czwartek, 7 marca 2013

"Locked out of haven" roz 3/2


Every time I look inside your eyes You make me wanna die



Zapłakana podniosłam głowę z poduszki. Głowa bolała mnie od monotonnego płaczu. Cholera jasna! Usiadłam. Co robić? Na pewno nie pozwolę im decydować o swoim życiu. Nie zważając na swój wygląd wybiegłam z pokoju szukając Evana. Ktoś mi to musi wytłumaczyć. Musi. Stojąc po środku korytarza myślałam w którą stronę biec. Nie bardzo wiedziałam w którym skrzydle mieszka Evan. Postanowiłam szukać go w pokojach. Wchodząc do głównego salonu zderzyłam się z czyjąś wyjątkowo twardą klatką piersiową. Podniosłam wzrok. Evan.
-Eileen? Co się stało, do cholery?! Kto ci coś zrobił?!- był przestraszony.
-Wiedziałeś. Cały czas wiedziałeś co muszę zrobić, by zdjąć klątwę! I nie powiedziałeś, że to ciebie mam poślubić!
Chłopak zdębiał. Jego twarz pobladła.
-Co?! Ty i ja... Co?!
Nie wiedział. Czyli to nie chodzi o niego! Nie zważając na jego nawoływanie, odwróciłam się i biegiem ruszyłam do wieży.
Nie chodzi o niego.
Tak, tato. Ale boję się pomyśleć o kogo w takim razie chodzi.
Przełknęłam głośno ślinę i zapukałam.
-Kto tam?!
-Eileen.
Głośne westchnienie.
-Wchodź.
Otworzyłam drzwi. Pascal siedział przy stole, studiując kronikę.
-Pomyliłeś się.
-Tak, wiem. Dopiero teraz to widzę. Byłem prawie pewien, że chodzi o Montgomery'ego w twoim wieku.
-Jesteś pewien, że chodzi właśnie o ten ród?
-Tak, Kark jasno to zaznaczył- Pascal był roztargniony.- Wygląda na to, że musimy się dowiedzieć dokładnie o którego chodzi.
Zdjął z szyi długi, złoty łańcuszek. Na końcu miał zaczepiony podłużny rubin o nieregularnych kształtach.
-Kamień Mocy- szepnęłam.
Popatrzył na mnie zdziwiony.
-Skąd...?
-Bran.
-Jasne.
Wyjął ze sterty papierów rulon. Położył go na stole i na wszystkich czterech rogach przytrzymał książkami. Na górze widniał herb: łuk, strzały i winorośla na szmaragdowym tle. Wszystkie drobiazgi i zrobienia mieniły się soczystymi barwami kamieni szlachetnych, a całość okazała złota obwódka  Cudo. Pod herbem widniał wykaligrafowany napis: "Ród Montgomery". Drzewo genealogiczne Evana! Pascal uniósł nad nie kryształ i pozwolił mu krążyć nad imionami. W pewnym momencie z wielką siłą spadł na stół. Popatrzyłam na Pascala, nie wiedząc co robić.

Uniósł kryształ i przeczytał:
-Finn Montgomery, syn Lucasa, ojciec Evana- uniósł głowę i popatrzył mi w oczy.- Chodzi o brata twego ojca, nie jego syna.
Z wrażenia usiadłam na podłodze.
-Jesteś pewien?
-On się nie myli. To nauczka dla Brana. On i Finn mają różnych ojców, kiedy Finn był mały, Lucas nagle umarł. Niedługo później jego matka poznała ojca Brana- czarownik podrapał się po brodzie.- Teraz już rozumiem.
Nie, Lee! Nie wolno ci!
Och zamknij się już. Daj mi pomyśleć.
-Jesteś pewien, że to nie może być jego syn?
Eileen, przestań! Zabraniam ci!
-Myślę, że nie. Kirk wybrał go celowo.
-Ale on jest żonaty- jęknęłam.
-Nie.
-Jak to nie?
-Jest wdowcem od 3 lat.
-To nie zmienia faktu, że jest ode mnie...
30 lat starszy.
-Właśnie! Starszy o 30 lat!
-Jest rówieśnikiem Kirka.
Ukryłam twarz w dłoniach.
-Nic nie możesz zrobić?- zapytałam.
-To twoje brzemię i tylko ty możesz je unieść. Ja zawsze tu będę. Możesz przyjść w każdym momencie, ale małżeństwo musisz znosić sama.
Proszę, Lee. Wycofaj się.
Chwiejnie wstałam na nogi.
-Jak? Jak mam to zrobić? Jak znieść coś takiego?
Pascal zacisnął usta.
-To nie wszystko, prawda?- zapytałam.
-Małżeństwo musi zostać dopełnione.
O kurde.
Nie zgadzam się słyszysz?! Nie możesz tego zrobić!
Muszę cię uwolnić.
Nie za taką cenę!
A za jaką?! Ja i Roarke mamy zadania. I musimy je wypełnić.
-Dziękuję ci. Bardzo mi pomogłeś w zrozumieniu tego. Do zobaczenia, Pascalu- wyszłam z wieży.
Na korytarzu oparłam się o ścianę. To nie może być prawda. Nie. Kto jest tak okrutny?! Słyszałam dwa podniesione głosy, zbliżające się coraz bliżej. Zaraz zza zakrętu wyłonił się Rockie i Evan. Na mój widok stanęli jak wryci.
-Co się stało?- zapytał Evan.
-To nie ty- szepnęłam, a po moich policzkach popłynęły pierwsze łzy.- To nie ciebie mam poślubić.
-A kogo?- zapytał Rockie.
-Finna Montgomery.
-Że co?!- obaj prawie wyskoczyli ze skóry.
-Muszę to wyjaśnić- Roarke wyminął mnie i wszedł do komnaty maga.
Evan popatrzył na mnie. Bez słowa otworzył ramiona, a ja wtuliłam się w niego, niszcząc jego koszulkę słonymi kroplami. Evan ostrożnie odsunął mnie od siebie. Otarłam łzy z policzków i oparłam się o ścianę. Chłopak bez zastanowienia nachylił się i wziął mnie na ręce. Otoczyłam go ramionami za szyję.
-Gdzie idziemy?- wyszeptałam zmęczona.
-Cii... Śpij.
Tak, jasne.
Jednak ledwie wtuliłam się w jego ramiona, mój umysł zaćmił sen.
***
Obudziłam się w obcym łóżku. Obróciłam głowę i powąchałam poduszkę. Evan. Pościel była przesiąknięta jego zapachem. Usłyszałam podniesione głosy. Wsłuchałam się w nie.
-... mogłeś?
-Normalnie! Wiedziałem, ale nie musiałem ci nic mówić- mówił... Finn!
-Ale ona ma zostać twoją żoną! Ona ma tylko 18 lat!
Rozległ się śmiech.
-Im młodsza tym lepsza łóżku- Finn zarechotał obleśnie, a mnie przeszły ciarki.
Rozległ się huk, stłumione przekleństwo. 
-Wynoś się- warknął Evan. Głośno zamknął za Finnem drzwi i wszedł do pokoju. Lekko się zmieszał widząc, że nie śpię.
-Nie chcę, by twoja rodzina rozpadła się przeze mnie- powiedziałam.
-Już dawno się rozpadła- rzucił sucho i usiadł obok mnie.- Jak się czujesz?
-Potrafię wymienić kilka momentów, kiedy czułam się lepiej.
Roześmiał się cicho.
-Tak, jestem pewien. Co teraz?- jego spojrzenie było badawcze.
Westchnęłam.
-Naprawdę muszę mówić to na głos?
Zamknął oczy.
-Nie musisz tego robić.
Po raz pierwszy się z nim zgadzam.
-Przestań. Wiem co robię.
-Wątpię. Mój ojciec jest draniem bez serca. Zniszczy cię przez ten rok- mówił spokojnie, jakby właśnie omawiał pogodę na najbliższe dni.
Wgramoliłam się mu na kolana.
-Nie bój się. Dam radę- objęłam go w pasie, wtulając twarz w jego szyję.- Będziesz obok?
-Oczywiście. Zawsze.
Pociągnęłam niezbyt estetycznie nosem i wstałam.
-Muszę iść. Zastanowić się nad tym wszystkim. I porozmawiać z jedną osobą przed kolacją.
Uniósł brew.
-Chcę wiedzieć?
-Potem ci powiem- musnęłam ustami jego policzek.
-Do zobaczenia.
Wyszłam z jego pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi. Akurat przechodził John. Zatrzymałam go.
-John, czy mógłbyś mi powiedzieć, czy jest w zamku panna Noel?
-Wydaje mi się, że dopiero przyszła- odparł grzecznie.
-Poproś ją do salonu mojego ojca.
John skinął głową i odszedł. Czas na drugą rundę. Przemierzając korytarze myślałam o więzi, która powstałą między mną i Evanem. Nie wiem skąd ta pewność, ale instynktownie mu ufałam. 
***
Weszłam do salonu. Noel siedziała już z fotelu, czekając. Musiałam się doprowadzić do porządku, więc poszłam najpierw do pokoju.
-Pani- Noel skinęła głową.- Wzywałaś mnie. Co mogę zrobić?
-Wezwałam cię tu prywatnie- zamknęłam drzwi.
-O co chodzi?
-Powiem wprost. Jeśli masz zamiar zdradzać mojego brata, to zerwij.
Zbladła.
-Nie wiem o czym mówisz.
-Widziałam cię, jak po kolacji migdaliłaś się z kimś w kącie. I nie był to Roarke. Nie pozwolę, byś zraniła Rockiego tak jak Evana!
-Nic ci do tego- warknęła ostro.
-Jeśli mu nie powiesz do wieczora, to ja mu powiem.
-Nie ośmielisz się.
-Zobaczysz. Nie obchodzi mnie to wszystko. Jesteś po prostu zakłamaną dziewczyną, która dorabia rogi każdemu chłopakowi z którym jesteś.
W oczach Noel zapłonęła furia. Wystudiowanym gestem odgarnęła długie blond włosy i popatrzyła na mnie wyzywająco.
-Nie uwierzy ci.
-Zobaczymy- odwróciłam się i położyłam dłoń na klamce. Dziewczyna złapała mnie za ramie.
-Nic nie będziemy patrzeć.
-Odsuń się i zabierz ręce. Nie zapominaj komu grozisz.
-Ukochana córeczka Brana? Oj, bo się boję...
-Przestraszysz się, złotko- odepchnęłam ją.- Do wieczora.

3 komentarze:

  1. Cóż...samo przejście na bloga było plusem choćby dlatego, że teraz można zrozumieć dialogi. (ojciec-córka)
    W ogóle dłuuuuuuugie mocno te fragmenty ;_;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty chodząca marudo! Mam wrzucać po 3 linijki?! Będą krótsze, ale narazić wrzucam to, co mam na fbl

      Usuń
    2. oj nie od razu trzy linijki @_@

      Usuń