wtorek, 12 marca 2013

Locked out of haven 6/3



But he’s crawled inside your wounded soul. He's never ever gonna let you go.



Nagle przyszedł mi do głowy szalony pomysł, godny mnie samej. Zsunęłam spodnie oraz kurtkę i z dzikim śmiechem wbiegłam go lodowatej wody, zagłębiając się w niej całą. Po chwili wypłynęłam, czując się świetnie. Mimo, że zamarzałam, a ciało robiło się ciężkie i leniwe, to płynęłam ile sił. Po pewnym czasie udało mi się dotrzeć do brzegu, gdzie runęłam jak długa, nie zawracając sobie głowy ubraniem się lub choćby wytarciem skostniałego ciała. Z wielkim uśmiechem na ustach oddychałam ciężko.
Nagle usłyszałam krzyk:
-Eileen!
Chciałam mu odpowiedzieć, jednak nie miałam dość sił. Moje ciało przepełnione było euforią z kąpieli.
-Eileen!
W jego głosie słyszałam strach graniczący niemal z paniką. Dlaczego? Przecież wszystko jest ok.. Uniosłam się na ramionach i krzyknęłam:
-Tutaj!
Po chwili był przy mnie, odgartując mokre włosy z twarzy. Jego niebieskie oczy błyszczały złością i strachem, a ciemne włosy miał zwichrzone po biegu. Gdybym miała więcej siły, to przejechałabym po nich dłońmi.
-Co ci strzeliło do głowy?- warknął, nachylając się nade mną.- Myślisz w ogóle?
-No pewnie- roześmiałam się, kładąc znów na piasku, odwracając twarz ku słońcu.
-Cały dzień cię szukam. Pani Japlin potrafiła powiedzieć tylko tyle, że miałaś zamiar się przejść. Ale kto mógł przewidzieć, że wskoczysz do lodowatego jeziora.
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
-Jestem nieprzewidywalna.
-Naprawdę? Nie zauważyłem- rzucił z sarkazmem.- Ubieraj się. Wracamy do zamku. Musisz się ogrzać.
-Mi tu dobrze- powiedziałam.
-Ell, cała się trzęsiesz- przewrócił oczyma.
-Nieprawda- mruknęłam.
Ujął moją dłoń.
-Jesteś skostniała!- wstał i poszedł po moja rzeczy.- Wskakuj w ciuchy. Już!- posłał mi groźne spojrzenie.
-Przestań.
-Ell...!
-Nie mam siły- mruknęłam sennie.
-Nie zasypiaj! Ani mi się waż, do cholery.
-Evan, przestań. Daj mi odpocząć.
-Jeśli zaśniesz, to cię obudzę. Więc nawet o tym nie myśl- naciągał mi w pośpiechu spodnie.- Usiądź.
-Nie chce mi się- mruknęłam pod nosem.
-Jeśli nie przepłacisz tego chorobą, to będzie cud.
Lee? Wszystko dobrze?
-Cześć, tatusiu- powiedziałam, nie do końca świadoma, że mówię na głos.
Coś zrobiła?
-Pływałam.
Chryste... W jeziorze? O tej porze roku? Na głowę upadłaś?
-Evan też się nad tym zastanawia.
Zamknęłam oczy, kiedy posadził mnie o otulił cienką kurtką.
Jesteś nieodpowiedzialna! Coś ty sobie myślała?
-Nic. Chyba mogę być od czasu do czasu sobą, a nie wiecznie kogoś udawać- Evan podniósł mnie, a ja resztką sił objęłam go ramionami za szyję.
Za nie całe dwa tygodnie wychodzisz za mąż!
-Gdyby to ode mnie zależało, to jeszcze długo byłabym panną. Nie śpieszno mi tracić wianek. A ty chcesz już być dziadkiem?
Poczułam, jak Evan gwałtownie nabiera powietrze. Ramiona tulące mnie wzmocniły uścisk.
Wiesz, że nie chcę byś za niego wychodziła.
-To po co to durne gadanie?
Bo powinnaś być na tyle duża, by zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności!
-Jak masz gadać głupoty to zamilcz, Bran. Nie chcę twoich mądrych rad.
On umilkł, a ja wtuliłam się mocniej w Evana. Dopiero teraz poczułam pierwsze dreszcze.
Chyba przysnęłam, bo kiedy znów odzyskałam świadomość, byliśmy już w zamku.
-Ellie?- usłyszałam.- Co jej się stało? Dlaczego jest cała mokra? Coś jej zrobił?
-Zechciało jej się kąpieli w jeziorze.
-Czy ona jest mądra?!
No pięknie, kolejny wkurzony.
-Ell?- mruknął mi Evan do ucha.- Kochanie, słyszysz mnie?
Naprawdę chciałam mu odpowiedzieć, ale moje usta były tak ciężkie, jakby z ołowiu. Zamiast tego delikatnie trąciłam nosem jego obojczyk.
-Gdzie ją niesiesz?
-Do Pascala. Mam wrażenie, że zapłaci za ten wygłup.
Wtedy ich głosy zlały się w jeden, a potem rozmyły całkiem.
***

Kiedy się obudziłam, miałam straszne dreszcze. Było mi cholernie zimno, miałam wrażenie, że całe ciepło z mojego ciała gdzieś znikło. Nie jest to zbyt przyjemne uczucie, więc starałam się jakoś zaalarmować kogoś o moim stanie. Ale ręce i nogi były zbyt ciężkie, a usta nie reagowały na wezwanie mózgu.
Tato...?
Wiedziałam, jak płaczliwie zabrzmiały moje słowa, ale on był jedyną osobą, która w była mi w stanie pomóc.
Lee? Och, nareszcie. Myślałem, że się nie wybudzisz. Jak się czujesz?
Zimno.
Wtedy usłyszałam trzask drzwi i szmer. Nagle czyjeś ciepłe ręce otuliły mnie szczelnie warstwami materiału.
Dziękuję.
Znów zapadłam w niebyt.
***
Kolejna pobudka objęła wszystkie zmysły. Zatrzepotałam lekko rzęsami, próbując przyzwyczaić się do jasnego światła w pokoju. Jęknęłam cicho, czując odrętwienie i nieprzyjemny ból. Czaszka pulsowała, a ciało smagane gorączką było wycieńczone.
-Ell?- usłyszałam koło ucha najsłodszy z szeptów.- Otwórz oczy, kochana.
Zebrałam resztę sił by spełnić jego prośbę. I oto po chwili moim spragnionym oczom ukazała się przystojna twarz Evana, przyglądającego mi się z niewielkiej odległości. Miał ciemne kręgi zmęczenia pod oczami i usta zaciśnięte w wąska linijkę. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Witaj- szepnęłam i skrzywiłam się. Miałam wrażenie, że ktoś czyścił mi gardło papierem ściernym. Niezbyt przyjemne.
-Ell, kiedy ty dorośniesz? Wiesz jakiego strachu nam napędziłaś?
-Przepraszam- szepnęłam. Naprawdę, czułam się źle z tym wszystkim. Ta cała eskapada nie była zbyt mądrym pomysłem.
Chłopak westchnął i wsunął się pod kołdrę obok mnie, obejmując ściśle ramionami w talii. Wtulił twarz w moje włosy i szepnął:
-Nie rób mi tego więcej. Umarłem tysiąc razy podczas tech pięciu dni.
Drgnęłam.
-Ilu?- wychrypiałam.
-Nie mogliśmy cię obudzić przez pięć długich dni, Ell. Miałaś wysoką gorączkę, dreszcze, majaczyłaś. Pascal mówi, że tylko cudem wyszłaś z tego bez większego szwanku- przytulił mnie mocniej. Schowałam miejsce w zagłębieniu jego szyi, które wydało mi się miejscem wręcz stworzonym do tych celów.
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj, tylko obiecaj mi, że z następną kąpielą w jeziorze poczekasz do lata.
-Obiecuje. Będziesz mi wtedy towarzyszył.
Roześmiał się cicho.
-No pewnie. Tyle, że ja nie jestem takim świrem jak ty. Cały dwór się martwił.
Wtedy coś mi zaświtało w moim ociężałym umyśle.
-Zaraz... Mówisz pięć dni?
-Tak.
-A mama?- odsunęłam się od niego.- Jak to wszystko jej wytłumaczyliście?
Evan westchnął.
-Wyprawą w góry z ojcem. Zacieśnianiem więzi rodzinnych. Bran nie chciał jej martwić.
-To dobrze, bo i od niej dostałabym bure. Od ciebie, ojca i Rockie'go w zupełności wystarczy. Jak znam życie, to i Pascal wtrąci swoje pięć groszy...
-Nie był zadowolony.
-Domyślam się.
Było mi tak dobrze w jego ramionach. Przytuliłam cię mocniej do jego umięśnionego ciała zadowolona, że tak dobrze do siebie pasujemy.
-Nie strasz mnie tak więcej, ok?- szepnął, spoglądając mi w oczy.- Myślałem, że cię straciłem. Przez ponad dobę nie było z tobą kontaktu. Mogłaś uprzedzić, że masz kłopoty z oddychaniem- popatrzył na mnie chmurnie.
Uśmiechnęłam się delikatnie, gładząc go po buzi.
-Żadne kłopoty. Po prostu kiedy się przeziębiam, mam duszności. To wszystko.
-Pascal prawie że skóry wyszedł, a twój ojciec siedział w naszych głowach, pojawiając. Nie miał z tobą kontaktu.
Zamknęłam oczy.
-Wystarczy, Evan. Znam już swoje winy i ile kłopotu sprawiłam innym swoją brawurą. Nikomu się obiecywałam, że będę grzeczna.
Chłopak musnął mój nos ustami.
-Od tego jestem, byś zbyt często nie popisywała się brawurą, Ell. Będę cię pilnował.
-No pięknie. Koniec zabawy.
Roześmiał się głośno.

6 komentarzy:

  1. uwielbiam to opowiadanie. <3
    opowiadaniamoje29

    OdpowiedzUsuń
  2. Omnomnom ciekawe! Aczkolwiek majestatycznosc zamku nie wyklucza jego wielkosci. *choć* jest zbędne. Po słowie biologiczny usuń *oczy*. No i bylo cos jeszcze ale zgubiłem.
    Serio ciekawe, choć wszystko zależy od ciągu dalszego.
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń