poniedziałek, 4 marca 2013

"Locked out of haven" roz1/3

I've been walking in the same way as I did


Popatrzył na mnie, sondując mnie wzrokiem. Widząc, że nie żartuje, usiadł na jasnej kapie w delikatny, kwiatowy wzór, która leżała na łóżku. Wszystko w tym pokoju było tak cholernie dziewczęce...
Myślałem, że ci się spodoba.
O, wróciłeś? Akurat teraz? Dzięki..
Eileen, nie obrażaj się.
Daj mi spokój. Wypad z moje głowy!
Roarke mierzył mnie ciekawym spojrzeniem swoich dziwnych oczu. Nie umiałam określić ich koloru, bo mieszało się w nich kilka barw. Ciemna zieleń, błękit i... piwny? Intrygujące.
- Bran? - zapytał cicho chłopak.
Skinęłam głową.
- Jest piekielnie irytującym człowiekiem - rzuciłam, gniewie przeczesując rozpuszczone chwilę wcześniej, sięgające do połowy pleców włosy.
Chłopak uśmiechnął się szeroko.
 -Coś o tym wiem.
- Też ci cały czas gada w głowie? - zapytałam, przysiadając na łóżku.
- Nie, ale wystarczy, że muszę wypełniać jego zachcianki - wywrócił oczami.
W mojej głowie rozległ się głośny śmiech.
- Tak, jego też bawi nasza irytacja.
Popatrzyłam na chłopaka oceniając, ile mi powie. Siedział niedbale, z delikatnym uśmieszkiem, jednak w jego oczach czaiła się rezerwa.
- Chcę go poznać - powiedziałam miękko.
Znasz mnie.
Cicho tam. Osobiście.
Odpowiedziało mi po prostu ciche westchnienie.
- Roarke, proszę.
Gość zmrużył powieki.
- Eileen...
- Wiesz, moje imię w przeciwieństwie do twojego się skraca - rzuciłam.
Uniósł ironicznie brew.
- Tak, a jak?
- Lee, Lena... El. I inne takie.
- Dobrze. Będę cię nazywał Ellie.
- Tego akurat nie lubię - warknęłam.
W jego oczach pojawił się złośliwość.
- W takim razie od dziś jesteś dla mnie Ellie.
 -Debil - mruknęłam.
- Do usług.
Czy on zawsze jest taki nieznośny?
Tylko kiedy trafi na godnego sobie przeciwnika.
Dzięki...
- Roarke... - i wtedy wpadł mi do głowy pomysł. - Twoje imię jest ciężkie do wymowy..
- Och? - jego twarz wyrażała uprzejme zaciekawienie.
- Więc też je trochę uproszczę, tak jak ty moje. Rockie - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
Wzdrygnął się lekko. Nie podobało mu się. Przybiłam sobie mentalnie piątkę.
- Więc, Rockie, powiesz mi gdzie jest mój ojciec?
- W twojej głowie - burknął mało uprzejmie.
- Czyli wracamy do punktu wyjścia - wstałam powoli. - Możesz już iść.
- Ale taka jest prawda. Jesteś jedyną osobą, która z nim rozmawia. Nam zostawia wskazówki i polecenia. Nikt nie widział go od wyprowadzki twojej matki. Zniknął kilka dni później, od tamtej pory nie pojawił się - mówił, jakby chciał mnie zatrzymać.
To prawda, tato?
Wyszeptałam w swojej głowie. Mój głos, cichutki i cieniutki, był pełen jakiegoś niewytłumaczalnego lęku. Co to za farsa?
Tak, Eileen.
Dlaczego?
Bo chcę cię chronić.
A nie pomyślałeś, że ja mogę chcieć cię spotkać? Porozmawiać z tobą twarzą w twarz?
- Ellie - powiedział cicho chłopak - Nie czyń mu wyrzutów. Jesteś dla niego najważniejsza.
- Skąd to wiesz?
- Bo oprócz ciebie jestem jedyną osobą, z którą rozmawia twój ojciec.
- Mówiłeś, że nie ma go w twojej głowie.
- Bo nie ma. Komunikuje się ze mną bardziej werbalnie.
Uniosłam brew. Bardziej?
- Spójrz - wziął z biurka pióro i kartkę.
- Ile mogę jej powiedzieć? - zapytał Rockie.
Pióro uniosło się i pojawiły się litery z czarnego atramentu. Charakter pisma był lekki, niech chaotyczny, jakby piszący się spieszył.
"Wszystko. Ma prawo wiedzieć"
Popatrzyłam na chłopaka.
- Czym jest to "wszystko"? - zapytałam.
- Muszę iść. Porozmawiamy przy kolacji - odwrócił się do drzwi. Zbywał mnie.
- Hej! Tak po prostu odejdziesz?!
Chłopak spojrzał na mnie przez ramie.
- Mówiłem, że porozmawiamy. Ale nie teraz. Nie na raz, Ellie. Nic chcemy, byś uciekła z krzykiem. A widzę, że niewiele ci brakuje - uśmiechnął się lekko.
- Dzięki - uśmiechnęłam się kwaśno.
Nie naciskaj, córeczko. Daj mu poukładać to wszystko. Na niego to też spadło niespodziewanie. Niech będzie sam.
- Dobrze - skapitulowałam. - Porozmawiamy przy kolacji.
Chłopak wyszedł.
Dlaczego siedzisz cały czas w moje głowie? Chcę prywatności. Chcę niektóre myśli zachować dla siebie.
Ojciec westchnął.
Dobrze. Kiedy mnie będziesz potrzebować, to wrócę.
Dziękuję.
Wypuściłam powietrze z płuc. I co teraz? Czym jest to "wszystko", że tak dozują mi prawdę?
***

Resztę popołudnia spędziłam czytając. Salon okazał się kryć przejście do świetnie zaopatrzonej biblioteczki.  Pomieszczenie mające około dziesięciu metrów kwadratowych, posiadało ściany od góry do dołu zastawione regałami pełnymi książek. Na środku stał wielki fotel i mały stolik. Zachwycona, usiadłam na fotelu w towarzystwie Eve Dallas. Wczytując się w poplątaną fabułę, pełną zagadek i zbrodni, zapomniałam o całym świecie. Dopiero, kiedy bohaterka poznaje Roarke, magnetycznie urzekającego podejrzanego, wracam nieco na ziemię.
Cholera... Wszędzie musi być to imię?!
Eileen, wypadałoby, żebyś zaczęła przygotowywać się na kolację.
Jak to? Czego mi brakuje?
Kochanie, tu nie ma zwykłych kolacji. To raczej małe bankiety, na których nie wypada być w szortach i podkoszulku.
Tato, proszę...
To ja cię proszę. Idź i oczaruj ich.
Tak, to na pewno da się zrobić. Wstałam i zostawiając książkę na stoliku, wyszłam z biblioteki.
Po orzeźwiającym prysznic, stanęłam przy torbie. Nic nie nadawało się na taką okazję.
Spójrz do szafy.
Zaintrygowana podeszłam i zetknęłam do środka. Zamknęłam ją szybciej niż otworzyłam.
- Obrabowali dział młodzieżowy?
W środku pyszniły się wieloma nasyconymi, intensywnymi barwami i delikatnymi, spokojnymi. Cholera...
Tato, co to ma znaczyć?
Poprosiłem, nich cię zaopatrzą.
Po co? Wzięłam ubrania.
Gdyby tego nie zrobili, byś rzeczywiście musiała wystąpić w szortach.
Zagryzłam wargę  Miał rację. Wyjęłam pierwszą z brzegu suknię, która okazała się być biała, delikatna, bez pleców. Śliczna. Szybko wsunęłam się w nią. Włosy zostawiłam rozpuszczone, spinając je tylko lekko na skroniach by mi nie przeszkadzały. Delikatny makijaż, parę poprawek i byłam gotowa.
Lee, masz zamiar wystąpić w trampkach?
Spojrzałam na moje stopy. Rzeczywiście, spod białej sukni wystawały czubki butów. Ponownie zajrzałam do szafy i z powinienem popatrzyłam na pokaźną kolekcje butów na obcasie. Ja, miss gracji i obcasy. Super, para idealna. Włożyłam lekko skrzące się buty w kolorze kości słoniowej, wiązane na kostce. Zapewne nie pasowały, ale nie byłam w tym ekspertem. Wyprostowałam się i spojrzałam na siebie. Biała materia spływała leniwie wokół moich krągłości, uwydatniając je lekko, ale nie wulgarnie. Wysokie obcasy wysmukliły sylwetkę. Cholera... To ja?
Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam i otworzyłam je.
- Hej, Ellie - powiedział Rockie i wszedł.
Popatrzył na mnie i zaniemówił.
- Widzę, że Bran zapoznał cię z tutejszym zwyczajem - rzucił.
Uśmiechnęłam się.
- Tak. Nie chce kompromitacji, w końcu poniekąd jestem jego dzieckiem - przewróciłam oczami.
Roarke uśmiechnął się.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję - odparłam grzecznie, mając świadomość, że moje policzki powoli zalewa rumieniec.
Dopiero wtedy zauważyłam, że ma na sobie czarne jeansy, białą koszule, cienki, granatowy krawat o marynarkę. Elegancko, ale bez przesady.
- Gotowa? - zapytał.
- Chwilka - odwróciłam się i wróciłam na chwilę do łazienki.
Kiedy wróciłam, Roarke patrzył na mnie nieco dziwnie. Drapieżne, mogłabym rzec.
- Bardzo mi się podoba twoja sukienka - powiedział cicho. - A szczególnie jej tył.
Ach...
Niech się trzyma od ciebie z dala!
Tato, zluzuj majty. Umiem o siebie zadbać.
Co to za język?
Przewróciłam ponownie oczami.
Wynocha.
- Bran? - zapytał Roarke.
- Tak, udziela ci reprymendy.
- To trochę dziwne.
- Co?
- Flirtowanie z tobą, kiedy słucha nas twój ojciec.
- Masz jedno wyjście.
- Jakie?
- Skończ z tym.

2 komentarze: