niedziela, 10 marca 2013

Locked out of haven roz 4/2


You've got to reach out a littlemore



-Witaj, Piękna!- wykrzyknął Alessandro na mój widok.
Roześmiałam się, gdy porwał mnie w ramiona, zamykając w niedźwiedzim uścisku. Wysoki, szczupły Włoch sprawiał dość miłe wrażenie. Drobna, trójkątna twarz otoczona wijącymi się, krótkimi, czarnymi włosami, wielkie, czekoladowe oczy i twarz cały rok muśnięta słońcem. Śliczny, patetyczny w każdym calu Alessandro jak zwykle ubrany był w obcisłe, bezowe spodnie i czarny podkoszulek.
-Alessandro- rzuciłam miękko.- Tak dawno się nice widzieliśmy.
Postawił mnie na ziemi i popatrzył na Evana.
-Skrzywdź moją dziewczynkę, a cię skrócę o głowę- rzucił ostrym tonem.
-Ej!- uderzyłam go w ramie.- Zostaw go. To Evan Montgomery. Evanie, to Alessandro Monteci.
-Miło mi- Evan wyciągnął dłoń.
-Powinno- Alessandro ścisnął dłoń chłopaka.
-Alex, jeszcze słowo, a ja ci dupę skopię- warknęłam.- Przynieś karty, biorę stolik tam gdzie zwykle.
Skinął głową.
Przeszliśmy na tył sali. W samym rogu był mały stolik z dwiema kanapami. Usiadłam i popatrzyłam na Evana. Po krótkim wahaniu usiadł naprzeciw. Alessandro zmaterializował się z kartami i zniknął.
-Co bierzesz?- rzucił, otwierając kartę.
-Mokka. Albo nie- popatrzyłam na kelnera, który znów się pojawił.- Espresso, poproszę.
Evan rzucił mi złe spojrzenie, ale powiedział:
-Czerwoną herbatę. I kawałek ciasta jagodowego.
Kelner uśmiechnął się i odszedł.
-To o czym to my...?- zapytałam słodko.
-O Ignis- przypomniał mi sucho.
Na jego przystojnej twarzy malowała się irytacja i znużenie, jakby miał do czynienia z małym dzieckiem. Tym dla niego byłam? Obowiązkiem?
-Co z nim?
-To twoje dziedzictwo.
-Tak i o ile dobrze pamiętam, to ja powinnam się opiekować nim, a nie ono mną- ułożyłam zdanie kompletnie niepoprawne stylistycznie, jednak przekazywało wszystko, co chciałam ująć.
-Pascal się boi, Eileen. Roarke całymi dniami ćwiczy, a on stara się jakoś cię wyciągnąć z małżeństwa.
-To niemożliwe. Taki mój los i tego nie można obejść. I nawet tak wielki czarownik jak Pascal tu nic nie pomoże. Dlaczego akurat ty? W Ignis jest tylu mężczyzn i mogli wybrać każdego...
Podszedł kelner z zamówieniem. Skinęłam głową, dziękując mu i swoim zwyczajem ujęłam filiżankę w dłonie, wzdychając zapach kawy. Długo zanim zaczęła mi smakować, po prostu ją wąchałam. Kelner postawił przede mną również kawałek tiramisu.
-Nie zamawiałam ciastka- zaoponowałam.
-To od Alexa- wytłumaczył.- Z tym- podał mi kartkę papieru.
Otworzyłam ją bez wahania.
"Szkoda, że kończę już zmianę. Pogadamy innym razem. Zjedz ciastko, opłacone już. Znając Ciebie żyjesz na kawie. Smacznego, mała. A."
Złożyłam kartkę i z uśmiechem zabrałam się za ciastko. Było boskie. Wprost rozpływało się w ustach. Z zadowoleniem znów wzięłam kawę w dłonie.
-Nie powinnaś pić kawy- rzucił Evan zza swojego ciastka jagodowego.
-A ty nie powinieneś zrzędzić. Taki młody, a taka maruda- pokręciła, głową z udawanym niedowierzaniem.
-Ell.. Proszę. Wróćmy do tematu.
Ell.. Pierwszy raz nie Lee, nie Eileen, tylko Ell. Zaszczyt mnie w dupę kopnął?
-Tak. Wróćmy do waszego przewrażliwienia. Nie potrzebuje ochrony.
-Ell, Pascal myślał również o tym, żebyś nie była sama. Czekają cię trudne wybory i decyzję, musisz być silna i opanowana. A jak na razie trzęsiesz się jak osika- rzuciłam mu gniewne spojrzenie.- Wiem, że to nowość, ale musisz mieć z kim o tym porozmawiać. I oto jestem.
-Nie jest to proste to prawda. Jednak potrzebuje czasu...
-... którego nie masz, Ell. Musisz się nad tym wszystkim zastanowić, to prawda, ale myśl w trybie przyspieszonym.
Nagle w moim gardle pojawiała się gula. Odłożyłam łyżeczkę, odkładając niedojedzone cicho.
-Nie chcę tego wszystkiego. Nie chcę męża z przymusu, ciężaru dynastii i dziedzictwa. Dla odmiany chcę normalności.
-To jedyne, czego nie mogę ci dać- uśmiechnął się smutno.
Położyłam dłoń na jego dłoni.
-Damy radę. Zobaczysz.
-Razem? Jestem pewien.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz