You can’t break me out of my habits.
Poszłam prosto do salonu ojca. Wróć. Mojego salonu. Nie, jakoś to
dziwnie brzmi. Oj mniejsza o większość. Położyłam się na kanapie z nogami
zwisającymi przez oparcie. Cholernie krótkie urządzenie.
-Ell?- usłyszałam.
-Których słów nie zrozumiałeś? "Jestem zmęczona" czy
"żegnam"?- zapytałam.
-Wszystko ok.?- Evan wszedł i zamknął za sobą drzwi.
-No proszę cię! Nawet chwili prywatności?- zapytałam, opuszczając
głowę z kanapy.- Hm… Do góry nogami też nie wyglądasz źle.
Roześmiał się.
-Ell, skarbie, co ty dziś brałaś?
-Ja? Nic. Przecież wiesz.
-Skąd ten humor?- usiadł na fotelu naprzeciw.
-Nikt nie umarł. Nie mam powodów by się smucić. Potrzebuję czasami
odreagować. To najlepszy sposób jaki znam.
Kucnął przy mnie i nie zważając na to, że moja głowa zwisa do
dołu, objął ją oburącz i pocałował mnie mocno w usta.
-Znam lepsze sposoby.
-Tak?- mruknęłam.- Nie wydaje mi się, by były na miejscu.
Podciągnęłam się i usiadłam na poręczy tyłem do niego.
-Znów zaczynasz?- westchnął, a w jego głosie pojawił się cień
irytacji.
-Co zaczynam?
-Odpychanie i przyciąganie. Czuję się z tobą jak na karuzeli.
Odwróciłam się do niego i spojrzałam mu w oczy.
-Powiem krótko: spodziewam się burzy ze strony Finna za moje
zachowanie, zaraz ma przyjść Amelia, a Gerard ma mi złożyć szczegółowe
sprawozdanie. Pozostaje sprawa Hectora i Emmaline, których muszę przywitać z
należną im godnością . Leyla cały czas czeka by mnie przemaglować, a z Conorem
muszę omówić sprawę włączenia zmiennokształtnych w nasze szeregi. Do tego negocjujemy
zakup działek na północy by powiększyć terytorium Ignis. Alexander powinien
zacząć szkolić wojsko, a Roarke ma wrócić do treningów. Ktoś musi tym
pokierować- powiedziałam, zdając sobie sprawę, że ta wypowiedź wcale nie była
krótka.
-Hej, spokojnie- podszedł do mnie.- Dasz sobie radę.
-W to nie wątpię- odrzuciłam dumnie włosy na plecy.- Po prostu
muszę ustalić hierarchię wartości. Evan wybacz, ale Mizianie się z tobą
nie jest na szczycie tej listy- musnęłam jego usta w delikatnym pocałunku.-
Poczekaj, aż to wszystko się uspokoi.
Westchnął cicho, ale skinął głową.
-Poczekam.
Ledwie się odsunęłam, a już rozległo się pukanie do drzwi.
Rzuciłam szybkie spojrzenie w lustro wiszące nad kominkiem. Wszystko gra.
-Proszę!- zawołałam, siadając na fotelu.
Do salonu wpadł Finn. Dosłownie kipiał ze złości.
-Ty!- warknął.- Jak śmiałaś…
-Czy mógłbyś się uspokoić?- zapytałam cicho.- Nie życzę sobie
krzyków, a szczególnie nie przy świadkach.
Obrzucił Evana zimnym spojrzeniem.
-Wyjdź.
-Nie!- wstałam z fotela.- Evan jest moim przedstawicielem i
doradcą. Pozostanie tu tak długo, jak będę tego chciała.
-Jako ojciec…
-Jako władczyni- przerwałam mu zimno- mówię, że zostaje.
Popatrzył na mnie z ironicznym uśmiechem.
-Chcesz się kłócić przy świadkach, ŻONO?- uniósł brew.
-Nie mam najmniejszego zamiaru się z tobą kłócić. To może
zaczekać, a sprawy Ignis niekoniecznie.
-Eileen- warknął groźnie, łapiąc mnie za nadgarstek, kiedy się
odwróciłam. Spojrzałam na niego i na uścisk jego dłoni.
-Nie radzę.
-Nie wiesz, w co się pakujesz- syknął.
-Obawiam się, ze się nie boję- rzuciłam hardo, patrząc mu w oczy.
Wiedziałam, że zapłacę za to zachowanie, ale mnie to nie obchodziło.- Jestem
twoją królową, Finnie Montgomery i nie groź mi.
-Jesteś też moją żoną i oczekuję posłuszeństwa.
-Twoją żoną jestem za drzwiami sypialni. Tu jestem władczynią i
oczekują ode mnie, że w pierwszej kolejności postawie sprawy państwa. I to
robię.
-Do zobaczenia w sypialni- powiedział ze słodkim uśmiechem i
wyszedł.
O cholera.
Niech Evan pójdzie do Pascala po miksturę.
-Evan idź do Pascala. Powiedz, że ja cię przysłałam. Będzie
wiedział, o co chodzi- ręce zaczęły mi się trząść, więc schowałam je w
kieszeniach.
Skinął głową i wyszedł, w drzwiach mijając się z Amelią. Usiadłam
za biurkiem i wskazałam jej miejsce naprzeciw.
-O co chodzi, Amelio. Wydajesz się być zdenerwowana.
-Nie wiem jak ci to powiedzieć…
-Najlepiej krótko, zwięźle i na temat. Gdzie są kłopoty?
-W miasteczku. Na zielonych straganach świecą pustki, a większość
rodzin już wyczerpała spiżarnie. Do pierwszych zbiorów został jeszcze prawie
miesiąc i dużo rodzin nie ma po prostu co do garnka włożyć.
Co robić?
To twoja decyzja.
Nie pomożesz mi?
Niestety. Naucz się podejmować samodzielne decyzje.
Czując w ustach gorzki smak zawodu, powiedziałam:
-Poczekaj tu chwilę. Muszę kogoś sprowadzić.
Skinęła głową, a ja szybkim krokiem wyszłam z salonu i skierowałam
się znów do miejsca obrad. Obecni pozbijali się w małe grupki i omawiali
wydarzenia sprzed chwili. Zauważyłam Alexandra wciśniętego w kąt między Hectora
i Gerarda. Nie wydawał się być zainteresowany rozmową prowadzoną przez tych
dwóch.
-Alexandrze- powiedziałam. W pokoju ucichły rozmowy.- Mogę cię
prosić do mojego salonu?
Mężczyzna zerwał się z miejsca.
-Ależ oczywiście.
Wyszłam spokojnym krokiem i wróciłam do Amelii.
Ojjj robi się coraz ciekawiej Wiedźmo ;D
OdpowiedzUsuńNo mam nadzieję!
Usuńbosko, bosko , bosko <3
OdpowiedzUsuńAch, cieszę się ;D
UsuńGenialnie
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
UsuńA może tak "Dziękuje, wiem, że się o mnie martwisz ale dam sobie radę" Jej pewność siebie zakrawa o chamstwo.@__@
OdpowiedzUsuńZakończenie jest zacne! ;p
A może tak: "Wim, że się martwisz, dlatego udam, że jest ok" ?
UsuńA może tak *Jestem zbyt dojrzała na takie bzdety. Doceniam, że jesteś, że trwasz dzielnie, że mi ufasz. A ja w zamian za to nie mam zamiaru ukrywać przed tobą czegokolwiek*?
UsuńJak długo planujesz pisać to opowiadanie? ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem jeszcze... A co, nudne?
UsuńMoglabys trochę przyspieszyc akcje ;)
Usuń