niedziela, 10 marca 2013

Locked out of haven 5/3

Just tonight I will see that it’s all because of me




Stukając cienkim obcasami o drewnianą podłogę, poszłam otworzyć drzwi. Miałam maleńki problem przy przekręceniu klucza w zamku, ale w końcu udało mi się. Otworzyłam drzwi, wyglądając zza nich jak małe dziecko. Przede mną stał Evan, ubrany w hebanowy smoking, białą koszulę i cienki, czarny krawat. Miał zabójczo poważny wyraz twarzy.
-Co tam?- zapytałam.
-Mam ci towarzyszyć w drodze do salonu.
-Widzę, jakim cię to optymizmem napawa- przewróciłam oczami.- Trafie sama.
Evan wszedł i zamknął drzwi. Dopiero wtedy spostrzegł mój strój.
-Eileen, czyś ty na głowę upadła?!- wykrzyknął.
Udałam niewiniątko.
-Nie rozumiem.
-Znasz tradycję. Komu chcesz zagrać na nerwach?
-Zgadnij- warknęłam i wróciłam do pokoju.
-Ell, to nic nie da. Będzie się jeszcze mścił, bo to go ośmieszy. Przebierz się, proszę cię.
-Nie ma mowy. Wiem, co robię. Dam radę. Jeżeli mu się nie postawie, to nie zyskam pozycji i stracę do siebie szacunek.
-Posłuchaj mnie przez moment, uparciuchu!- warknął i usiadł złapał mnie za dłonie.- W Ignis wszystko coś znaczy. Każda uroczystość, tradycja czy honor ma znaczenie. Biel przyszłej oblubienicy obrazuje jej czystość, gotowość do poświęcenia się mężowi, jego woli. Ubierając się na czarno ukazujesz odwrotność; nie jesteś "czysta", tu w nieco biblijnym znaczeniu i nie chcesz być podległa mężowi.
-Drugie się zgadza- mruknęłam pod nosem.
Evan zamrugał, zaskoczony.
-Proszę, Ell. Włóż coś białego.
-Nie- wyszarpnęłam dłonie z jego uścisku.- Nie mam zamiaru. Skoro już muszę być jego żoną i mój los jest oczywisty i przesądzony, zrobię co chcę.
Evan zaklął szpetnie i zapytał:
-Nie przekonam cię, prawda?- pokręciłam przecząco głową. Jednym silnym ruchem przygwoździł mnie do ściany, unieruchamiając.- Patrz mi w oczy, Ell- zażądał. Spojrzałam w jego przepastne, lazurowe oczy.- Kiedy będziesz tam stać i kłaść własne szczęście w ręce tego szaleńca, godząc się na ślub... Pamiętaj o tym- wpił się z pasją w moje wargi.
Nie pozostawałam mu bierna. Pragnęłam tego od chwili, gdy po ostatnim pocałunku wyszłam z kuchni. Wplotłam palce w jego miękkie włosy i przeciągnęłam bliżej. Objął mnie mocno i odsunął twarz delikatnie, opierając czoło na moim.
-Gdybym mógł to zmienić, nie zawahał bym się nawet sekundy- jego dłoń gładziła mój policzek.- Nie zasłużyłaś na to wszystko, nie chcę tego dla ciebie. Ale pamiętaj, że jestem obok i przyjdę z pomocą.
W odpowiedzi pocałowałam go delikatnie w usta. Uśmiechnął się pod moimi wargami.
-Musimy iść, o pani- mruknął z łobuzerskim uśmiechem i chwycił mnie za ręce, wyprowadzając z pokoju.
Kiedy weszliśmy do salonu zapanowało poruszenie. Jak chyba każda kobieta, na wysokich obcasach czułam się piękna, seksowna i pewna swego. Pewności dodawał mi fakt, że jestem władcą. Tu jest moje miejsce i pojawiły powinność.
Evan mocniej ścisnął moją dłoń, kiedy podszedł do nas Finn. Ubrany w szary garnitur i popielatą koszule prezentował się dość szykownie.
-Pani- skłonił się.- Czyżby postanowiła zlekceważyć tradycję i głos ludu?
-Racja tłumu zawsze jest płynna. Należy ją umieć dostosować do sytuacji- rzuciłam chłodno.
Posłał mi wściekłe spojrzenie i odsunął się.
Kiedy podszedł Roarke zauważyłam, że jest coś nie tak. Szli razem z Noel za ręce, ale byli sztywni, jacyś nienaturalni w tym wszystkim. Kiedy nachylił się, złożyć mi tradycyjny pocałunek na policzku (przywilej jedynie najbliższej rodziny władcy), szepnęłam mu na ucho:
-Po kolacji masz się stawić u mnie. To rozkaz.
Popatrzył na mnie nieco zdziwiony, ale skinął głową.
Reszty powitań jak zwykle nie pamiętam, zwyczajowo po najbliższych się wyłączyłam, po prostu uśmiechając się i kiwając głową, za bardzo nie słuchając. Na końcu podszedł Pascal. Zdziwił mnie nieco, bo zwykle nie przychodzi na kolację, ale jego zaniepokojona mina nie wróżyła nic dobrego.
-Mogę cię prosić na słówko, pani?
Skinęłam głową i ruszyłam za nim w kąt pokoju. Evan przyglądał nam się z pewnej odległości.
-Eileen, nie pij nic od Finna. Pilnuj kielicha, ufaj jedynie sobie i Evanowi- tłumaczył. Skąd zmiana nastawienia? Zawsze Evan był ten zły.
-A Rockie? Usadzono go na drugim szczycie stołu. Eileen, zrozum. Pilnuj siebie i chłopaka. Twój przyszły narzeczony coś kombinuje, a ja nie mogę się dowiedzieć co- wyglądał na złego.
Ponownie skinęłam głową.
-Dobrze, będę nas pilnować.
Pascal nagle uśmiechnął się.
-Gratuluje posunięcia z czarnymi szatami oddania. Będą o tym mówić przez co najmniej dekadę- roześmiał się głośno, a na moje policzki wstąpił delikatny rumieniec.
-Dziękuje za wszystko- rzuciłam.
-Natychmiastowa gratyfikacja- mruknął i odszedł, zostawiając mnie z jeszcze większym mętlikiem w głowie.

Wróciłam do gości, posyłając Evanowi uspokajający uśmiech. Usiedliśmy do kolacji, a po daniu głównym Finn wstał z kielichem w dłoni.
-Witam wszystkich przybyłych- uśmiech rozświetlił jego twarz. Podszedł do mnie i zaciskając ręce na moich ramionach, rzekł:- W waszej obecności chciałbym zrobić coś, co jest dla mnie niezmiernie ważne.
Ta, jasne. Sraty taty dupa w kraty. Tylko czeka, żeby mnie upokorzyć przed poddanymi. Znaczenie dla niego tyle, co podnóżek.
-Eileen, czy mógłbym prosić, byś wstała?- powiedział swym aksamitnym barytonem. Nie mając innego wyjścia, spełniłam prośbę. Uklęknął przede mną i wyjmując z kieszeni pudełko, zaczął:- Eileen Morgan, pani. Czy uczynisz mi tą przyjemność i zostaniesz moją żoną?- zapytał, otwierając pudełko. W środku pysznił się ametyst na długim, złotym łańcuchu.
Nie tolerujemy pierścieni.
Zauważyłam.
Myślałam o kamieniu, który dostałam od Pascala. Miał mnie chronić, a teraz będę musiała go zdjąć. Przełknęłam głośno ślinę i rzuciwszy Evanowi szybkie spojrzenie spod rzęs, szepnęłam:
-Tak.
I było to najtrudniejsze słowo jakie powiedziałam w życiu.
Och, Eileen... W co ty się wpakowałaś.
Dam radę, tatusiu.
Tymczasem Finn założył mi na szyję ametyst i zbliżył twarz do mojej. Starałam się ukryć obrzydzenie. Powoli pocałował mnie, a ja miałam odruch wymiotny. Starałam się myśleć o Evanie; jego ustach, zapachu, dotyku...
W końcu mój narzeczony odsunął się i powiedział do zgromadzonych:
-Ślub odbędzie się od jutra za dwa tygodnie. Tymczasem ja zostałem wezwany w pilnej sprawie do południowej Walii- popatrzył na mnie i podał mi kielich do toastu, ja jednak zignorowałam ten gest i wzięłam swój, napełniony chwilę wcześniej przez Evana. Pamiętałam o słowach Pascala. Po jego twarzy przeszedł cień irytacji, ale zaraz się opanował.- Wrócę w dzień ślubu, kochana.
Skinęłam głową. Wzniósł toast za nasze przyszłe małżeństwo i chwile pogawędził z gośćmi, zaraz jednak wstał i podszedł do mnie. Pocałował mnie jeszcze raz, a potem szybkim krokiem wyszedł z sali. Odprowadziłam go wzrokiem i usiadłam. Znów pojawiły się rozmowy, jednak ja czułam się źle. Oto przypieczętowałam swój los. Ta myśl była zbyt bolesna, by uznawać ją za prawdziwą. Nie patrząc na nikogo, grzebałam widelcem w jedzeniu. Czułam palący wzrok współbiesiadników, szczególnie Evana i Roarke, ale nie podniosłam oczu. Dopiero teraz zrozumiałam swoje położenie. Poczułam łzy w oczach i dreszcz przeszedł mi po plecach na wspomnienie pocałunku. To nie koniec.
Czując, że nie jestem w stanie więcej znieść, rzuciłam jakieś krótkie wyjaśnienie i szybko wyszłam z salonu. Za drzwiami zdjęłam wysokie buty i biegłam, jakby gonił mnie sam diabeł. W pokoju oparłam się o ścianę w korytarzu i załkałam cicho, opadając na podłogę.
Spokojnie, Lee. Damy radę.
Przerasta mnie to. Nie chcę jego ust, zimnych dłoni i obojętnego dotyku. Nie jego chcę.
Z całą jaskrawością zdawałam dobie sprawę kogo tak naprawdę pragnę. I on jedyny był w stanie mnie pocieszyć, ukoić ból.
On już idzie.
Dziękuje.
Zaraz potem drzwi się otworzyły i wokół mnie pojawiły się znajome, silne ramiona. Z cichym szlochem wtuliłam się w niego, napełniając nozdrza cudownym zapachem. Miałam być silna, twarda. Miałam być przykładnym władcą, panią, królową. Jestem zwykłą zagubioną kobietą. Evan uniósł mnie i zaniósł do sypialni. Położył na łóżku, a potem dołączył do mnie, oplatając ramionami w talii.
-Cii... Spokojnie. Jestem już- szeptał.
Nic to nie dawało. Dalej trzęsłam się okropnie.
-Ell- uniósł moją zapłakaną twarz i delikatnie pogładził po policzku.- Będzie dobrze. Nie opuszczę cię. Damy radę- jego śpiewny głos był jak balsam na strach i niepewność.
Nie myśląc o konsekwencjach, pocałowałam go. Z początku był zdziwiony, jednak zaraz jego usta odpowiedziały na nacisk moich. Objęłam go ciaśniej, starając się zapomnieć o tych zimnych dłoniach i kamiennych ustach. Odsunęłam twarz na milimetry.
-Dlaczego to zrobiłeś?- szepnęłam.
-Co?
-Kazałeś mi myśleć o sobie. Byłeś jedynym jasnym punktem w przyszłości. Dlaczego?- znów popłynęły łzy.
-Bo czujemy oboje to samo. I żadne z nas nie chce, byś za niego wyszła- musnął wargami moje usta.- Myślałem, że go zabije, kiedy cię dotknął. Ledwie się hamowałem, kiedy cię pocałował- jeździł dłońmi po moich plecach.- Myśl, że on cię ma, doprowadzała mnie do szału. A kiedy się zgodziłaś, złamałaś mi serce.
Słuchałam, oniemiała. Ujęłam jego twarz w obie dłonie, by patrzył mi w oczy.
-Posłuchaj mnie. Jesteśmy tylko my. Ty i ja. Nie jest dla mnie ważny. Napawa mnie obrzydzeniem. Jego pocałunki są dla mnie karą, dotyk wywołuje cierpienie. Tylko ty jesteś w stanie to zmienić- przejechałam dłonią po jego ciemnej czuprynie.- Nie jest dla ciebie żadnym wrogiem ani konkurencją. Kiedy mnie całował, myślałam o tobie. Może i posiądzie ciało, ale serce i umysł będą zawsze należeć do ciebie.
Evan uśmiechnął się i ponownie mocno pocałował. Rozpłynęłam się pod jego dotykiem, podświadomie pragnąc wciąż jeszcze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz