niedziela, 10 marca 2013

Locked out of haven 5/1



Never wanted to show I'm weak


Patrzył na mnie z góry. Teraz to on obejmował mnie, nie pozwalając się oddalić.
-Nie potrzebuję. Poradziłabym sobie- uniosłam dumnie podbródek.
Evan zmełł w ustach przekleństwo.
-Wytłumacz mi to wszystko. Kim jest ten człowiek?
-Mam lepszy pomysł!- uśmiechnęłam się.- Idź, założ spodnie i dopiero pogadamy. Będę w salonie- powiedziałam i wywinęłam się z jego uścisku.
Westchnął teatralne, ale poszedł do pokoju.
Usiadłam na kanapie, myśląc o tym wszystkim. Luke jest zdrowo popieprzony, to nie ulega wątpliwości. Od zawsze brakowało mu jakiejś klepki. Jednak.. Co go dziś napadło? W szkole zachowywał się jak zawsze, czyli na moje szczęście, każde z nas udawało, że drugie nie istnieje. Obracaliśmy się na dwóch różnych orbitach. Szybko wstałam i pobiegłam do łazienki, gdzie bardzo dokładnie umyłam zęby. Wciąż miałam na sobie jego smak. Brr...
Ledwo ponownie usiadłam, a Evan wszedł do pokoju. Ubrany w luźne spodnie z miękkiego, szarego materiału i czarny t-shirt prezentował się równie dobrze jak w garniturze. Był boso, co mnie lekko zdziwiło. Musiał czuć się dobrze w moim towarzystwie. Usiadł obok i popatrzył mi w oczy. Jego lazurowe tęczówki płonęły jakimś wewnętrznym ogniem.
-Wyjaśnij, Eileen- zażądał sucho.
Przełknęłam śline. Przyznać się? To nie najlepsze wspomnienia.
-Ok, więc tak... Luke chodzi do tej szkoły co ja, rok wyżej...
Evan przerwał mi:
-Konkrety. Nie potrzebuje jego CV.
-Chodziliśmy ze sobą jakiś czas. Zerwaliśmy- spojrzałam na kalendarz- 26 dni temu.
-Dlaczego?
Zamknęłam oczy i oparłam głowę o kanapę. Teraz najgorsze.
-Lucas jest okropnie zaborczym i zazdrosnym człowiekiem. Pilnował każdego mojego kroku, a jednocześnie zdradzał na lewo i prawo. Nie wystarczałam mu jako dziewczyna, potrzebował lasek na jedną noc, które dawały mu to, czego ja nie chciałam.
-Zdradzał cię?- usłyszałam.
-Tak i to długo, prawie od samego początku. Jest niewyżyty, ciągle chce jeszcze. To męczące zwłaszcza, kiedy gra dobrego chłopaka i nie pozwala mi samej się ruszyć z domu.
-Dlatego z nim zerwałaś?
-Nie, o zdradach dowiedziałam się później, przez przypadek. To znaczy... Na jednej z imprez bzykał się z moją pijaną przyjaciółką. On, oczywiście, nie przyznał się do tego, ale Alice męczyły wyrzuty sumienia. Tak się dowiedziałam, a potem dochodziły do mnie wiadomości, że nie tylko z Alice spał w czasie naszego związku.
Ucichłam na chwilę, ale zaraz podjęłam wątek.
-Myślałam, że jest wierny. Mi nie można było nawet porozmawiać z chłopakami, zaraz robił sceny. Jego hipokryzja nie zna granic- pokręciłam głową zrezygnowana i otworzyłam oczy.
Evan położył się wzdłuż kanapy, głowę kładąc na moich kolanach. Pogładziłam go po jeszcze wilgotnej czuprynie, zamyślona.
-To przepraszam, że pytam, ale co on tu dziś robił?- zapytał Evan.
-Ubzdurał sobie, że mnie też zaliczy. Jako jedna z niewielu jestem odporna na jego wątpliwy urok- przewróciłam oczami.
-I ty mówisz, że dasz sobie radę sama?- powiedział zaskakująco miękko Evan. Popatrzyłam mu w oczy i skinęłam głową.- Wiesz jaki byłby finał dzisiejszego wieczoru, gdyby mnie tu nie było.
-Umiem się obronić. Ćwicze, Bran od zawsze tego wymagał.
-Wierze, Ell. Ale spójrz na to z boku. Jesteś dziedziczką, osobą niezwykle ważną w naszym świecie.
-Tym dla ciebie jestem? Obowiązkiem?- rzuciłam cicho, odwracając głowę.
-Ell, spójrz na mnie- zażądał. Spojrzałam w jego oczy. Płonął w nich gniew.- Wiesz, że tak nie jest. Jesteś dla mnie ważna jako osoba. Nie jako Eileen Shay Morgan, dar boży we własnej, świetlistej osobie, dziedziczka Ignis. Nie. Jesteś dla mnie ważna jako Ell McKinley-Morgan, nastolatka, zwykła ludzka dziewczyna.
Patrzyłam na niego, nie wiedząc co odpowiedzieć. A on kontynuował.
-I nie chcę, byś wchodziła za mojego ojca, bo wtedy już nie będziesz taka moja, ale rozumiem cię. To twoje zadanie. Jednak, Ell, pamiętaj. Ja zawsze tu będę. Czekając nie na moją królową, tylko na Ell, która na mnie warknie kiedy trzeba, zachichocze i zrobi pyszną jajecznice. Taka jesteś dla mnie idealna, Ell.
Patrzyłam na tego pięknego mężczyznę na moich kolanach. Z jego oczu biła szczerość i troską, a po chwili pojawiło się nowe uczucie, które bałam się nazwać, ale ogrzało ono moje zdeptane serce. Po chwili wahania nachyliłam się i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek.
Evan podniósł się na łokciach, pogłębiając pocałunek, jednak ja odsunęłam się od niego. Gwałtownie zerwałam się z kanapy, a głowa chłopaka opadła na poduszki.
-Ja... Nie powinnam. Przepraszam- rzuciłam i uciekłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na łóżko.
Co mnie napadło? Żeby od razu go całować? No bez wygłupów, szczerze. Jednak wciąż miałam na ustach jego smak, czułam miękkość jego ust. Ukryłam twarz w poduszce i bijąc się z myślami i uczuciami, zasnęłam.
***
Następnego dnia obudziłam się przed budzikiem. Szybki prysznic, łyk kawy podczas ubierania i pakowanie książek w biegu. Starałam się zachowywać jak najciszej. Wciągnęłam ulubione, czerwone rurki i białą bokserkę z koronkową górą i dość głębokim dekoltem. Po chwili wahania przerzuciłam przez ramię skórzaną ramoneskę  Zostawiałam Evanowi kartkę gdzie jestem i o której wrócę. Rzuciłam szybkie spojrzenie na zawartość lodówki i uznając, że pora na jakieś zakupy spakowałam jeszcze portfel. W biegu założyłam wysłużone trampki i cudem zdążyłam na autobus.
Kręciłam się po centrum handlowym, kiedy przypomniało mi się, że w sobotę będą moje zręczny. Wzdrygnęłam się na samą myśl i weszłam do marketu.
Lee, nie rób tego. Proszę.
Tatusiu, muszę. Sam widzisz, że nie napawa mnie to optymizmem, ale muszę. Tak jak Roarke walczyć i przelewać krew, tak ja.. Być żoną.
Zapominasz o najważniejszym. Też związek będzie polegał na cierpieniu, nie zaznacza miłości ani czułości z jego strony. To nie tydzień czy miesiąc. Rok, Eileen.
Wyobraź sobie, że zdaje sobie sprawę co oznacza dwanaście wędrówek księżyca po niebie. Lepiej powiedz mi, czego się spodziewać.
W Ignis nie ma zbyt sztywnych zwyczajów co do zręcznyn...
Naprawdę? Nigdy bym nie pomyślała.
...jednak jest pare rzeczy, które należy przestrzegać.
Na przykład?
Oczekuje się, że przyszła oblubienica wystąpi w dziewiczej bieli i odda się w pełni swojemu przyszłemu mężowi. Od tej pory miejsce przy twojej prawicy będzie należało do męża, a brat musi się usunąć na lewą.
A Evan?
Przecież nie jest nikim ważnym.
Przyjacielem! Powiernikiem! Obrońcą! Jest ważny!
Zacisnęłam ręce i rzuciłam złe spojrzenie bogu ducha winnej starszej pani przy dziale z warzywami. Westchnęłam i wróciłam do zakupów i "rozmowy" z ojcem.
Lee, chodzi o to, że nie jest ważny dla kraju.
Jak możesz tak twierdzić? Nie jest warty człowiek, który obronił mnie wczoraj własnym ciałem?
Nie.
A jak mogę to zmienić?
Musisz mu nadać jakiś urząd. Jak najbliżej siebie. Na przykład osobisty doradca, sekretarz, kronikarz...
Pokojówka. Odpowiednio blisko?
Lee, nie zgrywaj się. Nie w tym momencie.
Tylko tak mogę zwalczyć to szaleństwo.
Zapłaciłam za zakupy i z siatkami poszłam przed siebie. Rozdzwoniła się moja komórka. Postawiłam siatki na ławce i wygrzebałam ją z torby.
-Tak?
-Gdzie jesteś?- warknął Evan.
Przewróciłam oczami.
-Mi też cię miło słyszeć, Evanie.
-Odpowiedz. Miała być godzinę temu!
Gdzie się podział mój Evan? Cholera, jak można być tak zmiennym.
-W centrum handlowym. Na zakupach, lodówka świeci pustkami.
-Mogłaś zadzwonić.
-Przepraszam- rzuciłam cicho. Było mi naprawdę przykro.
Evan westchnął.
-Nie ruszaj się, za pięć minut jestem- rozłączył się.
Pięć? Zmarszczyłam brwi. Niemożliwe. Musiałby znać miasto jak własną kieszeń albo być w pobliżu. Włączyłam stoper w telefonie i usiadłam na ławce. Zobaczymy, czy da radę.
Widząc zbliżającego się Evana wyłączyłam odliczanie.
-Cztery minuty, pięćdziesiąt trzy sekundy- powiedziałam z uznaniem.- Jak to zrobiłeś? Mogłam być wszędzie.
-Mam program namierzający- uśmiechnął się złośliwie.
Z oburzenia zabrakło mi tchu w piersi.
-Jesteś pochrzaniony- rzuciłam, kiedy już mogłam mówić.
-Wydaje ci się tylko- wziął torby.- Do domu?
-Nie, muszę jeszcze coś załatwić- rzuciłam i wstałam.
Uniósł pytając brew, ale zignorowałam to.
Chodziłam od sklepu do sklepu z konkretnym celem. Bran w mojej głowie zrzędził i odradzał, ale ją byłam zdeterminowana jak nigdy. Chce zaręczyn? Proszę bardzo. Ale ja nie składam broni. Na pewno nie stanę się uległa. W końcu trafiłam. Z cichym okrzykiem zachwytu porwałam spódnice z wieszak i zaszyłam się w przebieralni, zostawiając osłupiałego Evana na środku sklepu.
Z triumfem wymalowanym na twarzy wyszłam do chłopaka. Spódnica była czarna, ciężka, lejący się materiał zamiatał skrajem podłogę, układając się na niej lekko. Właśnie to, czego szukałam.
-I jak?- obróciłam się przed Evanem.
Chłopak otworzył szeroko usta.
-Jak moja babka na zdjęciach z młodości. Była czarownicą- jego lazurowe oczy błyszczały.
Roześmiałam się głośno.
Och zagram ci na nosie, Finn. Pożałujesz tego małżeństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz