Every time I look inside your eyes You make me wanna die
Zapłakana podniosłam
głowę z poduszki. Głowa bolała mnie od monotonnego płaczu. Cholera jasna!
Usiadłam. Co robić? Na pewno nie pozwolę im decydować o swoim życiu.
Nie zważając na swój wygląd wybiegłam z pokoju szukając Evana. Ktoś mi to musi
wytłumaczyć. Musi. Stojąc po środku korytarza myślałam w którą stronę biec. Nie
bardzo wiedziałam w którym skrzydle mieszka Evan. Postanowiłam szukać go w
pokojach. Wchodząc do głównego salonu zderzyłam się z czyjąś wyjątkowo twardą
klatką piersiową. Podniosłam wzrok. Evan.
-Eileen? Co się
stało, do cholery?! Kto ci coś zrobił?!- był przestraszony.
-Wiedziałeś. Cały
czas wiedziałeś co muszę zrobić, by zdjąć klątwę! I nie powiedziałeś, że to
ciebie mam poślubić!
Chłopak zdębiał.
Jego twarz pobladła.
-Co?! Ty i ja...
Co?!
Nie wiedział.
Czyli to nie chodzi o niego! Nie zważając na jego nawoływanie, odwróciłam się i
biegiem ruszyłam do wieży.
Nie chodzi o
niego.
Tak, tato.
Ale boję się pomyśleć o kogo w takim razie chodzi.
Przełknęłam
głośno ślinę i zapukałam.
-Kto tam?!
-Eileen.
Głośne
westchnienie.
-Wchodź.
Otworzyłam drzwi.
Pascal siedział przy stole, studiując kronikę.
-Pomyliłeś się.
-Tak, wiem.
Dopiero teraz to widzę. Byłem prawie pewien, że chodzi o Montgomery'ego w twoim
wieku.
-Jesteś pewien, że
chodzi właśnie o ten ród?
-Tak, Kark jasno
to zaznaczył- Pascal był roztargniony.- Wygląda na to, że musimy się dowiedzieć
dokładnie o którego chodzi.
Zdjął z szyi
długi, złoty łańcuszek. Na końcu miał zaczepiony podłużny rubin o
nieregularnych kształtach.
-Kamień Mocy-
szepnęłam.
Popatrzył na mnie
zdziwiony.
-Skąd...?
-Bran.
-Jasne.
Wyjął ze sterty
papierów rulon. Położył go na stole i na wszystkich czterech rogach przytrzymał
książkami. Na górze widniał herb: łuk, strzały i winorośla na szmaragdowym tle.
Wszystkie drobiazgi i zrobienia mieniły się soczystymi barwami kamieni
szlachetnych, a całość okazała złota obwódka Cudo. Pod herbem
widniał wykaligrafowany napis: "Ród Montgomery". Drzewo genealogiczne
Evana! Pascal uniósł nad nie kryształ i pozwolił mu krążyć nad imionami. W pewnym
momencie z wielką siłą spadł na stół. Popatrzyłam na Pascala, nie wiedząc co
robić.
Uniósł kryształ i
przeczytał:
-Finn Montgomery,
syn Lucasa, ojciec Evana- uniósł głowę i popatrzył mi w oczy.- Chodzi o brata
twego ojca, nie jego syna.
Z wrażenia usiadłam
na podłodze.
-Jesteś pewien?
-On się nie myli.
To nauczka dla Brana. On i Finn mają różnych ojców, kiedy Finn był mały, Lucas
nagle umarł. Niedługo później jego matka poznała ojca Brana- czarownik podrapał
się po brodzie.- Teraz już rozumiem.
Nie, Lee! Nie
wolno ci!
Och zamknij
się już. Daj mi pomyśleć.
-Jesteś pewien, że
to nie może być jego syn?
Eileen,
przestań! Zabraniam ci!
-Myślę, że nie.
Kirk wybrał go celowo.
-Ale on jest
żonaty- jęknęłam.
-Nie.
-Jak to nie?
-Jest wdowcem od 3
lat.
-To nie zmienia
faktu, że jest ode mnie...
30 lat
starszy.
-Właśnie! Starszy o
30 lat!
-Jest rówieśnikiem
Kirka.
Ukryłam twarz w dłoniach.
-Nic nie możesz
zrobić?- zapytałam.
-To twoje brzemię i
tylko ty możesz je unieść. Ja zawsze tu będę. Możesz przyjść w każdym momencie,
ale małżeństwo musisz znosić sama.
Proszę, Lee.
Wycofaj się.
Chwiejnie wstałam
na nogi.
-Jak? Jak mam to
zrobić? Jak znieść coś takiego?
Pascal zacisnął
usta.
-To nie wszystko,
prawda?- zapytałam.
-Małżeństwo musi
zostać dopełnione.
O kurde.
Nie zgadzam
się słyszysz?! Nie możesz tego zrobić!
Muszę cię
uwolnić.
Nie za taką
cenę!
A za jaką?!
Ja i Roarke mamy zadania. I musimy je wypełnić.
-Dziękuję ci.
Bardzo mi pomogłeś w zrozumieniu tego. Do zobaczenia, Pascalu- wyszłam z wieży.
Na korytarzu
oparłam się o ścianę. To nie może być prawda. Nie. Kto jest tak okrutny?!
Słyszałam dwa podniesione głosy, zbliżające się coraz bliżej. Zaraz zza zakrętu
wyłonił się Rockie i Evan. Na mój widok stanęli jak wryci.
-Co się stało?-
zapytał Evan.
-To nie ty-
szepnęłam, a po moich policzkach popłynęły pierwsze łzy.- To nie ciebie mam
poślubić.
-A kogo?- zapytał Rockie.
-Finna Montgomery.
-Że co?!- obaj
prawie wyskoczyli ze skóry.
-Muszę to wyjaśnić-
Roarke wyminął mnie i wszedł do komnaty maga.
Evan popatrzył na
mnie. Bez słowa otworzył ramiona, a ja wtuliłam się w niego, niszcząc jego
koszulkę słonymi kroplami. Evan ostrożnie odsunął mnie od siebie. Otarłam łzy z
policzków i oparłam się o ścianę. Chłopak bez zastanowienia nachylił się i
wziął mnie na ręce. Otoczyłam go ramionami za szyję.
-Gdzie idziemy?-
wyszeptałam zmęczona.
-Cii... Śpij.
Tak, jasne.
Jednak ledwie
wtuliłam się w jego ramiona, mój umysł zaćmił sen.
***
Obudziłam się w
obcym łóżku. Obróciłam głowę i powąchałam poduszkę. Evan. Pościel
była przesiąknięta jego zapachem. Usłyszałam podniesione głosy.
Wsłuchałam się w nie.
-... mogłeś?
-Normalnie!
Wiedziałem, ale nie musiałem ci nic mówić- mówił... Finn!
-Ale ona ma zostać
twoją żoną! Ona ma tylko 18 lat!
Rozległ się śmiech.
-Im młodsza tym
lepsza łóżku- Finn zarechotał obleśnie, a mnie przeszły ciarki.
Rozległ się huk,
stłumione przekleństwo.
-Wynoś
się- warknął Evan. Głośno zamknął za Finnem drzwi i wszedł do pokoju.
Lekko się zmieszał widząc, że nie śpię.
-Nie chcę, by twoja
rodzina rozpadła się przeze mnie- powiedziałam.
-Już dawno się
rozpadła- rzucił sucho i usiadł obok mnie.- Jak się czujesz?
-Potrafię wymienić
kilka momentów, kiedy czułam się lepiej.
Roześmiał się
cicho.
-Tak, jestem
pewien. Co teraz?- jego spojrzenie było badawcze.
Westchnęłam.
-Naprawdę muszę
mówić to na głos?
Zamknął oczy.
-Nie musisz tego
robić.
Po raz
pierwszy się z nim zgadzam.
-Przestań. Wiem co
robię.
-Wątpię. Mój ojciec
jest draniem bez serca. Zniszczy cię przez ten rok- mówił spokojnie, jakby
właśnie omawiał pogodę na najbliższe dni.
Wgramoliłam się mu
na kolana.
-Nie bój się. Dam
radę- objęłam go w pasie, wtulając twarz w jego szyję.- Będziesz obok?
-Oczywiście.
Zawsze.
Pociągnęłam niezbyt
estetycznie nosem i wstałam.
-Muszę iść.
Zastanowić się nad tym wszystkim. I porozmawiać z jedną osobą przed kolacją.
Uniósł brew.
-Chcę wiedzieć?
-Potem ci powiem-
musnęłam ustami jego policzek.
-Do zobaczenia.
Wyszłam z jego
pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi. Akurat przechodził John. Zatrzymałam go.
-John, czy mógłbyś
mi powiedzieć, czy jest w zamku panna Noel?
-Wydaje mi się, że
dopiero przyszła- odparł grzecznie.
-Poproś ją do
salonu mojego ojca.
John skinął głową i
odszedł. Czas na drugą rundę. Przemierzając korytarze myślałam o
więzi, która powstałą między mną i Evanem. Nie wiem skąd ta pewność, ale
instynktownie mu ufałam.
***
Weszłam do salonu.
Noel siedziała już z fotelu, czekając. Musiałam się doprowadzić do porządku,
więc poszłam najpierw do pokoju.
-Pani- Noel skinęła
głową.- Wzywałaś mnie. Co mogę zrobić?
-Wezwałam cię tu
prywatnie- zamknęłam drzwi.
-O co chodzi?
-Powiem wprost.
Jeśli masz zamiar zdradzać mojego brata, to zerwij.
Zbladła.
-Nie wiem o czym
mówisz.
-Widziałam cię, jak
po kolacji migdaliłaś się z kimś w kącie. I nie był to Roarke. Nie pozwolę, byś
zraniła Rockiego tak jak Evana!
-Nic ci do tego-
warknęła ostro.
-Jeśli mu nie
powiesz do wieczora, to ja mu powiem.
-Nie ośmielisz się.
-Zobaczysz. Nie
obchodzi mnie to wszystko. Jesteś po prostu zakłamaną dziewczyną, która dorabia
rogi każdemu chłopakowi z którym jesteś.
W oczach Noel
zapłonęła furia. Wystudiowanym gestem odgarnęła długie blond włosy i
popatrzyła na mnie wyzywająco.
-Nie uwierzy ci.
-Zobaczymy-
odwróciłam się i położyłam dłoń na klamce. Dziewczyna złapała mnie za ramie.
-Nic nie będziemy
patrzeć.
-Odsuń się i
zabierz ręce. Nie zapominaj komu grozisz.
-Ukochana córeczka
Brana? Oj, bo się boję...
-Przestraszysz się,
złotko- odepchnęłam ją.- Do wieczora.
Cóż...samo przejście na bloga było plusem choćby dlatego, że teraz można zrozumieć dialogi. (ojciec-córka)
OdpowiedzUsuńW ogóle dłuuuuuuugie mocno te fragmenty ;_;
Ty chodząca marudo! Mam wrzucać po 3 linijki?! Będą krótsze, ale narazić wrzucam to, co mam na fbl
Usuńoj nie od razu trzy linijki @_@
Usuń