Chłopak popatrzył na mnie i widząc zaciśnięte usta, powiedział:
- Spokojnie. Nikt cię tam nie zje.
- Hm, zobaczymy.
Eileen, Roarke ma rację.
Nie wiem czego się mam spodziewać.
Ale nie bój się. Roarke nie pozwoli cię skrzywdzić.
Mój osobisty ochroniarz? Dzięki...
Ojciec tylko westchnął.
Znów stałam przed podwójnymi drzwiami, tylko że to były dla odmiany brązowe z surowego, lakierowanego drewna. Duże słoje malowały pokrętne wzory, przykuwając uwagę. Rockie popatrzył na mnie.
- Gotowa?
- Bardziej nie będę.
- Gdzie cała twoja odwaga i charakter?
- Błądzi gdzieś po zamku.
Chłopak roześmiał się.
- Więc mam nadzieję, że zdąży na kolację. Pozostajesz mi tylko ty i twój niewyparzony język.
- Niezmiernie nam miło - przewróciłam oczami.
Chłopak błysnął zębami w uśmiechu i pchnął drzwi.
Pomieszczenie nie było tak duże jak się tego obawiałam. Było zapewne wielkości całego mojego pokoju, ale umiejętnie wygospodarowana przestrzeń nie przytłaczała. Po lewej stronie pomieszczenia płonął ogień w kominku, stały kanapy, regały. Prawa strona natomiast była zdominowana przez długi stół i stając przy nim krzesła. Zmyślne.
Roarke mocniej ściskał moją dłoń i poprowadził mnie w stronę grupki ludzi stojących przy kominku. Mężczyźni w różnym wieku i z różną urodą, łączył ich jednak strój. Wszyscy byli ubrani w oficjalne garnitury. Tylko Rockie się wychylił i ubrał coś mniej zobowiązująco. Spojrzałam na niego z ukosa i zobaczyłam nieco bezczelny uśmiech na jego ustach. Kobiety, delikatne, filigranowe istoty, bez wyjątku ubrane były w długie, czarne, powłóczyste suknię.
Tato? O czym mi nie powiedziałeś?
To rodzaj hołdu, kochanie.
Och!
Całe towarzystwo zdawało się właśnie wracać ze stypy. Byłam jedyną plamą światła w tym ciemnym towarzystwie.
Roarke uśmiechnął się uroczy.
- Panowie, panie - skłonił się lekko. - Mam zaszczyt przedstawić Eileen Shay Morgan.
Wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Łącznie ze mną i Rockiem w pomieszczeniu było dwadzieścia dwie osoby, jak szybko policzyłam.
Skłoń lekko głowę.
Wypełniłam polecenie i z bijącym sercem czekałam. Kobiety i mężczyźni podchodzili do mnie przedstawiając się i składając zwyczajowy ukłon. Odpowiadałam im lekkim skinieniem głowy tak, jak nakazał mi ojciec. Czułam się dziwnie. Nie moja bajka.
Powinnaś się przyzwyczajać.
Po co?
Wszystko ci wytłumaczą. W swoim czasie.
Jako jeden z ostatnich podszedł do mnie pewien jegomość, na moje oko w średnim wieku. Czarne, lśniące włosy miał delikatnie przyprószone siwizną dość gęsto, a twarz przyozdobioną delikatnymi zmarszczkami wokół oczu i ust. Jednak mimo to, wydał mi się przystojny, a lata dodały mu tylko uroku.
Zamiast zwyczajnego ukłonu chwycił moją dłoń i pocałował.
- Miło mi poznać, panno Morgan. Jestem Finn Montgomery - uśmiechnął się.
- Witam - po raz pierwszy od kiedy weszłam do salonu uśmiechnęłam się serdecznie i prawdziwie.
Stary cygan.
O czym ty mówisz?
Finn to mój starszy brat. A twój wuj.
Roześmiałam się cicho.
- Miło poznać, wuju.
- Ach i nasz nieoceniony Bran dorzucił swoje trzy grosze.
Błysnęłam zębami w uśmiechu.
- Nie mógł się powstrzymać. Ile jesteś od niego starszy?
- Bran to jeszcze dziecko, porównując go do mnie. Jest między nami 10 lat różnicy. Ja jestem najstarszy, a on najmłodszy.
Oczywiście musiał to podkreślić.
Przestań. Jest uroczy.
Bo chce taki być. Uważaj, on potrafi manipulować ludźmi.
Skąd to wiesz, skoro od ponad dekady siedzisz w mojej głowie?
Nie tylko w twojej. Muszę monitorować działania.
Gadasz jak stary zgred.
Dziękuję, kochanie.
Do usług, tato. Ale mógłbyś porozmawiać ze mną twarzą w twarz, a nie chować się.
Chciałbym.
Za Finnem przyszła do nas młoda, piękna kobieta. Była niska, delikatna i kobieca. Jasne pukle spływały po jej ramionach, a szarozielone oczy patrzyły bystro. Czarna sukienka była inna niż u reszty kobiet- była  krótka w pół uda, obcisła granatowo-czarna. Koronkowa, jednak zostawiała miejsce na wyobraźnię. Przezroczysty materiał odsłaniał jedynie ramiona, dość głęboki dekolt i plecy właścicielki. Ta prosta sukienka była pochwałą dla kunsztu sztuki krawieckiej. Do tego dziewczyna założyła wysokie, klasyczne czarne szpilki z czerwoną podeszwą. Nagle poczułam się duża, bezkształtna i źle ubrana.
Kobieta złożyła mi ukłon.
- Jestem Noel, pani - jej głos był niski, gardłowy i kompletnie urzekający.
Potem wyprostowała się i dosłownie rzuciła na Roarke, wpijając się umalowanymi na dramatyczną czerwień ustami w jego wargi. Z wrażenia puściłam dłoń chłopaka.
- Tęskniłam - szepnęła dość głośno, kiedy się od siebie oderwali.
Bran, oni są razem?
Z tego co wiem to tak. Od półtora roku.
Wypuściłam powietrze.
***

Po kolacji przenieśliśmy się do drugiej części jadalni. Usiadłam na fotelu najbliżej kominka by ogrzać zziębnięte ciało. Sukienka odsłaniała dużo i nie stanowiła żadnej możliwości do zatrzymania ciepła. Nie pamiętałam smaku potraw, które wcześniej jadłam. Rozpraszały mnie zaloty Noel, która prawie nie odrywała się od Rockiego. Z niewiadomych względów irytowało mnie to.
Roarke stał na środku dywanu i patrzył mi w oczy. Po plecach przeszedł mi dreszcz. Och, na miłość boską... Opanuj się.
- Eileen, co mówi Bran?
- Milczy.
- Bran, co ma wiedzieć?
Niech da ci kronikę. I zacznie opowiadać.
- Daj mi kronikę. I mów.
Rockie podał mi duże, oprawione w szmaragdową skórę tomisko z wyrytym złotym atramentem napisem: Ignis.
- Co to Ignis?
- Twoje dziedzictwo. Bran jest jego władcą.
Przełknęłam ślinę i otworzyłam księgę.
Na stronie tytułowej widniała ozdobna nazwa Ignis. Następna skrywała mapę, na moje oko dość dużego terenu.
Ignis jest potężne. Jednak na razie panuje anarchia.
Dlaczego?
Bo na władcę został rzucony czar.
Co?
Dokładnie klątwa.
Ukryłam twarz w dłoniach mając świadomość, że wszyscy na mnie patrzą.
Wytłumacz.
Po odejściu twojej matki byłem nieszczęśliwy. Zdradziła mnie z moim przyjacielem, ale mimo to kochałem ją. Tęskniłem za tobą, bo wniosłaś życie z te zimne mury. Wtedy jeden z czarowników  Kirk, obiecał mi ciebie za to, że kiedy dorośniesz oddam cię mu za żonę. Nie mogłem się zgodzić. Wtedy Kirk zemścił się. Jestem tu uwięziony, pojawiam się tylko w ludzkich umysłach, wydając polecenia. Rzadko z kimkolwiek rozmawiam tak jak z tobą.
Dlaczego mama nie wie, że ciebie nie ma? Że rzucono na ciebie klątwę?
Bo na nią i Jamesa rzucono specjalny czar gdy odchodzili. Nie pamiętają niczego niezwykłego. Zmodyfikowano ich pamięć.
Mi też?
Byłaś dzieckiem. Nie było takiej potrzeby.
Roześmiałam się gorzko.
Co ty pleciesz? Czary, tato? To nie bajka! Ludzie nie czarują!
Kochanie, posłuchaj. Pierwszą kwestią jest magia. Ona zawsze była, jest i będzie. Po drugie... Nie jestem człowiekiem.
Wyprostowałam się gwałtownie i spojrzałam na Roarke. Ten, widząc mój strach i nerwy, podszedł i wziął za rękę, dodając otuchy.
Więc czym?
Elfem, kochanie. Jak wszyscy w tym pomieszczeniu. Oprócz ciebie.
- Elfy? - wyszeptałam cicho.
Roarke uśmiechnął się i odsłonił jedno ucho. Było spiczaste i nieco dłuższe niż zazwyczaj. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wszyscy mają uszy ukryte pod włosami. Zamknęłam oczy.
Przestań stroić żarty. To nie jest śmieszne.
Nie żartuje. Spójrz na nich. Bladzi, smukli  wysocy. Ich włosy są w idealnie czystych, mocnych kolorach. To cechy elfów, córeczko.
Zauważyłam, że włosy gości są albo hebanowe albo jasnoblond albo płomiennorude. Jednymi wyjątkami byliśmy Roarke i ja.
Dlaczego Roarke nie ma takich włosów jak reszta? Przecież elfy nią mają takich włosów.
Roarke jest pół elfem. I moim biologicznym synem.
O cholera!
Super. Mam brata?
Tak właściwie, to nie. Nie jesteście spokrewnieni ani związani więzami krwi.
Ja mówię do ciebie tato, a ty jesteś jego prawdziwym ojcem.
Ale nie jesteście dla siebie rodzeństwem.
Jego głos był stanowczy. Odłożyłam kronikę na stół nie patrząc co jest dalej.
- Przepraszam, ale muszę już iść. Jestem zmęczona - powiedziałam.
- Pójdę z tobą - powiedział Roarke.
- Eileen, czy mogę zamienić z tobą słówko, o pani? - odezwała się Noel.
- Oczywiście. Poczekaj tu, Roarke.
Wyszłam z salonu, a białowłosa bogini w koronach deptała mi po piętach. W końcu zatrzymałam się.
- Słucham?
- Łapy precz od mojego faceta - warknęła. - Nic mnie nie obchodzi, że Bran uczynił cię wspólniczką Roarke. Nie wiem jak, ale trzymaj się od niego z daleka. Jest mój.
Gdyby wzrok mógł zabijać...
Yerees amin flo.
Co? A po naszemu?
Po prostu powtórz.
- Yerees amin flo.
Dziewczyna natychmiast pobladła.
- Jak śmiesz?! Nie jesteś elfką, by powoływać się na słowa Matki!
Jej furia wirowała w powietrzu. Noel obróciła się na pięcie i wróciła do salonu.
Co jej powiedziałam?
Mężczyzna ma rozum i serce.
Więc czemu się oburzyła?
Bo to niemal święte słowa.
O wow.. A ja myślałam, że już mnie nie zaskoczysz. Wasi filozofowie mieli TAKIE głębokie przemyślenia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz