piątek, 29 marca 2013

"Locked out of haven" 10/2


You can’t break me out of my habits.


Poszłam prosto do salonu ojca. Wróć. Mojego salonu. Nie, jakoś to dziwnie brzmi. Oj mniejsza o większość. Położyłam się na kanapie z nogami zwisającymi przez oparcie. Cholernie krótkie urządzenie.
-Ell?- usłyszałam.
-Których słów nie zrozumiałeś? "Jestem zmęczona" czy "żegnam"?- zapytałam.
-Wszystko ok.?- Evan wszedł i zamknął za sobą drzwi.
-No proszę cię! Nawet chwili prywatności?- zapytałam, opuszczając głowę z kanapy.- Hm… Do góry nogami też nie wyglądasz źle.
Roześmiał się.
-Ell, skarbie, co ty dziś brałaś?
-Ja? Nic. Przecież wiesz.
-Skąd ten humor?- usiadł na fotelu naprzeciw.
-Nikt nie umarł. Nie mam powodów by się smucić. Potrzebuję czasami odreagować. To najlepszy sposób jaki znam.
Kucnął przy mnie i nie zważając na to, że moja głowa zwisa do dołu, objął ją oburącz i pocałował mnie mocno w usta.
-Znam lepsze sposoby.
-Tak?- mruknęłam.- Nie wydaje mi się, by były na miejscu.
Podciągnęłam się i usiadłam na poręczy tyłem do niego.
-Znów zaczynasz?- westchnął, a w jego głosie pojawił się cień irytacji.
-Co zaczynam?
-Odpychanie i przyciąganie. Czuję się z tobą jak na karuzeli.
Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy.
-Powiem krótko: spodziewam się burzy ze strony Finna za moje zachowanie, zaraz ma przyjść Amelia, a Gerard ma mi złożyć szczegółowe sprawozdanie. Pozostaje sprawa Hectora i Emmaline, których muszę przywitać z należną im godnością . Leyla cały czas czeka by mnie przemaglować, a z Conorem muszę omówić sprawę włączenia zmiennokształtnych w nasze szeregi. Do tego negocjujemy zakup działek na północy by powiększyć terytorium Ignis. Alexander powinien zacząć szkolić wojsko, a Roarke ma wrócić do treningów. Ktoś musi tym pokierować- powiedziałam, zdając sobie sprawę, że ta wypowiedź wcale nie była krótka.
-Hej, spokojnie- podszedł do mnie.- Dasz sobie radę.
-W to nie wątpię- odrzuciłam dumnie włosy na plecy.- Po prostu muszę ustalić hierarchię wartości. Evan wybacz, ale Mizianie się z tobą  nie jest na szczycie tej listy- musnęłam jego usta w delikatnym pocałunku.- Poczekaj, aż to wszystko się uspokoi.
Westchnął cicho, ale skinął głową.
-Poczekam.
Ledwie się odsunęłam, a już rozległo się pukanie do drzwi. Rzuciłam szybkie spojrzenie w lustro wiszące nad kominkiem. Wszystko gra.
-Proszę!- zawołałam, siadając na fotelu.
Do salonu wpadł Finn. Dosłownie kipiał ze złości.
-Ty!- warknął.- Jak śmiałaś…
-Czy mógłbyś się uspokoić?- zapytałam cicho.- Nie życzę sobie krzyków, a szczególnie nie przy świadkach. 
Obrzucił Evana zimnym spojrzeniem.
-Wyjdź.
-Nie!- wstałam z fotela.- Evan jest moim przedstawicielem i doradcą. Pozostanie tu tak długo, jak będę tego chciała.
-Jako ojciec…
-Jako władczyni- przerwałam mu zimno- mówię, że zostaje.
Popatrzył  na mnie z ironicznym uśmiechem.
-Chcesz się kłócić przy świadkach, ŻONO?- uniósł brew.
-Nie mam najmniejszego zamiaru się z tobą kłócić. To może zaczekać, a sprawy Ignis niekoniecznie.
-Eileen- warknął groźnie, łapiąc mnie za nadgarstek, kiedy się odwróciłam. Spojrzałam na niego i na uścisk jego dłoni.
-Nie radzę.
-Nie wiesz, w co się pakujesz- syknął.
-Obawiam się, ze się nie boję- rzuciłam hardo, patrząc mu w oczy. Wiedziałam, że zapłacę za to zachowanie, ale mnie to nie obchodziło.- Jestem twoją królową, Finnie Montgomery i nie groź mi.
-Jesteś też moją żoną i oczekuję posłuszeństwa.
-Twoją żoną jestem za drzwiami sypialni. Tu jestem władczynią i oczekują ode mnie, że w pierwszej kolejności postawie sprawy państwa. I to robię.
-Do zobaczenia w sypialni- powiedział ze słodkim uśmiechem i wyszedł.
O cholera.
Niech Evan pójdzie do Pascala po miksturę.
-Evan idź do Pascala. Powiedz, że ja cię przysłałam. Będzie wiedział, o co chodzi- ręce zaczęły mi się trząść, więc schowałam je w kieszeniach.
Skinął głową i wyszedł, w drzwiach mijając się z Amelią. Usiadłam za biurkiem i wskazałam jej miejsce naprzeciw.
-O co chodzi, Amelio. Wydajesz się być zdenerwowana.
-Nie wiem jak ci to powiedzieć…
-Najlepiej krótko, zwięźle i na temat. Gdzie są kłopoty?
-W miasteczku. Na zielonych straganach świecą pustki, a większość rodzin już wyczerpała spiżarnie. Do pierwszych zbiorów został jeszcze prawie miesiąc i dużo rodzin nie ma po prostu co do garnka włożyć.
Co robić?
To twoja decyzja.
Nie pomożesz mi?
Niestety. Naucz się podejmować samodzielne decyzje.
Czując w ustach gorzki smak zawodu, powiedziałam:
-Poczekaj tu chwilę. Muszę kogoś sprowadzić.
Skinęła głową, a ja szybkim krokiem wyszłam z salonu i skierowałam się znów do miejsca obrad. Obecni pozbijali się w małe grupki i omawiali wydarzenia sprzed chwili. Zauważyłam Alexandra wciśniętego w kąt między Hectora i Gerarda. Nie wydawał się być zainteresowany rozmową prowadzoną przez tych dwóch.
-Alexandrze- powiedziałam. W pokoju ucichły rozmowy.- Mogę cię prosić do mojego salonu?
Mężczyzna zerwał się z miejsca.
-Ależ oczywiście.
Wyszłam spokojnym krokiem i wróciłam do Amelii.

12 komentarzy:

  1. Ojjj robi się coraz ciekawiej Wiedźmo ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. bosko, bosko , bosko <3

    OdpowiedzUsuń
  3. A może tak "Dziękuje, wiem, że się o mnie martwisz ale dam sobie radę" Jej pewność siebie zakrawa o chamstwo.@__@
    Zakończenie jest zacne! ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może tak: "Wim, że się martwisz, dlatego udam, że jest ok" ?

      Usuń
    2. A może tak *Jestem zbyt dojrzała na takie bzdety. Doceniam, że jesteś, że trwasz dzielnie, że mi ufasz. A ja w zamian za to nie mam zamiaru ukrywać przed tobą czegokolwiek*?

      Usuń
  4. Jak długo planujesz pisać to opowiadanie? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jeszcze... A co, nudne?

      Usuń
    2. Moglabys trochę przyspieszyc akcje ;)

      Usuń