Klątwę złamać wyjątkowo trudno
Z twarzy Evana odpłynęła cała krew.
-Nie prawda- rzucił.
Uniosłam brew.
-Dlaczego?
-Jesteś jego żoną od tygodnia. Nawet jeśli… To za wcześnie to
stwierdzić.
-Takie rzeczy się wie.
-Nie graj, Ell. Proszę cię, nie skreślaj tego wszystkiego-
podszedł do mnie i objął ramionami.
To by było tyle z mojego planu odepchnięcia ćmy od
ognia.
Tak będzie lepiej, Lee.
Nie sądzę.
Jeszcze mu podziękujesz za upór i wiarę w was.
Utuliłam się w niego głębiej, dopasowując się do jego ciała.
-Będziesz cierpiał- rzuciłam półgłosem.
-Nie obchodzi mnie to- uniósł moją twarz.- Nie kłam więcej.
-Przepraszam.
Pocałował mnie delikatnie i wypuścił z objęć. Jak to jest, że
dotyk Evana działa na mnie jak iskra, zapalam się od środka. Płonę, pragnąc
więcej. A na dotyk innych osób reaguję obojętnością lub obrzydzeniem.
Tak powinno być.
Skąd wiesz?
Bo tylko dotyk jednej osoby był w stanie mnie ożywić.
Liv.
Nie wracajmy do tego. Było minęło.
Powoli odsunęłam się od Evana.
-Mam nadzieję, że nam się poszczęści bardziej niż moim
rodzicom.
Evan uśmiechnął się słodko, a ja nie mogąc się powstrzymać,
pocałowałam go ponownie.
-Musisz wracać- wymruczał między pocałunkami.
-Wiem- nie mogłam się oderwać.
-To idź.
-To mnie puść.
Roześmiał się i wypuścił mnie z ramion. Natychmiast
zatęskniłam.
-Zobaczymy się dopiero w piątek wieczorem- rzuciłam.
Pocałował mnie jeszcze raz.
-Rób tak dalej, a nie wyjdę.
-Nie rób takiej miny.
Przegryzłam dolną wargę, próbując powstrzymać uśmiech.
-Jaką?
-Ty mała prowokatorko, dobrze wiesz jaką.
Roześmiałam się głośno.
-Do piątku- i wyszłam, zanim zdążyłabym zmienić zdanie.
***
Nie doszłam jednak
do jadalni, bo przy drzwiach biblioteki czekał na mnie Rockie.
-Co tu robisz?
-Ładny rumieniec-
rzucił, uśmiechając się bezczelnie.
-Spadaj.
-Popraw włosy.
Leyla chce z tobą porozmawiać.
Przeczesałam
palcami loki.
-Już?
-Masz szminkę
rozmazaną. I usta lekko opuchnięte.
Wyjęłam lusterko z
torebki. Jęknęłam przeciągle. Miał racje. Cholera.
-Gdzie Finn?
-W jadalni. Piją.
-Tyle mojego
szczęścia.
Poprawiłam szminkę
i wiedząc, że nie zdołam zrobić nic więcej, weszłam do biblioteki. Rockie jak
cień podążył za mną. Byłam wdzięczna za tą cichą podporę.
Leyla siedziała na
fotelu z lampką czerwonego wina w dłoniach. Cholera jasna, czy wszyscy w tym
zamku muszą tyle pić?!
Mała słabość.
Mała?!
Widziałeś, ile Finn pije? Od kiedy go poznałam, nigdy nie był zupełnie czysty.
Przesadzasz.
Dobrze wiesz,
że nie.
Leyla wstał i
podeszła do mnie, mierząc chłodnym wzrokiem.
-Dlaczego?
Nie musiała
rozwijać pytania, doskonale ją rozumiałam.
-Musiałam.
Uniosła brew.
-Och, czyżby?
-Leyla, zostaw ją.
Eileen jest ciężej niż myślisz. Nie dość, że musiała wyjść za mąż, to jeszcze
Finn nie jest najlepszym z mężów- powiedział ostro Roarke.
-Wyobrażam sobie-
mruknęła.
-Więc spasuj.
-To wytłumaczcie
mi, po co ta farsa?
-Na Brana jest
rzucona klątwa. Utkwił w głowie Eileen, mogąc się okazjonalnie przemieszczać do
innych umysłów, choć rzadko to robi.
-To wiem. I co
dalej?
-Jest sposób, żeby
zdjąć klątwę.
Oczy Leyli
zaświeciły się jak światełka na choince.
-Jaki?
- „Klątwę
złamać wyjątkowo trudno. Wiąże się z krwią i dziedzictwem Brana. Legenda głosi,
że Kirk powiedział, jakoby tylko krew dziedzica w szczerym polu i na dobre i
złe w złej monecie, bez uczucia i z mieszańcem. Musi to trwać dwanaście
wędrówek księżyca po niebie by czyny zrównoważyły klątwę Kirka”- zacytował Roarke.
-A mógłbyś mi to
wytłumaczyć?- usiadła na fotelu.
-Ja się biję,
Eileen cierpi w nieszczęśliwym związku. Nie ma co tłumaczyć.
-A dlaczego właśnie
Finn?
-Pascal mówił, że
jest w podobnym wieku co Kirk- powiedziałam, ale Leyla pokręciła głową.
-Myślę, że tu
chodzi o coś więcej.
Uniosłam brew.
-Na przykład?
-Po pierwsze
niechęć Finna i Brana jest powszechnie znana. Po drugie…- zawiesiła głos.
-Po drugie?-
ponagliłam ją.
-Finn i Kirk byli
najlepszymi przyjaciółmi zanim wypędzono go z Ignis.
-Chcesz powiedzieć,
że to wszystko jest ukartowane?- rzuciłam przez zęby.
-Nie zdziwiłabym
się, gdyby było.
-Cholera jasna!-
warknęłam, zrywając się z miejsca.- Zabiję go.
-Hej, spokojnie-
Roarke złapał mnie za dłonie.
-Co spokojnie?!
Jakiś popieprzony facet układa mi życie mówiąc, z kim mam się związać! A na
dodatek mój mąż z nim spiskuje! Jak mam być spokojna?!- wyrwałam dłonie z
uścisku.
-Eileen, uspokój się-
głos Leyli był spokojny i rzeczowy. Popatrzyłam na nią lekko zdezorientowana.-
Znajdziemy sposób, by im się odwdzięczyć- na pięknym obliczu kobiety zakwitł
uśmiech.
Genialne czekam na cd
OdpowiedzUsuńOjj Wiedźmo imponujesz swoimi pracami :D
OdpowiedzUsuńtwój talent nie może się zmarnować,naprawdę :D
OdpowiedzUsuńopowiadaniamoje29
Omonomnomnomonmonmonm.
OdpowiedzUsuń