Odleć, ćmo
Zaraz do Leyli
dołączył wysoki, postawny mężczyzna. Objął ją ramieniem w talii i popatrzył na
mnie nie kryjąc zainteresowania. Jego szarozielone tęczówki śledziły uważnie
każdy detal mojej twarzy i płynnie objęły resztę figury. Mąż?
-Córka Brana?-
zagrzmiał niskim głosem.
-We własnej osobie-
uśmiechnęłam się lekko.- A z kim mam przyjemność?
Z mężczyzną,
który zabrał mi siostrę.
Uśmiech na mojej
twarzy zmienił się w bardziej ironiczny i zanim mężczyzna zdążył mi
odpowiedzieć, rzuciłam:
-Conor Brain jak
sądzę. Miło poznać.
Uniósł ciemną brew
i odgarnął czarne włosy z oczu.
-Widzę, że mój
ulubiony szwagier dorzuca trzy grosze.
-Nawet jeśli by
tego nie zrobił, to wątpię, żeby Leyla dała się dotknąć komuś poza
tobą.
Błysnął zębami w
uśmiechu.
-Mylisz się, jest
jeszcze jeden mężczyzna, który nie straciłby dłoni.
Odsunął się lekko w
bok i ustąpił miejsca młodemu mężczyźnie. Cholera… Był tak podobny do Evana! Te
same rysy twarzy, śmiała linia ust i wysokie czoło. Jednak nowoprzybyły miał
czarne włosy ojca i ciemnoniebieskie oczy matki.
-Julien Brain-
skłonił lekko głowę.
Dygnęłam, jak
przystało. Nie odrywałam od niego wzroku. Jak
można być tak podobnym?!
Elfie dzieci
mają to do siebie, że są do siebie podobne.
Ale Roarke i
Evan…
Zapominasz,
że ja i Finn nie mamy wspólnych ojców. To sprawia, że mamy inne geny, więc
nasze dzieci nie będą bardzo podobne. Chociaż jak się przyjrzysz, to zauważysz
podobieństwo. Jest uderzające.
Evan i Julien
wyglądają, jakby mieli jednego ojca.
To tylko
złudzenie, Lee. Nie daj się zwieść złudnemu podobieństwu.
-Miło mi poznać, o
pani- uśmiechnął się. Nie miał dołeczków w policzkach, które urzekły mnie u
Evana. Mamy już pierwsze różnice. Uff…
-Mi również. Od
jakiegoś czasu chciałam poznać resztę rodziny spoza Ignis.
Leyla uśmiechnęła
się i powiedziała:
-Myślę, że to
jeszcze nie koniec.
Potem nagle
podniosła wzrok nad moje ramie.
-Finn- jej głos był
zimny jak stal.- Kto by się spodziewał, że będziesz się opiekował córką Brana?
Co jest
między nimi? Normalne rodzeństwo po długiej rozłące rzuciłoby się sobie w
ramiona i zaczęło wspominać.
Leyla ma mu
za złe zachowanie w stosunku do mnie.
Finn objął mnie w
talii i przytulił lekko do swego boku. Skrzywiłam się, na co Julien uniósł
brew.
-To moja żona-
powiedział słodko Finn.
Zebrało mi się na
mdłości. Jak widać nie tylko mi…
-CO?!- Leyla prawie
wyskoczyła ze skóry.- Zwariowałeś?! Córkę własnego brata?! To jeszcze dziecko!
-Leyla, proszę-
rzuciłam cicho, acz stanowczo.- Porozmawiamy o tym po obiedzie.
Popatrzyła na mnie,
jakby chciała mnie co najmniej udusić, ale coś w moich oczach kazało jej
skinąć głową i się oddalić.
Odwróciłam się,
wywijając z uścisku męża i popatrzyłam na Roarke.
-Jeszcze jakieś
niespodzianki czy mogę usiąść do obiadu?
-Na dziś tyle- mimo
mojego zimnego tonu, uśmiechał się szeroko.
Skinęłam głową i
poszłam usiąść przy stole i rozpocząć obiad.
***
Przed deserem wstałam od stołu, a kilkanaście par oczu popatrzyło
na mnie.
-Przepraszam, ale źle się czuję. Wrócę najszybciej, jak to będzie
możliwe- uśmiechnęłam się słodko i wiedziałam, że zaraz moje złe samopoczucie
połączone będzie z wyimaginowanym dzieckiem. Nie przejmowałam się jednak tym,
tylko szybkim krokiem wyszłam z salonu.
Powiedz Evanowi, żeby przyszedł do twojego salonu.
Wydaje mi się, że nic nie muszę mu mówić. Siedzi jak na szpilkach,
czekając odpowiedniego momentu by wyjść. Wydaje mi się, że cie zrozumiał.
Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do jasno oświetlonego
pomieszczenia. Popołudniowe promienie słońca malowały świetliste wzory na
drewnianej podłodze. Zsunęłam buty ze stóp i z westchnieniem usiadłam i
pomasowałam je. Z konieczności chodzenia na obcasach moje stopy cierpiały, a ja
nie wiedziałam jak sobie ulżyć. Nigdy wcześniej nie chodziłam aż tyle na
szpilkach.
Rozległo się pukanie do drzwi.
Twój Romeo.
Przestań. Wiesz dobrze, że tamta historia nie skoczyła się zbyt
dobrze dla żadnego z nich.
Kto powiedział, że u was musi być tak samo?
-Proszę!
Evan wszedł i zamknął zaraz za sobą drzwi na klucz. Uniosłam brew.
-Żeby nikt nie wszedł- wytłumaczył zwięźle. Skinęłam głową.
-O czym chciałeś porozmawiać?- zapytałam.
-Nie traktuj mnie protekcjonalnie!
Aż sapnęłam ze złości.
-Jesteś już drugą osobą, która mnie o to oskarża. Nie, nie
traktuje cię protekcjonalnie!
-A jak?- zbliżył się parę kroków.
-Staram się zachować dystans. Jest potrzebny i zdrowy.
-Nie zawsze.
-Evan, nie utrudniaj.
Nachylił się nade mną.
-Możesz tak z tego wszystkiego zrezygnować?- zamruczał gardłowym
szeptem.
-Mam męża- popatrzyłam mu hardo w oczy.
-Nie obchodzi mnie to.
-To twój ojciec.
-To też nie.
-Muszę z nim być, by złamać klątwę. Jak nie on, to ktoś równie
popieprzony.
To na niego zadziałało, bo odsunął się i usiadł obok. Objęłam się
ramionami, a ciarki przeszły i po plechach. To nie powinno tak być.
-Czyli muszę czekać?
-Nie musisz. Ułóż sobie życie z kimś innym.
-Ell, czy słyszysz sama siebie?! Przyciągasz mnie jak ogień! Wiem,
że się sparzę, że będzie bolało, ale nie umiem się odsunąć.
-Odleć, ćmo- szepnęłam.
-Nie umiem. Zabierz moje skrzydła, już nie umiem latać.
Ukryłam twarz w dłoniach.
-Tak nie może być, Evan. Daj mi się odsunąć, żyć z Finnem dopóki
nie wypętanie klątwy. Odetnij się od tego.
-Ell…
-Odleć, ćmo.
-Nie!
Unosiłam wzrok i napotkałam spojrzenie jego lazurowych oczu. Ogrom
bólu w nich sprawił, że miałam ochotę zapłakać. To nie powinno tak wyglądać.
-Nie zmusisz mnie.
Kłamstwo zapiekło mnie na języku.
Nie rób tego, Lee. Proszę.
Tylko tak go zniechęcę.
Wyprostowałam się i patrząc mu głęboko w oczy powiedziałam:
-Noszę pod sercem jego dziecko.
genialne:)
OdpowiedzUsuń