Never wanted to show I'm weak
Patrzył na mnie z
góry. Teraz to on obejmował mnie, nie pozwalając się oddalić.
-Nie potrzebuję.
Poradziłabym sobie- uniosłam dumnie podbródek.
Evan zmełł w ustach
przekleństwo.
-Wytłumacz mi to
wszystko. Kim jest ten człowiek?
-Mam lepszy
pomysł!- uśmiechnęłam się.- Idź, założ spodnie i dopiero pogadamy. Będę w
salonie- powiedziałam i wywinęłam się z jego uścisku.
Westchnął
teatralne, ale poszedł do pokoju.
Usiadłam na
kanapie, myśląc o tym wszystkim. Luke jest zdrowo popieprzony, to nie ulega
wątpliwości. Od zawsze brakowało mu jakiejś klepki. Jednak.. Co go dziś
napadło? W szkole zachowywał się jak zawsze, czyli na moje szczęście, każde z
nas udawało, że drugie nie istnieje. Obracaliśmy się na dwóch różnych orbitach.
Szybko wstałam i pobiegłam do łazienki, gdzie bardzo dokładnie umyłam zęby.
Wciąż miałam na sobie jego smak. Brr...
Ledwo ponownie
usiadłam, a Evan wszedł do pokoju. Ubrany w luźne spodnie z miękkiego, szarego
materiału i czarny t-shirt prezentował się równie dobrze jak w garniturze. Był
boso, co mnie lekko zdziwiło. Musiał czuć się dobrze w moim towarzystwie.
Usiadł obok i popatrzył mi w oczy. Jego lazurowe tęczówki płonęły jakimś
wewnętrznym ogniem.
-Wyjaśnij, Eileen-
zażądał sucho.
Przełknęłam śline.
Przyznać się? To nie najlepsze wspomnienia.
-Ok, więc tak...
Luke chodzi do tej szkoły co ja, rok wyżej...
Evan przerwał mi:
-Konkrety. Nie
potrzebuje jego CV.
-Chodziliśmy ze
sobą jakiś czas. Zerwaliśmy- spojrzałam na kalendarz- 26 dni temu.
-Dlaczego?
Zamknęłam oczy i
oparłam głowę o kanapę. Teraz najgorsze.
-Lucas jest
okropnie zaborczym i zazdrosnym człowiekiem. Pilnował każdego mojego kroku, a
jednocześnie zdradzał na lewo i prawo. Nie wystarczałam mu jako dziewczyna,
potrzebował lasek na jedną noc, które dawały mu to, czego ja nie chciałam.
-Zdradzał cię?-
usłyszałam.
-Tak i to długo,
prawie od samego początku. Jest niewyżyty, ciągle chce jeszcze. To męczące
zwłaszcza, kiedy gra dobrego chłopaka i nie pozwala mi samej się ruszyć z domu.
-Dlatego z nim
zerwałaś?
-Nie, o zdradach
dowiedziałam się później, przez przypadek. To znaczy... Na jednej z imprez
bzykał się z moją pijaną przyjaciółką. On, oczywiście, nie przyznał się do
tego, ale Alice męczyły wyrzuty sumienia. Tak się dowiedziałam, a potem
dochodziły do mnie wiadomości, że nie tylko z Alice spał w czasie naszego
związku.
Ucichłam na chwilę,
ale zaraz podjęłam wątek.
-Myślałam, że jest
wierny. Mi nie można było nawet porozmawiać z chłopakami, zaraz robił sceny.
Jego hipokryzja nie zna granic- pokręciłam głową zrezygnowana i otworzyłam
oczy.
Evan położył się
wzdłuż kanapy, głowę kładąc na moich kolanach. Pogładziłam go po jeszcze
wilgotnej czuprynie, zamyślona.
-To przepraszam, że
pytam, ale co on tu dziś robił?- zapytał Evan.
-Ubzdurał sobie, że
mnie też zaliczy. Jako jedna z niewielu jestem odporna na jego wątpliwy urok-
przewróciłam oczami.
-I ty mówisz, że
dasz sobie radę sama?- powiedział zaskakująco miękko Evan. Popatrzyłam mu w
oczy i skinęłam głową.- Wiesz jaki byłby finał dzisiejszego wieczoru, gdyby
mnie tu nie było.
-Umiem się obronić.
Ćwicze, Bran od zawsze tego wymagał.
-Wierze, Ell. Ale
spójrz na to z boku. Jesteś dziedziczką, osobą niezwykle ważną w naszym
świecie.
-Tym dla ciebie
jestem? Obowiązkiem?- rzuciłam cicho, odwracając głowę.
-Ell, spójrz na
mnie- zażądał. Spojrzałam w jego oczy. Płonął w nich gniew.- Wiesz, że tak nie
jest. Jesteś dla mnie ważna jako osoba. Nie jako Eileen Shay Morgan, dar boży
we własnej, świetlistej osobie, dziedziczka Ignis. Nie. Jesteś dla mnie ważna
jako Ell McKinley-Morgan, nastolatka, zwykła ludzka dziewczyna.
Patrzyłam na niego,
nie wiedząc co odpowiedzieć. A on kontynuował.
-I nie chcę, byś
wchodziła za mojego ojca, bo wtedy już nie będziesz taka moja, ale rozumiem
cię. To twoje zadanie. Jednak, Ell, pamiętaj. Ja zawsze tu będę. Czekając nie
na moją królową, tylko na Ell, która na mnie warknie kiedy trzeba, zachichocze
i zrobi pyszną jajecznice. Taka jesteś dla mnie idealna, Ell.
Patrzyłam na tego
pięknego mężczyznę na moich kolanach. Z jego oczu biła szczerość i troską, a po
chwili pojawiło się nowe uczucie, które bałam się nazwać, ale ogrzało ono moje
zdeptane serce. Po chwili wahania nachyliłam się i złożyłam na jego ustach
delikatny pocałunek.
Evan podniósł się
na łokciach, pogłębiając pocałunek, jednak ja odsunęłam się od niego.
Gwałtownie zerwałam się z kanapy, a głowa chłopaka opadła na poduszki.
-Ja... Nie
powinnam. Przepraszam- rzuciłam i uciekłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi
na klucz i rzuciłam się na łóżko.
Co mnie napadło?
Żeby od razu go całować? No bez wygłupów, szczerze. Jednak wciąż miałam na
ustach jego smak, czułam miękkość jego ust. Ukryłam twarz w poduszce i bijąc
się z myślami i uczuciami, zasnęłam.
***
Następnego dnia
obudziłam się przed budzikiem. Szybki prysznic, łyk kawy podczas ubierania i
pakowanie książek w biegu. Starałam się zachowywać jak najciszej. Wciągnęłam
ulubione, czerwone rurki i białą bokserkę z koronkową górą i dość
głębokim dekoltem. Po chwili wahania przerzuciłam przez ramię
skórzaną ramoneskę Zostawiałam Evanowi kartkę gdzie jestem i o
której wrócę. Rzuciłam szybkie spojrzenie na zawartość lodówki i uznając, że
pora na jakieś zakupy spakowałam jeszcze portfel. W biegu założyłam wysłużone
trampki i cudem zdążyłam na autobus.
Kręciłam się po
centrum handlowym, kiedy przypomniało mi się, że w sobotę będą moje zręczny. Wzdrygnęłam
się na samą myśl i weszłam do marketu.
Lee, nie rób
tego. Proszę.
Tatusiu,
muszę. Sam widzisz, że nie napawa mnie to optymizmem, ale muszę. Tak jak Roarke
walczyć i przelewać krew, tak ja.. Być żoną.
Zapominasz o
najważniejszym. Też związek będzie polegał na cierpieniu, nie zaznacza miłości
ani czułości z jego strony. To nie tydzień czy miesiąc. Rok, Eileen.
Wyobraź
sobie, że zdaje sobie sprawę co oznacza dwanaście wędrówek księżyca po niebie.
Lepiej powiedz mi, czego się spodziewać.
W Ignis nie
ma zbyt sztywnych zwyczajów co do zręcznyn...
Naprawdę?
Nigdy bym nie pomyślała.
...jednak
jest pare rzeczy, które należy przestrzegać.
Na przykład?
Oczekuje się,
że przyszła oblubienica wystąpi w dziewiczej bieli i odda się w pełni swojemu
przyszłemu mężowi. Od tej pory miejsce przy twojej prawicy będzie należało do
męża, a brat musi się usunąć na lewą.
A Evan?
Przecież nie
jest nikim ważnym.
Przyjacielem!
Powiernikiem! Obrońcą! Jest ważny!
Zacisnęłam ręce i
rzuciłam złe spojrzenie bogu ducha winnej starszej pani przy dziale z
warzywami. Westchnęłam i wróciłam do zakupów i "rozmowy" z
ojcem.
Lee, chodzi o
to, że nie jest ważny dla kraju.
Jak możesz
tak twierdzić? Nie jest warty człowiek, który obronił mnie wczoraj własnym
ciałem?
Nie.
A jak mogę to
zmienić?
Musisz mu
nadać jakiś urząd. Jak najbliżej siebie. Na przykład osobisty doradca,
sekretarz, kronikarz...
Pokojówka.
Odpowiednio blisko?
Lee, nie
zgrywaj się. Nie w tym momencie.
Tylko tak mogę
zwalczyć to szaleństwo.
Zapłaciłam za
zakupy i z siatkami poszłam przed siebie. Rozdzwoniła się moja komórka.
Postawiłam siatki na ławce i wygrzebałam ją z torby.
-Tak?
-Gdzie
jesteś?- warknął Evan.
Przewróciłam
oczami.
-Mi też cię miło
słyszeć, Evanie.
-Odpowiedz. Miała
być godzinę temu!
Gdzie się podział
mój Evan? Cholera, jak można być tak zmiennym.
-W centrum
handlowym. Na zakupach, lodówka świeci pustkami.
-Mogłaś zadzwonić.
-Przepraszam-
rzuciłam cicho. Było mi naprawdę przykro.
Evan westchnął.
-Nie ruszaj się, za
pięć minut jestem- rozłączył się.
Pięć? Zmarszczyłam
brwi. Niemożliwe. Musiałby znać miasto jak własną kieszeń albo być w pobliżu.
Włączyłam stoper w telefonie i usiadłam na ławce. Zobaczymy, czy da radę.
Widząc zbliżającego
się Evana wyłączyłam odliczanie.
-Cztery minuty,
pięćdziesiąt trzy sekundy- powiedziałam z uznaniem.- Jak to zrobiłeś? Mogłam
być wszędzie.
-Mam
program namierzający- uśmiechnął się złośliwie.
Z oburzenia
zabrakło mi tchu w piersi.
-Jesteś
pochrzaniony- rzuciłam, kiedy już mogłam mówić.
-Wydaje ci się
tylko- wziął torby.- Do domu?
-Nie, muszę jeszcze
coś załatwić- rzuciłam i wstałam.
Uniósł pytając
brew, ale zignorowałam to.
Chodziłam od sklepu
do sklepu z konkretnym celem. Bran w mojej głowie zrzędził i odradzał, ale ją
byłam zdeterminowana jak nigdy. Chce zaręczyn? Proszę bardzo. Ale ja nie
składam broni. Na pewno nie stanę się uległa. W końcu trafiłam. Z cichym
okrzykiem zachwytu porwałam spódnice z wieszak i zaszyłam się w przebieralni,
zostawiając osłupiałego Evana na środku sklepu.
Z triumfem
wymalowanym na twarzy wyszłam do chłopaka. Spódnica była czarna, ciężka, lejący
się materiał zamiatał skrajem podłogę, układając się na niej lekko. Właśnie to,
czego szukałam.
-I
jak?- obróciłam się przed Evanem.
Chłopak otworzył
szeroko usta.
-Jak moja babka na
zdjęciach z młodości. Była czarownicą- jego lazurowe oczy błyszczały.
Roześmiałam się
głośno.
Och zagram ci na
nosie, Finn. Pożałujesz tego małżeństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz