czwartek, 30 maja 2013

Kerstin Gier: Zieleń szmaragdu


Trzecia i ku mojemu ogromnemu żalowi, ostatnia część Trylogii Czasu. Tak jak poprzednie części jest niesamowicie precyzyjna i dopracowana. Co mnie zwaliło z nóg, niektóre sceny z pierwszej części łączą się bezpośrednio z tymi z trzeciej. Nie chodzi tu o luźnie podobieństwo czy deja vu, ale spojrzenie na jedno wydarzenie z perspektywy jednej osoby, ale w innym czasie. I ta osoba jest jednocześnie podwójnie świadkiem tego wydarzenia. Nie ma to jak planowanie na przód. Unaocznia to, że historia Gwen nie jest nieprzemyślaną banialuką, ale powieścią napisaną z sercem i pasją, taką, która podbiła niejedno serce.

A tak odnośnie serc… Gwen ma niemały problem ze swoim, ponieważ zostało ono wręcz roztrzaskane okrutną prawdą. Dziewczyna zachowuje się jak fontanna salonowa, co nie zapomniał podkreślić Xemerius. Najchętniej nie wystawiałaby nosa spod kołdry i poza próg pokoju, nie mówiąc już o opuszczaniu domu. Jednak jest to niestety konieczne, ponieważ każdy posiadający gen podróży w czasie musi poddać się kontrolowanemu skokowi w czasie (elapsji) chociaż raz na dobę, w przeciwnym razie skoki występują samoczynnie. Na całe nieszczęście Gwinny, chronograf znajduje się w siedzibie Strażników, a tam z łatwością można się natknąć na Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać (nawiązanie do Pottera czy po prostu czarny humor Xemeriusa?). I jakby czytając jej w myślach, Gideon czeka na nią, kiedy przyjeżdża. Dziewczyna jest niemal pewna, że wszystko wróci niedługo do stanu przed kłótnią, ma szczerą nadzieję, że Gideon się pokaja, ona potrzyma go w niepewności, a w końcu zaliczą bajkowe zakończenie. Nic z tych rzeczy! Diament proponuje dziewczynie… Przyjaźń! Tak, moje panie, można się zbulwersować. Czy zakochana dziewczyna może usłyszeć od obiektu swych uczuć gorsze słowa niż: „Zostańmy przyjaciółmi”? Nie dziwie się w takim układzie złości Gwen. Czytając dalej, przypominamy sobie o skarbie wspominanym już w poprzedniej części. Teraz dziewczynie za pomocą kamerdynera, rodzeństwa i ciotki udaje się go odnaleźć. I wskazówki odnośnie hrabiego. Bo cóż niebezpiecznego jest w „Annie Kareninie”? Mały włos i Charlotta dostałaby bezcenny przedmiot w swoje zachłanne łapki, na szczęście anioł stróż nie śpi. Później Gwinny wykazuje się bardzo przydatną umiejętnością sugestywnego symulowania choroby, a wszystko po to, by opóźnić wyprawę na bal z Gideonem. Z resztą, co to za różnica, skoro bal odbył się ponad 200 lat wcześniej?
Dalej akcja płynie wartko, co chwila zaskakując Czytelnika. Nie ma czasu na nudę. Chcecie kłótnię? Czemu nie. Gideon i Gwen na zmianę skaczą sobie do oczu, by później całować i w obliczu przepowiedni wiszącej nad głową Gwen, zakończyć spór. I może stać się dla siebie kimś więcej niż tylko przyjaciółmi… Czytelnik jest wrzucony i kalejdoskop. Bal, na którym ginie Gwen… A nie, jednak nie ginie. Czy to możliwe? Wizyty u dziadka Lucasa i nieoczekiwana prawda odnośnie rodziców Gwendolyn. Czy naprawdę w tym pokręconym świecie nikt nie jest tym, za którego się podaje? Chyba każdy w obliczu takich wydarzeń czułby się zagubiony i szukał zrozumienia. Ostatnie sceny są równie tragiczne, co w końcowym rozrachunku niemal wzruszające. Paul i Lucy z pewnych powodów pomogą młodym w przechytrzeniu hrabiego. Tylko czy to ma szansę się udać?

Czym jest skarb, znaleziony przez Gwen? Jakim cudem dziewczyna przeżyje przebicie szpadą aorty? Kim jest zdrajca Strażników i co ma wspólnego z Hrabią de Saint Germain? I w końcu… Czy w obliczu śmiertelnie postrzelonego Gideona i zrozpaczonej Gwen to ma szansę zakończyć się szczęśliwie?

Powiem szczerze, że zanim sięgnęłam po Czerwień Rubinu, nie byłam przekonana do tej trylogii. Internetowa reklama nie napawa chęcią czytania. Teraz patrząc z perspektywy czasu spędzonego z tą serią, jestem nią zauroczona, a patrząc na całość trudno o ostrą krytykę. Książki są MEGA ciekawe, intrygujące, wciągające… I co podkreślę po raz sto pierwszy od początku recenzowania tej trylogii – książki są DOPRACOWANE, co niestety bardzo rzadko można powiedzieć o współczesnych tworach literackich. Jest kontrolowany chaos (jakby inaczej w przeskokach czasowych), artystyczny nieład zdarzeń, ale to nadaje smaku całości. Co mnie ogromnie cieszy, Gier nie chodzi po utartych i wydeptanych śladach, tylko tworzy własne. Jej pomysł jest świeży, inny i cudownie oryginalny. Ku mojej bezbrzeżnej uldze – nie ma wampirów, które ostatnimi czasy chyba już wszystkim wychodzą bokiem. Gwen jest zwykłą nastolatką, którą można bez problemu się utożsamić. Ma te same problemy i radości, tylko po prostu to wszystko na tle podróży w czasie. Podoba mi się sposób zamknięcia historii: łagodnie, prosto i pięknie. Oczywiście kontynuacja pozostaje w sferze domysłów Czytelnika, jednak akcja pozostaje dynamiczna i dopieszczona do samego końca. Jako niepoprawna romantyczka, ucieszyłam się poznając prawdziwe powody idiotycznego zachowania Gideona, choć na miejscu Gwen nie wiem, czy miałabym do niego aż tyle cierpliwości. Przez większość czasu zachowuje się jak osioł (nie obrażając osłów).

Podsumowując całą trylogię… Pani Kerstin Gier za tą trylogię ma u mnie dozgonne uwielbienie. Primo, pomysł jest świeży, nowy, intrygujący, dopieszcz
ony i szalenie udany. Secundo, fabuła dopracowana, akcja przemyślana i jak widać, autorka przygotowała się już wcześniej na każdą ewentualność. I tertio, Gwen to bohaterka, która jest łamagą, gada na lekcjach, wagaruje, pyskuje, kręci, symuluje… Jednym słowem, normalna nastolatka, a nie idealny mutant, rzadko spotykany na ulicy. Patrząc na całość myślę, że krócej byłoby zapytać, co mi się nie podobało. Odpowiedź jasna i klarowna. Nic. Brawo!

wtorek, 28 maja 2013

Kerstin Gier: Błękit szafiru


Jest to drugi tom bestsellerowej powieści niemieckiej pisarki. Tak jak poprzednia część (Czerwień rubinu), opowiada o perypetiach nastoletniej Gwen obdarzonej genem podróży w czasie. Jej życie z dnia na dzień ulega zmianie i dziewczyna musi je na nowo przewartościować z nowymi umiejętnościami. Jednak, czy ten gen na pewno jest darem…?
Zakochanie nie jest proste. Zapytajcie kogo chcecie, nic przyjemnego! A zwłaszcza, kiedy obiektem naszych uczuć jest humorzasty, arogancki i pewny siebie jak mało kto Diament. Gwen zna go tylko tydzień, ale mimo to Gideon wydaje jej się być TYM. Może nie do końca z tym całym banałem w stylu „żyli długo i szczęśliwie”, ale trudno nie zauważyć chemii miedzy tym dwojgiem nastolatków. Jednak młodzieńcze zauroczenie nie przysłania Gwen codzienności. Ciągłe złośliwości ze strony ciotki Glendy i Charlotty oraz oschłość i nieufność Strażników są dla młodej kobiety ciosem. Na każdym kroku porównują ją do pseudo perfekcyjnej kuzynki, wytykając Gwen braki w wykształceniu, o których nawet nie miała pojęcia. Przecież to Charlottę od najmłodszych lat przygotowywali do podróży w czasie! Przez nadopiekuńczość matki Gwen jest zdezorientowana i zagubiona w nowej rzeczywistości. Po wydarzeniach ostatnich kilku dni zostaje wysłana jedynie kilkadziesiąt lat wstecz. Towarzyszy jej Gideon i mimo wzajemnej złośliwości i przekomarzań, tych dwoje do siebie ciągnie i nie potrafią trzymać się od siebie z dala. Przynajmniej tak się wydaje…
Obok perypetii uczuciowych młodej bohaterki pojawiają się nowe postacie i barwne podróże w przeszłość. Madame Rossini wydaje się być jedyną osobą życzliwą wobec Gwen. Krawcowa szyjąca kostiumy dla podróżników jest niemal wniebowzięta, kiedy okazuje się, ze kobieta z żeńskiej linii Montrose ma nie rude włosy, ale czarne jak skrzydła kruka. Xenerius to z kolei duch-demon, który od momentu przerwania kościelnego pocałunku Gwen i Gideona nie odstępuje dziewczynę prawie na krok, stając się tym samym jej wiernym towarzyszem i doradcą. i wreszcie Raphael Bertelin, młodszy brat Gideona. Nieznośny, diabelnie przystojny ryzykant, któremu niemal od razu w oko wpada pewna pieguska… Każda z tych postaci odegra mniejszą lub większą rolę, jednak nie zawsze ich zadanie jest przewidywalne. Gwen uczy się zaufania i czasami musi schować dumę do kieszeni i poprosić o pomoc.
Ta część skupia się na przygotowaniach do nadchodzącego balu i wieczorku go poprzedzającego. Oczywiście to wszystko w przeszłości. Wydarzenia dzieją się w dość krótkim czasie, jednak plusem tego jest ogrom detali i różnych, z pozoru mało ważnych spraw. Gwen ma coraz więcej kłopotów i nie chodzi tu o naukę menueta pod okiem dziwacznego nauczyciela. Podczas jednego z przeskoków poznaje młodą wersję swojego dziadka, Lucasa Montrose, który na nią czekał. Mężczyzna jest zaintrygowany wnuczką w takim samym stopniu, co ona nim, dlatego aranżują kolejne spotkania. Dziewczyna jest na tyle nieostrożna, że prawie daje się złapać.
Czy Gwen uda się przekonać Gideona o swojej niewinności? Jaki skutek przyniesie jej rozmowa z hrabią de Saint Germain? Czy uda jej się naprawić roztrzaskane, rubinowe serce, zniszczone przez lwa z diamentową grzywą?
Dobra, nawet bardzo. Po świetnym początku nie trudno przecież zepsuć kontynuację, dlatego cieszę się, że Kerstin Gier utrzymała wysoki poziom. Wygadany demon trafnie i bezpardonowo ocenia rzeczywistość, co nadaje narracji lekkość nawet w trudnych momentach. Podziwiam Gwen, bo ja na jej miejscu rzuciłabym to wszystko wiele razy. Kolejna część przynosi niewiadome, a pewien złośliwy hrabia tylko miesza. Kiedy już wydaje się, że wszystko gra, a nawet idzie ku lepszemu, nagle wszystko leci na łeb, na szyję. Akcja jest zagmatwana, wielowątkowa, ale przy tym ciekawa i intrygująca. Podróże Gwen są bardzo rzeczywiste. Nastolatka wydaje się być inteligentna, spostrzegawcza i potrafi zaryzykować. Nie każdy śpiewa piosenkę z musicalu „Cats” na wieczorku w XVII wieku. Uważam, że dziewczyna jest idealną bohaterką do tego typu książek. Ma w sobie naiwność dziecka, luz nastolatka i stanowczość dorosłego. Gwendolyn nie wie kim tak naprawdę jest i może to lepiej. Nie brałabym jej jako wzór do naśladowania, ale i tak jest postacią ciekawą i wartą uwagi.

Podsumowując mój dzisiejszy wywód… Powtórne brawo! Pewna kobieta powiedziała kiedyś: „Każda okoliczność wywołuje nowy akt miłości”. To stwierdzenie jest bardzo trafne, jeśli chodzi o Trylogię Czasu. Pojawił się tu nie tylko skomplikowany wątek miłosny, ale również dopracowana akcja i pomysł. Autorka pisała tę książkę z konkretnym pomysłem i to widać. Postacie są charakterne i żywe, a fabuła niebanalna. Zachęcam do przeczytania, a ja tymczasem przyjrzę się "Zieleni szmaragdu".

niedziela, 26 maja 2013

"Locked out of haven" 18/1

Now I need a place to hide away. 

Następnego dnia wstałam w bojowym nastawieniu. Miałam w głowie, że tylko ja mogę stanąć do walki za Roarke. Nie było to może najlepsze wyjście, ale jedyne. Pełna nerwów wypiłam miksturę, którą późnym wieczorem przyniósł mi Pascal i poszłam pod prysznic. Po dziesięciu minutach, kiedy nie czułam już uderzeń wody o moją skórę, uznałam, że pora działać. Związałam włosy w ciasnego koka, który trzymały zabójczo ostre szpilki, ubrałam miękkie leginsy i krótki top do ćwiczeń. Byłam gotowa. Broń zależy od przeciwnika. 
Na arenę weszłam boso. Z gołymi rękami, w ubraniach bez kieszeni. Z pozoru bezbronna. Po drugiej stronie stała grupka ludzi, w tym Alaric, Pascal i Evan.
Jesteś pewna?
Jak niczego na świecie. 
Obyś się nie pomyliła. 
Całą drogę cała grupa nie spuszczała mnie z oczu. Szłam wyprostowana, pewna siebie i swoich racji. Silna wewnętrzną siłą.
 - Ona ma nas pokonać?! – rzucił jakiś młodzieniec z drwiną. – Kto to w ogóle jest?
Młody mężczyzna był wysoki, muskularny. Arogancja i pewność siebie biła z jego lodowato niebieskich oczu na kilometr. Przeklęty bufon.
- Twoja… - zaczął Evan, ale przerwałam mu:
- Pewna dama, która zaraz skopie ci dupę. Boleśnie – nachyliłam się lekko.
- Obiecujesz? – uśmiechnął się nieco obleśnie.
- Jestem tego pewna. Nie oceniaj książki po okładce.
- A jeśli ja wygram?
- Wtedy moja dupa będzie obolała – wzruszyłam ramionami.
- Chcę coś w zamian. Nagrodę – powiedział, łapiąc mnie za rękę, kiedy się odwróciłam. Spojrzałam na niego przez ramię.
- Rozmowa z królową?
- Z tą lodową suką? – zapytał z drwiną. Auć, zabolało. Powstrzymałam Evana gestem przed interwencją. Jak widać nie wszyscy jeszcze mnie znali. – Wolę coś innego.
- A co byś chciał? – wyrwałam dłoń z jego uścisku. Nie bolało, ale nie chciałam, by pomyślał, że jest silniejszy.
- Niech pomyślę – przesunął wzrokiem od moich nagich stóp z krwistoczerwonym lakierem na paznokciach, przez obcisłe leginsy, goły brzuch, wyeksponowany biust, aż po lekko zarumienioną twarz. – Chyba wiesz, czego chcę.
- To jedyna rzecz, jaka nie jest na sprzedaż.
- Ja ją wygram.  
- Nie jestem jakąś pustogłową dziewką z pubu – warknęłam, odsuwając się jak rozwścieczona kotka. – Więc mnie tak nie traktuj.
- Um… ostra – roześmiał się.
- Wystarczy, Liam. Zostaw już Ell w spokoju.
Uśmiechnął się szeroko i szepnął:
- To jeszcze nie koniec.
Nie mogłam się powstrzymać. Naprawdę nie mogłam. W momencie, kiedy się nade mną nachylił, moje kolano wystrzeliło do przodu i wbiło się gwałtownie w jego krocze. Chłopak zwinął się z bólu, wciągając powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg. Poklepałam go po plecach. Reszta roześmiała się głośno.
- A ja myślę, że to już koniec.
Posłał mi złe spojrzenie i powoli się wyprostował.
- Jesteśmy tu, żeby jakaś panna rozstawiała nas po kątach? – zapytał pozostałych, a złość we mnie aż się zagotowała. Ja ci dam jakąś pannę, ty debilu…
- Będziemy się bić – odpowiedział rzeczowo Pascal, który wcześniej przyglądał się temu z boku, a teraz uśmiechał się szeroko do mnie. – Właśnie z tą panną.
Liam popatrzył na mnie zdziwony.
- Z nią? Dlaczego?
Pokręciłam lekko głową. Niech dalej będzie idiotą-ignorantem.
- Bo mam taki kaprys. To który pierwszy?

Kerstin Gier: Czerwień rubinu


Opowieść, która zdobyła serca nastolatek na całym świecie. Pierwsza część Trylogii Czasu jest wprowadzeniem w historię nastoletniej Gwen i Kręgu Wewnętrznego Strażników. Niemiecka pisarka w 2012 roku za Trylogię dostała Nagrodę Małego Donga, a miliony sprzedanych egzemplarzy w wielu krajach są świadectwem kunsztu literackiego pisarki.

Gwendolyn Shepherd jest zwyczajną dziewczyną pochodzącą z nietypowej rodziny. Wybrani członkowie za pomocą chronografu (wehikułu czasu), lub też samoczynnie (dzięki niezwykłemu genowi), mogą podróżować w czasie. Wydaje się wszystkim, że nosicielką tego szczególnego genu w rodzinie Montrose jest kuzynka Gwen, Charlotta, zaś główna bohaterka już dawno się z tym pogodziła. Od zawsze Charlotta była w centrum uwagi, uważano ją za lepszą, uczono wszystkiego, co może być potrzebne podczas podróży w czasie. Więc jakie było zdziwienie Gwinny, kiedy to ona, a nie jej kuzynka, pewnego dnia przenosi się w czasie. Ot tak, po prostu. Leslie, jej przyjaciółka, stara się jej jakoś pomóc oswoić się z trudną sytuacją, jednak Gwen potrzebuje fachowca. Matka zabiera ją do mistrza loży Strażników, Falka de Villiersa, gdzie nastolatka poddana jest kolejnym próbom. Fakt, że to właśnie młoda panna Shepherd jest rubinem kręgu dwanaściorga, zaskakuje wszystkich oprócz uciekinierów z obu rodów: Lucy Montrose i Paula de Villiersa. Jedynie Gwen oraz Gideon, przybrany syn Falka, (a zarazem diament kręgu), są jedynymi żyjącymi, którzy pośród Dwunastu posiadają geny podróży w czasie.

Życie Gwen staje na głowie. Dziewczyna już wcześniej rozmawiała z duchami, ale podróże w przeszłość i poznawanie przodków są dla niej kompletnym kosmosem. Na dodatek w tych planowanych podróżach towarzyszy jej Gideon. Jakby tego było mało, jej anglista, pan Whitman zdaje się być jednym ze Strażników. Świat zwariował? Jak Gwen odnajdzie się w nowej rzeczywistości? Czy uda jej się zapanować nad uczuciami? Jaką przestrogę przyniesie spotkanie z tajemniczym hrabią de Saint Germain? Kim są i czego tak naprawdę chcą Paul i Lucy?

Czerwień rubinu to dobra, przemyślana i ciekawa powieść. Kerstin Gier miesza epoki, style i obyczaje, dzięki temu udało jej się stworzyć coś niepowtarzalnego. Fabuła jest dopracowana w każdym szczególe, nie ma bezsensownych skoków akcji. Czyta się to dobrze, książka ma swobodny, lekki rytm i proste słownictwo (w większości). Epilog pozostawia niedosyt w równym stopniu, co prolog, a iskra między Gwen i Gideonem intryguje. Czy coś z tego będzie? Jako rubin, Gwen skacze w czasie i wprowadza zamieszanie, jej osoba nie jest obojętna… Młoda panna Shepherd może okazać się ważnym elementem kręgu.

Wiele pytań wzbudza w Czytelniku ciekawość, a umiejętnie budowane napięcie zachęca do przeczytania kolejnej części. Lekko skrzywiłam się widząc zwrot Kamień Filozoficzny, bo pierwszym skojarzeniem było "kurna-Harry-Potter", ale na szczęście okazało się, że nie ma to zbyt wiele związku. Czerwień rubinu jest bardzo pomysłowa i w dużym stopniu wyróżnia się na rynku literackim.

Podsumowując – brawo. Książka jest po prostu dobra. Ma moc, fabułę, pomysł na siebie. Broni się, co uwielbiam. Niewiele „tworów literackich” ostatniego czasu, może się tym poszczycić. Was zachęcam, a sama siadam do kolejnej części – Błękit szafiru.

piątek, 24 maja 2013

Jandy Nelson: Niebo jest wszędzie


Książka spotkana przypadkiem, ale zostanie ze mną na długo. Ból, strata i zatracenie swojego „ja” są głównym tłem tej historii, a zaraz obok pojawia się miłość i pożądanie, poczucie winy. Pojawia się cała gama emocji ze śmiercią na pierwszym planie.

Siedemnastoletnia Lennie została sama. Nie dosłownie, ma jeszcze Gram – babcię, Big – wujek i Sarah – najlepsza przyjaciółka. Jednak jej starsza siostra, Bailey, umarła na atak serca i Len ma wrażenie, że straciła swoją lepszą połowę. Sprawy komplikuje dziwna więź dziewczyny z Tobym, chłopakiem Bailey. Len wraca do szkoły, a do jej klasy i orkiestry dołącza Joe, człowiek-orkiestra. Pojawia się między nimi więź, ale „John Lennon”, jak nazywa ją Joe, nie jest pewna swoich uczuć. Trzyma się na uboczu orkiestry, bojąc się wysunąć przed szereg i zagrać pierwszy klarnet. Młody muzyk staje się dla Len ważny i wraz z nadejściem lata zaczyna spędzać w jej domu coraz więcej czasu. Mijają dni, a Lennie  jest zagrzebana w swojej stracie i obojętnieje na świat zewnętrzny, rozpamiętując przeszłość. Z Tobym łączy ją pustka i ból, a Joe wnosi do jej życia światło i kolory.

Jaką moc mają krótkie wiersze zapisane wszędzie przez Lennie? Czy dziewczyna otworzy oczy w odpowiednim momencie i nie przegapi szansy na miłość? Na ile młoda klarnecistka otrząśnie się po śmierci siostry, dając radę powrócić do życia?

Trudna, ale mądra książka. Lennie jest zagubiona, zraniona i coraz bardziej zamyka się w sobie. Podejmuje szereg błędnych decyzji, raniąc mniej lub bardziej swoich bliskich. Zamknięta w swoim kokonie bólu i wspomnień odcina się od osób, które chcą jej pomóc. Joe jest jej odkupieniem i powtórną szansa na odnalezienie samej siebie. Uczucie zapala się gwałtownie i płonie jasnym światłem, jednak jeden błąd niszczy, zdawałoby się już bezpowrotnie, całe zaufanie miedzy młodymi. Lennie jest bohaterką bardzo dynamiczną. Mimo wad i klapek na oczach w końcu udaje jej się spojrzeć na świat bez pryzmatu osoby Bailey. Prawda bywa bardzo bolesna, ale umacnia nas.

Jako czytelnik obiektywny i zaciekawiony KAŻDĄ książką, jaka wpada mi w ręce, jestem mile połechtana. Choć ciężko ją się czyta, temat nie należy do prostych i łatwych, to jest po prostu po ludzku – dobra i przejmująca. Napisana lekko, śmiało, z dozą sarkazmu i humoru głównych bohaterów. Smutny klarnet i żartobliwa, namiętna gitara mogą być idealnym duetem.

Reasumując. Książka choć tragiczna, to mieni się również gamą innych uczuć, które zakopują się w naszej pamięci. Nie pozwala zasnąć. Polecam, bo mimo swojego „ciężaru” jest świetna.

środa, 22 maja 2013

Kate Le Vann: Wszystko co wiem o miłości


Piękna i wzruszająca powieść o pewnej dziewczynie i jej przeżyciach. Subtelna, łagodna, ale i wstrząsa młodzieńczym światem w posadach. Pokazuje, że miłość to nie tylko różowe kwiatki i serduszka. Miłość to oddanie, szacunek i przyjaźń, a przede wszystkim nieprzemijalność.
Livia była chora. Poważnie. Białaczka to nie przelewki. Dziewczyna połowę swojego życia spędziła w szpitalu lub w domu, nie mając prawie żadnej styczności z rówieśnikami. Teraz jest prawie zdrowa i wyrusza do Ameryki odwiedzić brata. Jest szczęśliwa, podekscytowana i niepewna. Nie wie, co ją czeka, a chciałaby przeżyć jak najwięcej. Swoje przemyślenia spisuje na blogu. Tam też zapisuje wszystko, co wie o miłości, a na razie jest tego niewiele, jednak w trakcie wakacji punktów na tej liście jest coraz więcej. Brat pokazuje Livii nowy świat, jego świat. Dziewczyna jest zachwycona, a wyzwolona z łańcucha kontroli matki zaczyna doświadczać życia. Nie oznacza to bynajmniej, że pali, pije i ćpa. Dla niej wielkim sukcesem jest nowa fryzura, zakupy i spotkania ze znajomymi Jeffa, który nadal chucha i dmucha na młodszą siostrę. Taką właśnie Livię poznaje Adam: uśmiechniętą młodą kobietę, która go oczarowuje. Livia i Adam krążą wokół siebie, ale żadne z nich nie wie jak się przełamać. Do czasu… Dzięki Adamowi Livia dowiaduje się nowych rzeczy o magicznym uczuciu zwanym miłością i poznaje nowy świat. Z nim.
Nie chcę zdradzać zbyt dużo szczegółów odnośnie ich związku, ale całość rzuciła mnie na kolana, a zamykając tą książkę czułam poruszenie. Mistrzowsko napisana, pełna wyczucia, młodzieńczej energii i entuzjazmu pierwszych doświadczeń. Livia w swojej kruchości bierze z życia pełnymi garściami i dzięki temu jest niepowtarzalna. Czytając to, poznajemy historię młodej, niedoświadczonej osoby. Jej radość z małych rzeczy i brak obeznania w innych są rozczulające. I jedno, czego nie zapomnę i będzie mi się kojarzyć z tą książką: romantyczny gest Adama, przywiezienie Liv do szpitala czerwonych pantofelków, które dziewczyna określiła jako Dorotki z Czarnoksiężnika z krainy Oz. Słodki i niewinny gest młodej miłości.
Podsumowując: dobra książka, niezależnie od wieku. Nie pozwala żałować bohaterki, już raczej cieszyć się jej szczęściem. Livia to naprawdę pozytywna postać. Oby więcej takich książek na rynku.

poniedziałek, 20 maja 2013

Jess Rothenberg: Po tamtej stronie ciebie i mnie


Przezabawna i jednocześnie smutna powieść o dziewczynie, która… umarła. Ukazuje życie „poza”, w którym nastolatce ciężko się odnaleźć. Historia sama w sobie doprowadza na przemian do płaczu i śmiechu, bo czytając ją trudno o zimną krew i brak uczuć. Gdyż jak się okaże, tę dziewczynę zabiły słowa.

Brie ma wszystko. Chłopaka, którego kocha, przyjaciółki, za które oddałaby życie i pełną, kochającą się rodzinę. Do dnia, kiedy gwałtownie umiera. Jej serce pęka. Nie w przenośni, jak w ckliwych piosenkach o miłości. Jej serce naprawdę pękło podczas randki z Jacobem, swoim chłopakiem. Ten mówi jej, dość brutalne zdawałoby się, słowa: nie kocham cię.

Razem z Brie Czytelnik przechodzi przez apel, pogrzeb… więc trudno o obojętność, czytając to. Przypadek Brie jest rzadko spotykany, bo która niespełna 16-latka umiera na rozległy zawał serca? Ojciec Brie chce to wytłumaczyć, niestety nie zdaje sobie sprawy z obecności ducha córki. Dziewczyna w końcu przenosi się do wieczności. Podobno, bo tak naprawdę trafia w miejsce bardzo podobne do jej rodzinnego miasteczka. Nawet jest pizzeria „Kawałek nieba”, w której bohaterka jadła obiad będąc na wakacjach. Tam „Pani Krzyżówka” wypełnia kwestionariusz dziewczyny, a ona poznaje wkurzającego, przystojnego i pyskatego Patricka. Ten rozmawia z nią, układając jej przyszłość w pięciu punktach: wyparcie, gniew, przekupstwo, smutek, akceptacja. I rzeczywiście tak jest. Na początku wiele czasu zajmuje dziewczynie przyznanie przed sobą, że umarła. Później niestety Patrick namawia ją na małą zemstę. I to niestety jest początek kłopotów. Brie nie może przestać. Widzi, jak życie jej rodziny i przyjaciół się rozsypało. I cierpi, widząc, że przyjaciółka i były chłopak ją zdradzili, zaś jej ojciec zdradził matkę. Patrick widząc, jak dziewczyna zaczyna ingerować w życie żywych, próbuje ją powstrzymać, jednak na próżno. Czy Brie naprawi w końcu swoje błędy? Jaką wiedzę przyniesie jej teczka Patricka? Czy uleczy złamane serca? I na końcu… Czy akceptacja pomoże odkupić winy?

Piękna, mądra książka. Jess Rothenberg porusza trudny temat życia „poza”, ukazując Czytelnikowi nową rzeczywistość. Medyczne wiadomości łączą się z wyobrażeniem autorki o tamtej stronie. Historia Brie jest trudna i pełna zakrętów, a Patrick to jej jedyna szansa na odkupienie. Zaślepiona dziewczyna nie widzi wielu rzeczy, które powinna. Trzyma się kurczowo ziemskiego uczucia, które tak naprawdę na długo wcześniej przed jej śmiercią się wypaliło. Akceptacja i zrozumienie niosą za sobą skruchę i moment otwarcia oczu przez główną bohaterkę. Bardzo podoba mi się język, jakim została napisana ta książka. Brie i jej serowe przezwiska są śmieszne i urocze, dwójka głównych bohaterów ma niewyparzony język i cięte odpowiedzi (do czasu). Niestety dziewczyna za szybko i za dużo mówi, co przysparza to wiele cierpienia i bólu nie tylko jej, ale i chłopakowi, który jej wiernie towarzyszy. Czasami chciałoby się zatrzymać, wrócić, by słowa nigdy nie zostały wypowiedziane, jednak tak się nie da, a Brie uczy się cały czas i od nowa. Na wieczność.

Zostawiam Was z tą książką. Sami zdecydujcie, na ile jest dobra. Dla mnie, historie takie jak ta należy, wynieść pod niebiosa. To nie kolejne love story, gdzie dziewczyna zakochuje się na zabój. Nie. Ta książka ukazuje nam o wiele ważniejsze wartości. Nie pozwala spojrzeć na miłość jako na lekkie i przyjemne uczucie, bo ono takie nie jest. To narażenie własnego serca, oddanie je komuś. I cały czas nadzieja, że ten ktoś go nie zniszczy. Że ono nie pęknie.

Polecam serdecznie.

niedziela, 19 maja 2013

Cassandra Clare: Miasto popiołów



Miasto popiołów, jest to drugi tom serii Miasto kości. Dary Anioła. Tak jak pierwsza część, kontynuacja stała się bestsellerem literatury młodzieżowej już chwilę po wydaniu. Miasto kości wprowadziło Czytelnika w świat magii, demonów, intryg i darów Anioła (Miecza, Kielicha i zaginionego Zwierciadła). W tej części natomiast, każda decyzja rodzi nieodwracalne skutki, które w większości przypadków mają kolosalny wpływ na główną bohaterkę.

Carly jest w niezłych tarapatach. Matka leży w szpitalu pogrążona w śpiączce, Jace okazuje się być jej bratem, a Simon zachowuje się, jakby byli parą. Dziewczyna stara się stłumić wybitnie nie siostrzane uczucia w stosunku do Jace, jednak z marnym skutkiem. Kiedy rozchodzi się wieść, że Jace jest synem Valentine, Lighwoodowie wyrzucają go z Instytutu. Nocny łowca niedługo potem wszczyna burdę z wilkołakami w barze, za którym później znajdują zwłoki jednego z nich. Luke wzywa Carly i razem jadą do Instytutu, by wyjaśnić sprawę. Tam na Jece’a czeka Inkwizytorka, by go przesłuchać. On jednak za swoją butę i bezczelność w stosunku do urzędnika państwowego, zostaje osadzony w więzieniu Cichych Braci, aż do rozpatrzenia sprawy. Ci zaś zostają zamordowani, a Miecz, którego pilnowali – skradziony. Carly i Luke uwalniają Jece’a z więzienia, później dowiadują się, że w Central Parku znaleziono martwego elfa.

Następne wydarzenia są w pełni poplątane i dziwne, a do tego powodują swoistą reakcję łańcuchową. Wizyta w królestwie elfów, pocałunek „rodzeństwa”, ucieczka Siomona, wizyta na łodzi, walka z Valentine, przemiana Siomona… Istny układ pokarmowy! Każde z wydarzeń ukazuje inne spojrzenie na magię, nie powiela schematów i pozwala na nowo poznać bohaterów i ich charakter.

Ta część Darów Anioła, jest równie dobra jak pierwsza. Intryga, zagadka i bardzo zakazane uczucie Jase’a i Carly nadają akcji tempa i dozę pikanterii. Autorka umiejętnie manipuluje uczuciami młodych bohaterów tak, że mają one decydujący wpływ na wydarzenia. Legendarne dary Rajzela, są jednocześnie bardzo ważnym podmiotem i symbolem pożądania i władzy, ale w porównaniu z życiowymi wyborami Carly, wydają się nieistotne.

Książka jest dobrze napisana, swobodnym, stosunkowo nietrudnym językiem, przez co strony same spływają spod palców. Niedosyt, który pozostawia poprzednia część, zostaje pogłębiony wraz z końcem tej książki. Z niejaką dumą muszę stwierdzić, że moje fantastyczne podniebienie, zostało mile połechtane tą pozycją. Oby tak dalej!

sobota, 18 maja 2013

Locked out of haven 17/3


The damage is done 

Lee, co kombinujesz?
Staram się uchronić naszą akcję przed ruiną. Wierz mi tato, to jedyne wyjście. 
Nie ma mowy, Lee! Nie będziesz za niego walczyć!
Wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać. 
To jedyne wyjście. Chyba, że masz jeszcze jednego syna. 
Dobrze wiesz, że nie, wiec nie stawiaj mnie pod ścianą, Lee!
Westchnęłam ciężko i wyszłam z pokoju. Wiążąc sznurek w spodniach, starałam się, by mi nie spadły. Poprawiłam szybko koszulkę i wbiegłam po schodach.
Zastanów się.
Nie mam nad czym. 
Nie przekonam cię?
Marna szansa.  Wiem, że mnie rozumiesz. Nie jestem tylko słabą, głupiutką kobietką. 
Nigdy cię za taką nie miałem.
Więc daj mi to zrobić. Wiesz, że to nasza jedyna szansa.
Pogadaj najpierw z pozostałymi.
Jednym pchnięciem otworzyłam drzwi i weszłam do komnaty Pascala.
- Widzę, że dziś u mnie jak na autostradzie – stwierdził z ironicznym uśmiechem. Czasami mam ochotę mu strzelić. 
- Myślałeś o tym, że za cztery dni jest turniej, a Rockie kompletnie nie nadaje się do walki?
Skinął głową i od razu opuścił go żartobliwy nastrój.
- Co chcesz z tym zrobić? 
- Iść za niego – powiedziałam stanowczo.
Zmierzył mnie wzrokiem, a później skinął głową, jakby w bolesnej świadomości.
- Tak myślałem. Kiedy tylko cię poznałem poczułem, że tkwi w tobie masochistka. 
- Dzięki – mruknęłam z sarkazmem. 
- Eileen, nie wiem, czy twoje poświęcenie coś da.
- Jak to? – zdziwiłam się.
-Tym razem Roarke miał zmienić się z centaurem.
Wytrzymałam oddech. Centaur?
- Dlatego do ciebie przychodzę. Po miksturę.
- Po pierwszym razie się nie nauczyłaś, jak bolesne mogą być skutki uboczne?
- Potrzebuję tego, zrozum. Później mi pomogą kamienie, ale na początku muszę posłużyć się miksturą. 
Westchnął ciężko.
- Widzę, że się uparłaś. Zrobimy tak: jutro przejdziesz trening. jeśli pokonasz wszystkich, pójdziesz na turniej.
- Zgoda - uśmiechnęłam się.

Katarzyna Beata Stachowiak: W kolorze krwi. Wieczna Miłość

Z góry przepraszam, jeśli moja antyrecenzja kogoś urazi.


Patrząc na okładkę książki W kolorze krwi. Wieczna miłość, wiedziałam już kilka rzeczy. Było jasne, że: są wampiry, jest miłość, a dokładniej wielkie love story, no i jest dużo krwi. Bardzo obrazowe, czyż nie? Początek wystarczył mi, bym usiadła w wrażenia. Polska autorka przenosi nas do Londynu XIX wieku. Do balów, próżności i rozwiązłości tamtego okresu. Zastanowił i zdziwił mnie ten fakt, jednak mając za sobą bogatą znajomość z powieściami historycznymi, postanowiłam spróbować.

Elizabeth Westmoore jest klasycznym przykładem rozpieszczonej panienki z wyższych sfer. Uparta, krnąbrna i wyszczekana, nie przyjmuje do wiadomości odmowy. Po śmierci rodziców jest zmuszona przeprowadzić się z bratem Lucasem z Londynu na małą wieś. Kiedy dowiaduje się, że w okolicy grasuje Bestia, zabijająca niewinnych wieśniaków i wysysająca z nich krew, wymusza na służbie podróż do zielarki-czarownicy z lasu. Szantażem, ciągnie za sobą przerażoną pokojówkę i lokaja, ponieważ Caroline, zielarka, przepowiada przyszłość. Ta mówi Elizabeth, że spotka niedługo miłość swego życia. Naiwne dziewczątko oczywiście jest tak zaabsorbowane wiadomością, że nie zwraca uwago na nic innego. Ucieka służbie, zagłębiając się coraz bardziej w nieznany las. Dopiero po jakimś czasie wychodzi ze świata marzeń na tyle, żeby zauważyć, że się zgubiła. Doprawdy, epokowe odkrycie… Znikąd pojawia się wilk, dziewczyna zaczyna żałować samotnej wędrówki i wyrzuca sobie głupotę (rychło w czas). Wtedy to ratuje ją nieznany mężczyzna, odprowadzając z powrotem do spanikowanych towarzyszy wyprawy. Całe zdarzenie oczywiście rozbudza w Elizabeth miłość od pierwszego wejrzenia do nieznajomego. Dalej akcja nabiera tempa i jest pełna przeskoków. Roderick Robillard, tajemniczy wybawiciel dziewczyny, pojawia się w rezydencji Westmoorów, gdzie poznaje Lucasa i jest zaproszony przez niego na obiad. Dziewczyna jednak spotyka się z Roderickiem za placami brata i zakochuje się w nim coraz bardziej. Ze wzajemnością, co trzeba podkreślić. Przy bracie udają, że nic ich nie łączy, jednak poza zasięgiem jego wzroku urządzają sobie urocze schadzki. Dzięki niej Roderick, który swoją drogą jest bezwzględnym wampirem, przestaje polować na ludzi, a przerzuca się na zwierzęta. Jakiś czas później Westmoorowie przeprowadzają się powrotem do Londynu, gdzie Lucas znajduje „idealnego” męża dla siostry. Nie wie, że miły i szarmancki Książę Ducan to tak naprawdę wampir ogarnięty rządzą zemsty na Rodericku. Robillard postanawia opuścić ukochaną, mając nadzieje, że dzięki temu Ducan straci zainteresowanie dziewczyną. Staje się wręcz przeciwnie i niedługo później Ducan prosi o jej rękę. Dziewczyna nie mając wyboru, godzi się. Ducan przez długi czas znęca się nad nią, pokazując jej świat mordu i przemocy. Dziewczyna w dniu ślubu jest wyczerpana psychicznie. Narzeczony, by umilić życie Elizabeth, morduje na jej oczach ciężarną kobietę. Na szczęście Caroline udaje się uratować dziecko. Roderick, niczym książę w lśniącej zbroi, pojawia się w ostatniej chwili i ratuje Elizabeth. Żeni się z nią i uciekają do Ameryki z małym Kyle’em, chłopcem uratowanym przez czarownicę, którego młodzi państwo Robillard uznają za swojego syna. Dalsze losy tej rodziny, są jeszcze bardziej poplątane a choć opis książki może wyglądać jak jej streszczenie, to zapewniam Was, że cała akcja jeszcze dobrze się nie rozkręciła. Pojawia się tajemnicza postać Billa, który też nie jest do końca człowiekiem, mało tego, zagraża tej nowej rodzinie. W sercu Elizabeth, rodzi się zaś miejsce dla kolejnego mężczyzny. Jaką decyzję podejmie dziewczyna? Czy wyjdzie cało z kolejnej potyczki? Kto jeszcze zagrozi ich szczęściu?

Będąc w połowie tej historii, już byłam zdecydowanie na nie. Jednak starałam się podejść do tego obiektywnie i przeczytać do końca. Każda kolejna strona utwierdzała mnie jednak w przekonaniu, że nie jest zbyt dobra pozycja. Liczne powtórzenia (często słowo kończy jedno zdanie, zaczyna następne), mdłe, banalne dialogi, monotonia opisów. Jeśli chodzi o samą historią, to aż bije po oczach podobieństwem do Sagi Zmierzch. Mamy wielką, nieśmiertelną miłość z przedstawicielami gatunku krwiopijców, opuszczenie ukochanej, oczywiście dla jej dobra, dylemat głównej bohaterki pt. „Którego wybrać?” i walka o dobro dziecka. Brzmi znajomo? To po prostu nudne, ile razy można powielać jeden schemat? Plusem dla autorki jest fakt, że próbowała jakoś urozmaicić fabułę, umiejscawiając historię w XIX wieku i dając aurę tajemniczości w wizjach czarownicy Caroline. Ale nie zmienia to faktu, że ta książka jest po prostu mdła i nijaka. Całość (ponad 300 stron) to dwa lata życia bohaterki, a większość wydarzeń jest opisana skrótowo, Czytelnik wielu musi się domyślać. Akcja dzieje się zbyt szybko (chociażby miłość od pierwszego wejrzenia i seks po trzech dniach znajomości).

Nie przekonuje mnie to. Wolałabym, żeby historia sama się czymś broniła, ale aż trudno znaleźć coś takiego. Nie jest to książka, dla której rzuca się wszystko, tylko żeby ją przeczytać. Miejmy jednak nadziej że druga część W kolorze krwi. Dziedzictwo przodków, zabłyśnie czymś bardziej oryginalnym.

piątek, 17 maja 2013

Locked out of haven 17/2

You hadn't cry, the world sort out ..


Leżałam na łóżku, myśląc intensywnie. Cholera, to zmienia postać rzeczy… 
Nie możesz być moim ojcem.
Dlaczego tak myślisz?
Odezwał się po raz pierwszy od ogłoszenia przez Pascala tej szalonej nowiny i przeszedł do rzeczy.
Mówisz tak, bo nie chciałabyś, bym nim był.
Nie o to chodzi. Oczywiście, że chciałabym, przynajmniej jakaś część mnie. 
A ta druga...
Nie wierzy w to! To wszystko jest takie dziwne, że nie czuję się na siłach, by temu sprostać.
Chodzi o Evana, prawda?
Po części, przyznałam wiedząc, że i tak nic przed nim nie ukryję. Tato, to abstrakcja! Mielibyśmy wtedy tą samą babkę! Wyobrażasz to sobie?
Nie i jestem pewien, że ty lub Evan też nie. Kochasz go?
To jest cały problem w naszej relacji. Wstałam i zaczęłam krążyć nerwowo po pokoju. Gdybym nie dopuściła, by w naszą znajomość wkradło się uczucie, wszystko dziś wyglądałoby inaczej.
Kochanie, miłość nie jest zbrodnią.
Ostatnio odkryłam, że nie jest też błogosławieństwem. Ty do dziś nie zapomniałeś o Liv, choć wiesz jaka była i jaka jest. Wątpię, bym ja tak po prostu mogła zapomnieć o Evanie.
Lee, głowa do góry. To tylko przypuszczenia szalonego czarownika. Pewnie właśnie szuka sposobu, by dowieść prawdy.
Wiem, że wiele ułatwiłby fakt, że jestem twoją biologiczną córką.
Wiele by też skomplikował. Głównie w twoim życiu. Nie chcę, by Ignis było twoim przymusem. Chciałbym, byś wracała tu z uśmiechem.
Na razie się na to nie zanosi. Usiadłam i zaczęłam bawić się frędzlami narzuty. Szczerze chciałabym, by już minął ten rok. 
Jestem pewien, że Rockie też.
Jęknęłam i położyłam się na plecach. 
On nie będzie mógł walczyć, uświadomiłam sobie. Turniej za cztery dni, on po prostu nie wyzdrowieje!
Wiem.
I mówisz to tak spokojnie?! Wszystko szlag trafi! Jego poprzednie walki i moje to całe "małżeństwo"! 
Masz jakiś pomysł?
Usiadłam i uśmiechnęłam się szeroko.
Właściwie... to mam.

Regina Doman: Cień Niedźwiedzia


Na froncie widnieje napis: „Pewnego razu w Nowym Jorku”. Już trzymając tą książkę w dłoni poczułam zainteresowanie i nie chodziło tylko o obwolutę. Przy wstępnie zostało zaznaczone, że ta historia jest luźno oparta na baśni braci Grimm „Białośnieżka i Różyczka”. Nie znałam dobrze akurat tej baśni, ale okazało się, że nie muszę. Nad każdym rozdziałem jest umieszczony fragment baśni, na którym został oparty.

Blanche i Rose mieszkają z matką w Nowym Jorku. jakiś czas wcześniej zmarł ich ojciec i dziewczyny jeszcze nie do końca uporały się z poczuciem straty. Blanche, starsza z sióstr, jest nieśmiała i cicha, ma problemy z rówieśnikami, a Rose, rok młodsza jest żywiołowa i pewną siebie. Któregoś wieczoru matka wraca do domu z młodym mężczyzną, który pomógł jej wnieść zakupy. Na zewnątrz szalę śnieżyca, a chłopak jest przemarznięty. Kobieta pomaga chłopakowi się rozgrzać, a on dyskutuje z dziewczynami. Rose od razu przekonuje się do Beara, jednak Blanche jest bardziej zdystansowana.
Od tamtego wieczoru Bear jest częstym gościem w domu tych trzech kobiet. Którejś nocy zabiera je nawet do opery. Rose w tym czasie zaczyna umawiać się z Robem, uczniem ostatniej klasy. Ten zaprasza ją na bal maturalny, przez co Blanche czuje się zraniona, bo to właśnie ona powinna iść ta ten bal. Mimo to pomaga siostrze w szukaniu wymarzonej sukienki. W wieczór balu, kiedy Blanche zostaje już sama w domu, przychodzi Bear i postanawia zabrać ją na bal. Ta zgadza się, choć wciąż niechętnie.
Tu zaczynają się kłopoty. Dziewczyny nawet nie są do końca świadome, w co się wplątały. Czy ich sprzymierzeńcom uda się uchronić siostry?

Pełna akcji i ciekawa historia. Niebanalne podejście do baśni, wątki morderstwa i śmiertelnego niebezpieczeństwa. Książka jest podzielona na części: akapit z jasną różą przedstawia świat oczami Blanche, a ciemniejsza- z perspektywy Rose. To wielki plus, bo każda z bohaterek ma inny charakter i inaczej postrzega otaczający je świat. Blanche gryzie się sama ze sobą, jest strasznie porządna i poukładana, jednak potrafi postawić wszystko na jedną kartę. Rose jest impulsywna, szybciej robi niż myśli. Dziewczyny są skrajne, kontrastowe i dzięki temu akcja nabiera barw.
Bardzo dobra i intrygująca historia. Atmosfera tajemniczości, zaś same podejrzenia nadają tempa powieści. Czytelnik nie może się doczekać każdej kolejnej strony. Wielkie wyrazy uznania.

czwartek, 16 maja 2013

Danielle Steel: Duża dziewczynka


Książki Danielle Steel, które do tej pory przeczytałam, mogę policzyć na palcach. Nie jest to moja ulubiona pisarka, jednak ten tytuł jest dla mnie szczególnie ważny. Już przy pierwszych słowach czułam, że nie będzie to łatwa lektura.

Wiktoria Dawson jest córką dwóch chodzących ideałów Nowego Yorku. Przez całe życie zmaga się z odrzuceniem i drwiną. Jaka jest pierwsza jej wadą? Jest dziewczyną. Kolejna? Odziedziczyła wygląd po prababce, a nie po rodzicach. To wystarczające powody by ranić dziecko. Jasnowłosa i błękitnooka Wiktoria nie pasuje do rodziców szatynów. Na dodatek dziewczyna ma problemy z wagą, przez co ojciec nazywa ją „dużą dziewczynką” ukazując tym samym szczyt chamstwa, chociaż w jego wykonaniu to dopiero wierzchołek góry lodowej.  Kiedy Wiktoria miała kilka lat, urodziła się Grace. Wpadka, choć spektakularna, bo dziecko jest żywym odbiciem idealnych rodziców. Wiktoria otacza siostrę bezinteresowną miłością, opieką i oddaniem, zajmując się nią częściej niż matka. To nic, że rodzice całą miłość i uwagę przeli na Grace, w końcu Wiktoria jest tylko „ciastem na próbę”.

Dorastanie i dorosłość nie należą do najłatwiejszych. Brak wiary w samą siebie, zasiany przez ojca rodzi ogromne plony. Na dodatek dziewczyna na problemy z tuszą, „zajada emocje”. Życie Wiktorii to ciąg pomyłek miłosnych. Gej, playboy i kilka takich innych miłostek, po których dziewczynie trudno się pozbierać. A waga ciągle skacze. Narażona na wiele stresów nauczycielka stara się ukoić nerwy w jedzeniu. I oto pewnego dnia do jej życia z wielkim impetem wkracza Collin White. Czy to właśnie on jest „tym właściwym”?

Książka budzi we mnie rozgoryczenie, złość i frustrację. Postawa rodziców Wiktorii podnosi ciśnienie. Nie kochają jej, pomiatają nią, mają za nic. Depczą poczucie własnej wartości i pewność siebie. Oto MATKA, która z góry skazuje córkę na staropanieństwo i OJCIEC, który dzieli córki na piękną i mądrą i który nie przepuści okazji do drwin i wytykania wad Wiktorii. To RODZICE, którzy niszczą swoje dziecko psychicznie. Mimo to, Wiktoria ma dobre serce. Jest ufa i oddana, a przez to często cierpi.

Jest to propozycja trudna, psychologiczna i wzbudzająca uczucia w Czytelniku. Bardzo dobrze napisana, łącząca prostotę przekazu z trudnością tematu. Pozostawia po sobie kaca, a ktoś kto przeczytał ją raz, na długo o niej nie zapomina. Polecam, bo książka naprawdę daje do myślenia.

środa, 15 maja 2013

Locked out of haven 17/1

Tonight we'll sail to the edge of the world


- Jak to zrobiłaś? - zapytał Pascal, patrząc na mnie zdziwiony.
- Ja… po prostu trzymałam je w dłoniach! To nie moja wina!
Prawda, tato?
Lee…
- Kiedy je trzymałaś w dłoniach?
- Chciałam uleczyć Roarke. Wiedziałam, że ona maja moc, dość dużą, więc postanowiłam spróbować. Nie wiedziałam, że one aż tak zareagują. Przepraszam.
- Eileen, kamienie zwykle nie mieszają mocy. Nie w taki sposób – zaczął krążyć po pokoju.
- Co to znaczy? – zapytał Evan. 
- To znaczy, że nie James jest twoim ojcem- powiedział czarownik. – Tylko jakiś elf. 
- Elf? – pisnęłam. Jestem w połowie ELFEM?!
- Tak, choć może być to i czarownik. Jednak wątpię, żeby twoja matka wdała się w więcej jak jeden romans…
- Czyli Bran jest moim ojcem… biologicznym? – wykrztusiłam.
- Na to wygląda, choć pewności nie mam – usiadł naprzeciwko. Evan patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. – Reagujesz na magie, nie przynosi ci ona skutków ubocznych. Kamienie współpracują ze sobą, a są do tego potrzebne więzy krwi. Podejrzewałem coś takiego, jednak… 
- Zrobiłeś to specjalnie?
- Tak. Szmaragd miał ci dopomóc, lecz jako śmiertelnik nie mogłabyś go nosić. 
- Co Bran na te rewelacje? – wtrącił Evan.
- Milczy.
Dopiero teraz zauważyłam jak dużo zmienia słowa Pascala. NAPRAWDĘ będę dziedziczką Ignis. Rockie będzie moim prawdziwym bratem, a Evan… Kuzynem?! To oznacza, że Finn. 
- Zaczekaj! – uniosłam obie dłonie w górę. – Nie, żebym nie chciała, ale to nie możliwe! Liv by chyba widziała.
- Ktoś grzebał w jej głowie – przypomniał mi brutalnie Pascal.
- Wiem! Myślisz, że tego nie zauważyłam?!
- Eileen, zachowaj moje przypuszczenia dla siebie. Ktoś celowo utaił informacje o twoim rodowodzie. 
- Może po prostu ciągnijcie losy, kto jest moim ojcem – warknęłam. – To się zaczyna robić śmieszne! Przypominam, że trafiłam tu właśnie przez mojego domniemanego ojca, który tak się składa, towarzyszy mi od zawsze! – gniew dosłownie kipiał ze mnie. 
- Ell… - zaczął Evan.
- Mam dość, przepraszam. 
Wyszłam z pokoju zamykając cicho drzwi. 
Lee…
Gdybyś okazał się moim ojcem, wszystko by to skomplikowało. Lubię swoje życie w Dublinie. Chcę po prostu odrobiny normalności.
Rozumiem cię. Jednak fakty mówią same za siebie.
Nikt nie musi znać faktów. Jak na razie wiesz ty, ja, Pascal i Evan. Rockie był nieprzytomny.
Nie wiem, co ci powiedzieć.
Nie chcę kłamstw. Jeszcze nikomu nie wyszły na dobre. 
Westchnął i zamilkł, a ja znów zaszyłam się w swoim pokoju.

Sylvain Reynard: Piekło Gabriela


Stosunkowo nowa książka (wydana w 2013) rzucona przez niektórych do pudła z napisem „Ta po Grayu”. Jednak czy słusznie porównywać te dwie pozycje ze sobą?
Rządna przygód część mojej natury postanowiła sprawdzić jak się ma historia perwersyjnego milionera Christiana Graya do tego pozornie nudnego wykładowcy Gabriela Emersona. Profesor Emerson jest uznany jako specjalista od twórczości Dantego. Ten z pozoru poukładany i nieciekawy (choć diabelnie przystojny) profesorek to psychiczny masochista zamknięty w okowach przeszłości i borykający się ze wspomnieniami. Któregoś dnia na seminarium zwraca uwagę na nowa studentkę, Julię Mitchell. Po dość grubiańskim zachowaniu na zajęciach, Gabriel postanawia przeprosić dziewczynę. Nie zdaje sobie sprawy, że już wcześniej ją poznał i nie jest mu ona tak obca, jak by się wydawało. Julii natomiast trudno pogodzić dwa obrazy. Gabriela: tego, którego poznała jako nastolatka, który zaraził ja miłością do twórczości Dantego, który skradł jej pierwszy pocałunek i pozostał przez te wszystkie lata w jej myślach, do tego obecnego człowieka, lodowatego, zgorzkniałego profesora ze słabymi nerwami. Nie poddaje się jednak, a jej upór może stać się dla obojga błogosławieństwem. I tak rozpoczyna się wyboista niczym polskie drogi podróż ku szczęściu. Oboje noszą ciężkie brzemię przeszłości. Czy Julii uda się uleczyć duszę Gabriela i wnieść światło w jego życie? Czy mężczyzna wybaczy sobie i  pokona dawne demony? Historia pełna zagadek i tajemnic. Gabriel chowa swe sekrety nie tylko przed światem zewnętrznym, ale i przed Czytelnikiem.

Zakazany w świetle prawa związek wykładowcy i uczennicy jest mroczny, pełen niedomówień. Pokuta staje się nagrodą, a może ofiarą? Cień Dantego i Boskiej komedii odgrywa jednoznaczną rolę w życiu profesora. Julia i Gabriel przyciągają się i odpychają, raniąc i lecząc wzajemnie. Chociaż książkę wielu z góry zaszufladkowało, to trzeba przyznać, że  przyjemnie zaskakuje wymiennością jaka zachodzi pomiędzy bohaterami, w stosunku do historii pani James. Jasne, chemia aż iskrzy między tymi ludźmi, seks pojawia się, ale sporadycznie, na końcu. Wisienka na torcie po pełnej zakamarków historii, a nie codzienność i co druga strona akt.

Sylvain Reynard roztacza przed Czytelnikiem trudną i niebanalną fabułę, pełną niedomówień i sekretów. A co najważniejsze, zmusza Czytelnika do myślenia, nie pozwala na przewidywalność. Nie znam osobiście osoby, która myślałaby o czymkolwiek przy Trylogii pięćdziesięciu odcieni, gdzie wszystko jest przewidywalne aż do bólu. Podsumowując: trudna, pokręcona, z historycznym Dante w tle. Warta przeczytania.

wtorek, 14 maja 2013

Sophie Jordan: Ognista

Dragoni ukryci w ludzkiej powłoce. Niebezpieczeństwa współczesnego świata, które mogą zabić osobliwe plemię mitycznych stworzeń. Tylko… Czy zawsze pobratymiec oznacza sojusznika, a myśliwy wroga?
Jacinda jest ważna dla swojego stada. Silna i odważna ognioziejka to idealna kandydatka na partnerkę przyszłego alfy stada. Matka postanawia uchronić dziewczynę przed rolą klaczy rozpłodowej i zabiera córki do świata ludzi. Ukryte pod ludzką powłoką starają się nie wychylać. Jednak w Jase wciąż żyje wewnętrzna dragonka, którą z taką łatwością odrzuciły matka i bliźniacza siostra, Tamra. Jacinda stara się dostosować do nowego otoczenia, jednak plany krzyżuje jej znajomy-nieznajomy na szkolnym korytarzu. Will to myśliwy, który darował dziewczynie życie podczas jednego z polowań. I to właśnie on pobudza w niej pierwotne instynkty, budząc chętną przygód dragonkę w Jase. Po pewnym czasie Will i Jasinda zbliżają się do siebie, ale to słodka przygrywka do tragicznego rozwoju zdarzeń. Do miasta przybywa Cassian – dragon, któremu jest obiecana Jase. Dziewczyna odkrywa tajemne zamiary swojego stada i już nie jest pewna co do powrotu. Jednak Cassian naciska. Na domiar złego, Will odkrywa prawdziwą naturę Jasiny. Może być gorzej?
Sophie Jordan wprowadza nas w mityczny świat dragonów. Świat niebezpieczny, mroczny i pełen tajemnic, gdzie brat brata potrafi zepchnąć w przepaść. To stworzenia żyjące tuż obok przeciętnych obywateli naszego globu, obdarzone nadludzką sprawnością i talentem. Autorka ukazuje nam prześladowanie mitycznego gatunku i ludzką bestialskość. Gwałtowne uczucie Willa i Jasindy – myśliwego i ofiary, jest złamaniem praw rządzących w obu gatunkach. Ogień rozsądzający Jase jest błogosławieństwem dragonki i przekleństwem człowieka.
Całość napisana prostym, lekkim tonem, łatwym do zrozumienia. To nowe spojrzenie na smoki, dragony i pradawny świat tych istot. Powiela legendy i podania, jednocześnie racząc Czytelnika czymś nowym. Brawo.

poniedziałek, 13 maja 2013

Sara Grant: Neva

Zamknięty świat pod Kopułą. Kontrola rządowa obejmuje każdy aspekt życia obywatela i niemy krzyk ku wolności, tak cenzurowanej i zabronionej.
Neva Adams żyje w zamkniętym świecie Kopuły. Jej ojciec pracuje w ministerstwie historii starożytnej, co ma swoje wady i zalety. Dla władzy jest niemal nietykalna, ale znajomi nie mają do niej zaufania. Razem z Sanną, najlepszą przyjaciółką, organizuje małe protesty i wstępuje do ruchu oporu. Pragnie powrotu do normalności i dawnego życia. Jednak rząd nie chce, by ktokolwiek wyszedł poza Kopułę, mało tego, przesiedlają ludzi do Miasta, by prościej było ich kontrolować.
W tym niecodziennym otoczeniu Neva odnajduje prawdziwe uczucie. Wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że Braydon, w którym jest zakochana, jest chłopakiem Sanny. Podczas jednego z protestów, pod osłoną mroku, Neva całuje się z Braydonem, nie do końca zdając sprawę, że to on. Żadne z nich nie chce skrzywdzić Sanny, jednak nie potrafią trzymać się od siebie z daleka.
Wśród nich jest zdrajca. Komu można zaufać? Czy uda się Nevie uciec od zakłamanego otoczenia i kontroli władz?
Kolejna wspaniała książka. Sara Grant wykonała kawał dobrej roboty, kreując zamknięty świat i niecodzienne działania rządu. Niektóre momenty wręcz wstrząsają Czytelnikiem. Właśnie w tym pokręconym świecie kiełkuje ziarno miłości – między zdradą, fałszem, życiem w maskach i wzajemnym oczernianiem. Tam jest dla niej najlepsze miejsce.
Podoba mi się, że ta pozycja nasuwa na myśl pewną wartość: siłę przyjaźni i więzów międzyludzkich. Mimo wielu zgrzytów, różnic i niechcianych emocji Neva i Sanna dalej pozostają przyjaciółkami. Tu jest ta siła – zaufanie do drugiego człowieka. Zawsze jest nadzieja.
Pouczająca i jednocześnie pełna kontrastów książka, naprawdę polecam.

niedziela, 12 maja 2013

Josephine Angelini: Spętani przez bogów

Jak ważne w życiu współczesnej nastolatki mogą być stare mity greckie, których ona nawet dobrze nie zna? I co ma wspólnego Helena Hamilton z Heleną Trojańską? Lektura tej książki na pewno pomoże odpowiedzieć na te i inne pytania.
Helena od zawsze czuła się… inna. Musiała ukrywać przed rodziną (a dokładnie – przed ojcem) i otoczeniem swoją niezwykłą siłę, szybkość i odporność na zranienia. Do tego te sny… Próbowała dostosować się do definicji słowa „normalny”, jednak instynktownie trzymała się od innych z daleka, szukając czegoś, o czym nie miała pojęcia. Dziewczyna nigdy nie była jedną z tych, które należą do rozchichotanego tłumu słodkich i pustych nastolatek. Helena twardo stała obiema stopami na ziemi. Do czasu, gdy pojawił się ktoś, kto pokazał jej jak latać.
Pewnego dnia na rodzinną wyspę bohaterki sprowadza się nowa rodzina. Początkowy brak zainteresowania dziewczyny przybyszami zmienia się, gdy spotyka „nowych”, na szkolnym korytarzu i… Rzuca się z pięściami na jednego z nich, Lucasa. Z nieznanych powodów zapala się w niej nienawiść, której nie kontroluje.
W pewnym momencie okazuje się, że Helena odnalazła podobnych sobie „dziwaków”. Tylko jakim cudem? Kim tak naprawdę jest matka Heleny? Co mają z tym wspólnego Furie, Mojry i cały olimpijski zastęp?
Książka magiczna, urzekająca jakąś prostotą. Pomimo drobnych usterek, jest dość łatwa w odbiorze i swobodna w tonie. Umiejętność wplecenia zakazanego uczucia i piętna mitycznego, zaostrza apetyt na kolejną część. Tu nic nie jest różowe, słodkie i jednoznaczne, nawet uczucia okrywają mroczne cienie i ciężar dziedzictwa.
Jak dla mnie – doskonała książka na sobotnie popołudnie. Mimo zawiłej fabuły odpręża i w całości pochłania, pozwalając zapomnieć o całym świecie. Bez zabawnych ulepszeń i bezsensownych dramatów. Polecam.

sobota, 11 maja 2013

"Locked out of haven" 16/3

What goes around comes all the way back around

Pierwsze osłabienie przyszło niedługo później. Zawroty głowy były nieznośne, a cały organizm krzyczał z wyczerpania.
Lee?
Przepraszam, tato. Powinnam cię słuchać.
Powinnaś. Teraz czekaj tu, a jak przyjdzie Pascal, przyznasz się, że uleczyłaś Roarke. On już pewnie o tym wie, ale przyznasz się.
Dwoiło mi się przed oczami, podłoga podskakiwała niebezpiecznie, więc usiadłam na podłodze. Zimny pot oblał moje ciało.
Nie żałuję, że to zrobiłam. W końcu się na coś przydałam się, jako jedyny człowiek w całym zamku.
Więc to dlatego?
Tato, jestem bezużyteczna! położyłam się na podłodze. Wy jako elfy bijecie człowieka o głowę na każdym polu. Już jakiś czas temu zauważyłam, że szmaragd i ametyst są kompatybilne względem siebie. Uzupełniają się. Kryją w sobie jakąś moc, która uaktywnia się tylko, kiedy są razem. Naprawdę nie wiedziałeś?
Jeden kamień dostałem ja, drugi mój brat. Należały do naszej matki. Nie widziałem ich razem od dzieciństwa.
Może właśnie dlatego je rozdzieliła...
- Eileen! - Evan nachylał się nade mną ze zmartwioną miną. - Dobrze się czujesz? Pascal kazał mi cię przynieść do wieży.
- Już lepiej, dziękuję - odsunęłam od siebie jego dłonie. - Po prostu zakręciło mi się w głowie. Mogę iść, nie denerwuj się - pogładziłam go po policzku i wstałam o własnych siłach, ściskając w dłoniach kamienie.
Kiedy weszliśmy do wieży, Pascal obrzucił mnie taksującym spojrzeniem.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Dziękuję, dobrze. To nie ja miałam wypadek, tylko Rockie.
- Myślę, że on w tej chwili ma się lepiej niż ty. Jak to zrobiłaś?
Nie pytałam o co chodzi. Wyciągnęłam dłonie i je otworzyłam.
- One były splątane! - wykrzyknął Evan.
Pascal podszedł i obejrzał z bliska każdy z kamieni.
- Jak to zrobiłaś? Zmieszałaś ich moce.
Co?!
Przyjrzałam się obu kamieniom. Wyglądały IDENTYCZNIE! W połowie zielone, w połowie fioletowe. Cholera... Zepsułam kamienie babci!

Ilona Andrews: Magia uderza

Magia uderza …i to dość mocno. Trzecia część cyklu o Kate Daniels bynajmniej nie zostawia bez szwanku. Nokautuje.
Derek, przyjaciel Kate, zostaje niemal skatowany na śmierć. Najemniczka stara się odkryć powód i sprawców napaści, oczywiście w towarzystwie bezwstydnie pociągającego Currana i jego ciętego języka. Kiedy okazuje się, że wszystkie tropy prowadzą do Kotła- brutalnego i zakazanego turnieju walk, kobieta uświadamia sobie w co się pakuje. Odsuwa od siebie Jego Futrzastość bez słowa wyjaśnienia uciekając spod jego bezpiecznych skrzydeł. Co więcej, za jego plecami spiskuje z innym zmiennokształtnym. Władca Bestii nie może zostać w to wplątany, bo wtedy złamałby własny zakaz…
Atmosfera jest tu inna. Czytelnik ma wrażenie, że lawiruje na przestrzeni dwóch epok: współczesnej Atlanty i starożytnego Rzymu, a dokładniej- walk gladiatorów na arenie. Tyle, że tu nie ludzie walczą, przynajmniej nie do końca. Kate jest lekko przytłoczona tym wszystkim, ale chęć zemsty popycha ją do walki.
Uderzenie, jakim jest ta książka, jest porównywalne do poprzednich z tej serii. Muszę jednak przyznać, że ta część ma więcej akcji (choć i w poprzednich jej nie brakowało). Tutaj trudno nadążyć! Nieco frustrujący wątek odpychania i przyciągania- czyli love story w wersji Bestii i najemnika. Chemia między głównymi bohaterami, prześmieszne dialogi ociekające sarkazmem i pełne uszczypliwości, oraz ciągłe spięcia wybuchowych charakterów Kate i Currana, dodają tu sporo pikanterii. Autorski duet po mistrzowsku połączył sceny walki, śmierci, okrucieństwa i niekiedy wręcz bestialstwa oraz blask gorącego uczucia. Wielkie brawa.
Podsumowując, po raz kolejny jestem na tak, jeśli chodzi o Kate Daniels i Ilone Andrews. To równie dobra pozycja jak dwie poprzednie z tego cyklu. Kate to wybuchowa, temperamentna kobieta z niewyparzoną buzią i nie da się jej nie lubić. Jej punkt widzenia, ironiczne komentarze i bystry umysł są wielkim plusem tej serii.
Zostawiam Was z tą książką, zastanawiając się… Czy magia może krwawić?