niedziela, 24 marca 2013

"Locked out of haven" 9/3


So what if it’s crazy?


Zamykałam torbę, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Jeszcze nie minęło moje pół godziny- warknęłam.
-Ell, to ja- usłyszałam stłumiony głos Evana. Westchnęłam, ale wpuściłam go do środka. Zamknął  za sobą drzwi i rozejrzał się niepewnie po pomieszczeniu. Usiadłam na swoim łóżku i popatrzyłam na niego pytająco.
-Co tam?
Kucnął przy mnie i opierając ramiona na moich udach, powiedział:
-Chciałem zobaczyć jak się trzymasz.
-Jak widać, radzę sobie- odgarnęłam jego czarne włosy do tyłu. Uśmiechnął się, a ja zawstydziłam się tego czułego gestu.
-Co o tym myślisz?
-Że to podstęp, Evan. To zwykła bujda mająca na celu zburzyć spokój w Ignis. A my jesteśmy zbyt słabi by walczyć z kimkolwiek, nie mówiąc o kilku gatunkach- rzuciłam.
-A co na to Bran?
-Myśli podobnie jak ja. To podstęp Kirka albo Finna.
Tych dwóch nie cofnie się przed niczym. 
Oboje o tym wiemy, ale czy reszta da się przekonać? Finn ma wysoka pozycję w Ignis. 
Spokojnie, córeczko. Damy radę.
Mam nadzieje.
Evan zamknął oczy i pochylił głowę, kładąc ją na moich kolanach.
-Wiesz, że jeśli okaże się, że to zasadzka Finna, będzie musiał zostać wygnany?- szepnął. Nie wiedziałam.- I wasz ślub będzie nieważny. A jego rodzina będzie musiała iść z nim.
Wiedziałeś?!
Czasami tak jest. Już dawno nikt nie był Wygnańcem. 
-Nie, Evan. Spójrz na mnie- uniósł głowę i popatrzyłam w jego bezdenne, lazurowe oczy.- Nigdzie nie pójdziesz. Nie pozwolę na to. Zmienię ustawę. Przekonam innych. Nie pozwolę ci.
-Nie będziesz miała zbyt wiele do gadania, Ell. Zbierze się rada…
-Na której czele będę stała ja, jako władczyni.
Pokręcił głową.
-Jesteś żoną Finna, nie dopuszczą cię.
-Nie będą mieli za bardzo wyboru, słonko- pocałowałam go w czoło.- Tak szybko ode mnie nie uciekniesz.
Roześmiał się.
-Na to liczę.
-Taki dobry matematyk?- przechyliłam głowę w lewo i uśmiechnęłam się zadziornie.
-Nie pogrywaj, Ell.
Uniosłam brwi.
-Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?
-Nie muszę cię łapać. Jesteś w moich ramionach. Zbyt daleko nie uciekniesz.
-Chyba, że wykorzystam ten sam chwyt co na Rockiem.
Uśmiechnął się słodko.
-Nie zrobisz mi tego.
-Skąd ta pewność?- zaczęłam bawić się lekko przydługimi włosami na jego karku.
-Bo jesteś moja, kocie- pocałował mnie lekko.
-Drażnisz się- westchnęłam, kiedy się ode mnie oderwał.
-Wydaje ci się.
-Jesteś wredny!
-To też ci się wydaje. Omamy masz, dziecinko.
-Ja ci dam dziecinkę- popchnęłam go, a on wylądował na dywanie. Natychmiast wskoczyłam na jego brzuch, unieruchamiając jego ręce nad głową.- Co teraz powiesz, cwaniaku?
Od strony drzwi rozległy się brawa. Popatrzyłam w tamtą stronę i zobaczyłam Alarica opartego swobodnie o framugę.
-Cóż za piękny widok. Evan, drogi bracie, tak się dać zdominować?
Roześmiałam się i pocałowałam Evana w czoło.
-Czego tu szukasz, Al?- warknął chłopak.
-Powinniśmy już ruszać. Wszyscy w Ignis czekają na Eileen.
Spoważniałam i wstałam.
-No dobrze, chyba już pora.

Całą drogę spędziłam wygodnie, opierając głowę na torsie Evana, a nogi na kolanach Rockiego. Alaric chciał prowadzić, wiec chłopcy nie oponowali. Rozsiedli się i całą drogę zabawiali kawałami i śmiesznymi historyjki z dzieciństwa. Śmiałam się słysząc różne ekscesy, jednak w duchu żałowałam, że ja nie miałam takiego życia. Wychowana w mieście, w klatce bloków bardzo wiele straciłam. Kiedy ja huśtałam się na metalowej barierce w środku miasta, oni biegali po bezkresnych wzgórzach mieniących się zielenią. Kiedy ja ze znajomymi kąpaliśmy się w fontannie w upalne dni, ściągając tym samym na siebie policję, oni bez jakiejkolwiek spiny kąpali się w jeziorze lub rzece.
Evan widząc moje rozkojarzenie, nachylił się i szepnął:
-Co jest, kochanie?
-Nic, po prostu właśnie zauważyłam, jak bardzo różnią się nasze światy. Co dla mnie jest nowe, piękne i szczególne, dla ciebie jest oklepane. I odwrotnie.
-Nie koniecznie, słońce.
-Co masz na myśli?
-Dublin to mój drugi dom. Wychowałem się pół na pół tu i tam. Moja mama pochodziła z Dublina, a kiedy zmarła, jeździłem do dziadków. Nigdy nie miałem wspólnego języka z moim ojcem.
-Przykro mi- szepnęłam i wdrapałam się na jego kolana. Objęłam go za szyję i przytuliłam do siebie. Tylko tak mogłam go pocieszyć.
-Jest ok, Ell. Przyzwyczaiłem się już do tego.
-Jestem niemal pewna, że do takich rzeczy nie da się przyzwyczaić.
Czułam się tak, jakbyśmy byli w tym samochodzie sami. Monotonny szum silnika i kołatanie samochodu na wybojach uspokajało Evana i odprężał się powoli przy mnie.
-Dziękuję.
-Polecam się na przyszłość, ćmo.
-Dlaczego mnie tak nazywasz?- uniósł głowę i spojrzał na mnie przenikliwie.
-Sam mówiłeś, że przyciągam cię jak ogień. Idziesz, mimo że wiesz, że się oparzysz. Jesteś moja ćmą- pocałowałam go delikatnie.- To nie obelga. Po prostu stwierdzenie faktu.
Uśmiechnął się i resztę drogi przejechaliśmy w ciszy.

2 komentarze:

  1. Dobra, jest jedna sprawa ale za długo by się rozpisywać a chwilowo nie mam weny. Cóż...spadeek :I

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się,jak Ell rządzi :D Duża zmiana. bardzo mi się podoba,ale to wiesz <3
    opowiadaniamoje29

    OdpowiedzUsuń