niedziela, 10 marca 2013

Locked out of haven 5/2


Never wanted you to steal my heart


-Czarownicą, mówisz?- rzuciłam z zadziornym uśmiechem, kiedy wyszłam z przebieralni już w swoich ciuchach.
-Ell, co ty knujesz?- zapytał, przechylając głowę lekko w bok.
-Nic, czym powinieneś się martwić. Po prostu mam niedługo bardzo ważną uroczystość i szukałam odpowiedniej kreacji.
Przewrócił oczami.
-W Ignis masz szafę wypełnioną po brzegi. Czego jeszcze chcieć?
-Czegoś, co będzie odzwierciedlało mój charakter- zapłaciłam za spódnice i wyszłam ze sklepu.
Całą drogę do mieszkania przekomarzaliśmy się, śmiejąc w głos. Bran nie odezwał się, pewnie słuchając i analizując jak to miał w zwyczaju. Było mi z Evanem po prostu dobrze. W jakiś sposób wygodnie i komfortowo. Nie poznawałam siebie. Nigdy na nic nie czekałam, nie oczekiwałam. A nagle przy TYM faceci byłam skłonna porzucić cenną niezależność. Nie no, brawo, Lee. Oby tak dalej, a skończysz jak matka.
Odgoniłam czym prędzej nieprzyjemne myśli i wsłuchałam się w barwną opowieść o dzieciństwie Evana. Raz po raz wybuchałam śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem. I tak minęła nam cała droga do domu.
Popołudnie i wieczór minęły spokojnie. Lekko zdystansowałam się od Evana, nie chciałam wystawiać siebie i swoich uczuć na próbę. Zrobiłam obiad, uczyłam się, potem kolację i każde z nas zaszyło się w swoim pokoju. Leżąc w łóżku, wciąż rozgrzana po prysznicu, powtarzałam sobie, że tak jest lepiej. Podobno kłamstwo powtarzane odpowiednio długo staje się prawdą. Gdybym wierzyła w jakiegoś boga na pewno bym się o to pomodliła.
***
Następnego ranka powtórzył się schemat z dnia poprzedniego. Tyle że tym razem, kiedy zmęczona, sfrustrowana i zła wyszłam ze szkoły, Evan już czekał. Jednak kiedy szłam w jego kierunku, ktoś szarpnął mnie za ramie. Uwolniłam się z uścisku i spojrzałam na napastnika. Luke.
-Czego znowu, Dannis?- warknęłam i odsunęłam się o krok.
-Co tu robi twój goryl?
-Stoi- uśmiechnęłam się zjadliwie.
-Po co?
-Żeby głupi miał pytanie.
-McKinley, bo pożałujesz!
Pełnym gracji i ogłady moralnej gestem pokazałam mu środkowy palec i pewnym krokiem poszłam w kierunku Evana. Wiedząc, że jesteśmy pod ostrzałem spojrzeń, złapałam go za klapy marynarki i przeciągnęłam jego usta do siebie, całując je mocno.
-Witaj, przystojniaku- wymruczałam, kiedy się odsunęliśmy od siebie.
-Tak się wita goryli?- zapytał z drwiącym uśmiechem.
Roześmiałam się i uderzyłam go w ramie.
-Do domu!- nakazałam, a on w mgnieniu oka zatrzymał dla nas taksówkę na zatłoczonej ulicy.
Z rozmową czekałam, aż wejdziemy do mieszkania. Kiedy drzwi się za nami zatrzasnęły, rzuciłam torbę i buty w kąt. Nie patrząc mu w oczy poszłam do salonu i zwinęłam się na sofie.
-Przepraszam za to przedstawienie. Nie powinnam- przemawiało przeze mnie poczucie winy.
Kiedy usłyszałam jego dźwięczny śmiech, uniosłam głowę i popatrzyłam na niego jak na wariata.
-Ell, ja nie mam ci za złe tego masowego ataku na moje usta, wręcz przeciwnie- w jego oczach błyszczał szelmowski uśmiech.
Zarumieniłam się i uciekłam do kuchni.
-Ell, posłuchaj...- Evan stoi w drzwiach kuchni i przygląda mi się niepewnie.
-Tak?- powiedziałam, nie odwracając się do niego.
Podszedł do mnie i znów przejechał nosem po mojej szyi. Przeszły mnie dreszcze od tego delikatnego dotyku. Mimowolnie się rozluźniłam.
-Nie bocz się. Ja po prostu mówiłem prawdę. Podobał mi się twój atak- przytulił mnie mocniej.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Wiem, wyczułam to- rzuciłam cwaniacko.
Odwrócił mnie w mgnieniu oka tak, bym stała twarzą do niego.
-Naprawdę? To co powiesz na to?- teraz to jego usta przejęły władze nad moimi.
Prr.. Wróć! Moja podświadomość patrzyła na mnie surowo. Powinnam się odsunąć, ale nie mogłam. Wsiąkłam w niego. I było tak dobrze.
Kiedy się oderwaliśmy, oboje szybko oddychaliśmy. Jego oczy były ciemniejsze, a źrenice rozszerzone.
-I oto stoi przede mną prawie narzeczona mojego ojca- rzucił że smutkiem Evan.
To mnie otrzeźwiło. Odsunęłam go od siebie jeszcze bardziej.
-Nie, Evan. Nie rób tego więcej.
-Dlaczego?
-Bo oczekują mojej czystości i posłuszeństwa? Bo twoje miejsce jest niepewne? Bo nie chcę cię stracić? Jeszcze jakieś argumenty?
-Jest więcej?
-Cała lista. Nie każ mi ich czytać. Zrozum i trzymaj się z daleka. Choć i mi było ciężko, wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi.
***

-Ell, gotowa?- usłyszałam krzyk Evana z kuchni.
-Sekunda!- odparłam i schowałam nowo zakupioną spódnice do torby. Wzięłam kosmetyki i parę drobiazgów i byłam gotowa.
-Już- powiedziałam, stając w drzwiach.
Chłopak skinął głową i poszliśmy do samochodu. Rzuciłam torbę do tyłu, a sama usadowiłam się obok niego. Przez dłuższy czas żadne z nas się nie odezwało.
Po wtorkowym całowaniu Evan tak jakby dał sobie spokój. Mijaliśmy się i po prostu krążyliśmy koło siebie. Codziennie ten sam rytuał: moja poranna bieganina i zostawianie kartki z godziną zakończenia lekcji, jego czekanie na mnie pod szkołą. Potem robiłam obiad, który był zjadany w dość niezręcznej ciszy i ja uciekałam do siebie. Kolacja, zamienione parę zdań odnośnie dnia następnego i znów zaszywałam się u siebie. I tak codziennie, aż do dziś. Jak umówiliśmy się wcześniej, zwolniłam się i wróciłam szybciej. Do Ignis droga daleka i trzeba było wyruszyć jak najszybciej. Mój pomysł całodziennych wagarów skwitował machnięciem ręki. No pewnie! Wróciłam po 3 lekcji i zaopatrzeni w suchy prowiant ruszyliśmy do domu.
Bran próbował mnie odwieść od pomysłu zagrania na nerwach Finnowi. Jednak chciałam tego, bo musiałam pokazać, kto tu rządzi. Ojciec prosił i groził, ale pozostałam niewzruszona. Mało tego, zabroniłam mu przekazywać komukolwiek informacji o tym pomyśle. To moja walka i wszystkie chwyty dozwolone.
Po ponad dwóch godzinach jazdy poczułam znużenie. Cisza zaczęła mi ciążyć. Nie otwierając wzroku, zapytałam.
-Dlaczego wyruszyliśmy aż tak wcześnie?
Cisza.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Evan ściska kierownicę jakby miał ją zamiar wyrwać. Jego mina nie zdradzała nic, a w oczy nie mogłam spojrzeć, bo wpatrywał się w drogę.
-Evan? O co chodzi?- wyszeptałam.
-Pascal rano przekazał mi informacje, że Finn przełożył zaręczyny.
W pierwszej chwili poczułam ulgę, ale zaraz potem strach. Gdyby to była dobra wiadomość, Evan nie zachowywał by się tak.
-Na kiedy?- wyszeptałam.
-Dziś, podczas kolacji- rzucił cicho.
-Dziś?!- pisnęłam.
Dlaczego, do jasnej cholery, nic mi nie powiedziałeś?!
Nie wiedziałem.
Daruje sobie, Pascal mówi ci o wszystkim.
-Dlaczego?
-Wyjeżdża jutro rano i wróci aż na ślub za dwa tygodnie.
Spokojnie, oddychaj.
-Sama się w to wkopałam- mruknęłam cicho.
Evan popatrzył na mnie kątem oka, ale nic nie odpowiedział. Zacisnął usta w wąską linijkę i wpatrywał się przed siebie. A ja znów oparłam głowę i szybę i rozkoszowałam się jazdą po dziurawej, kamienistej drodze.
***
Kiedy znaleźliśmy się przed zamkiem, bez słowa wyszłam z samochodu trzymając swoją torbę przyciśniętą do piersi. Poszłam do siebie, zamykając drzwi na klucz. Nie chciałam nikogo widzieć. Potrzebowałam czasu i świętego spokoju, jednak w tym zamku jedno i drugie jest towarem deficytowym. Miałam półtora godziny do kolacji, a ręce trzęsły mi się tak, że nie mogłam utrzymać szklanki. Dopiero po chwili uspokoiłam się na tyle, by znaleźć jakiś lekki strój i iść pod prysznic.
Pół godziny później świeża, pachnąca i obudzona wróciłam do pokoju. Włosy spływały mi kaskadą na plecy, więc sprawnym ruchem zebrałam je w wysokiego, ciasnego koka. Idealne na taką okazję. Makijaż wymagał czasu i skupienia, ale kiedy ponad piętnaście minut później popatrzyłam w lustro, pogratulowałam sama sobie. Idealna, alabastrowa cera, matowe usta, ciemne cienie na powiekach i grafitowa kreska. Policzki muśnięte różem, odrobina tuszu i ta dam! Spojrzałam na zegarek. Prawie czterdzieści minut. Damy radę. Z szafy wyjęłam odpowiednie buty i resztę ciuchów  Wyprasowałam spódnice, kiedy już znalazłam żelazko i mając prawie dwa kwadranse do dyspozycji, zaczęłam się ubierać. Powoli, dokładnie, jeszcze raz sprawdzając zgodność. Nie patrząc jeszcze w lustro założyłam biżuterię i buty. Ok. Zobaczmy, co stworzyłam. Tradycja każe oblubienicy być skromną, delikatną niewiastą w bieli symbolizującej jej czystość. W lustrze stała młoda kobieta spowita w czerń i grafit. Ciemnoszara skórzana kurtka założona na szaro-czarny podkoszulek podkreślała kobiece kształty, a długa kruczoczarna spódnica spływała falami aż na czubki szpilki również w tym kolorze. W jakimś odruchu rozpuściłam włosy pozwalając, by miękka fala opadła na moje plecy. Gotowe. Oblubienica przed zaręczynami.
Wtedy usłyszałam pukanie do drzwi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz