wtorek, 19 marca 2013

Locked out of haven 8/3


Klątwę złamać wyjątkowo trudno


Z twarzy Evana odpłynęła cała krew.
-Nie prawda- rzucił.
Uniosłam brew.
-Dlaczego?
-Jesteś jego żoną od tygodnia. Nawet jeśli… To za wcześnie to stwierdzić. 
-Takie rzeczy się wie.
-Nie graj, Ell. Proszę cię, nie skreślaj tego wszystkiego- podszedł do mnie i objął ramionami.
To by było tyle z mojego planu odepchnięcia ćmy od ognia.
Tak będzie lepiej, Lee. 
Nie sądzę.  
Jeszcze mu podziękujesz za upór i wiarę w was. 
Utuliłam się w niego głębiej, dopasowując się do jego ciała.
-Będziesz cierpiał- rzuciłam półgłosem.
-Nie obchodzi mnie to- uniósł moją twarz.- Nie kłam więcej.
-Przepraszam.
Pocałował mnie delikatnie i wypuścił z objęć. Jak to jest, że dotyk Evana działa na mnie jak iskra, zapalam się od środka. Płonę, pragnąc więcej. A na dotyk innych osób reaguję obojętnością lub obrzydzeniem. 
Tak powinno być. 
Skąd wiesz? 
Bo tylko dotyk jednej osoby był w stanie mnie ożywić.
Liv. 
Nie wracajmy do tego. Było minęło.
Powoli odsunęłam się od Evana. 
-Mam nadzieję, że nam się poszczęści bardziej niż moim rodzicom.
Evan uśmiechnął się słodko, a ja nie mogąc się powstrzymać, pocałowałam go ponownie. 
-Musisz wracać- wymruczał między pocałunkami.
-Wiem- nie mogłam się oderwać.
-To idź.
-To mnie puść.
Roześmiał się i wypuścił mnie z ramion. Natychmiast zatęskniłam.
-Zobaczymy się dopiero w piątek wieczorem- rzuciłam.
Pocałował mnie jeszcze raz.
-Rób tak dalej, a nie wyjdę. 
-Nie rób takiej miny. 
Przegryzłam dolną wargę, próbując powstrzymać uśmiech.
-Jaką?
-Ty mała prowokatorko, dobrze wiesz jaką.
Roześmiałam się głośno.
-Do piątku- i wyszłam, zanim zdążyłabym zmienić zdanie.
***
Nie doszłam jednak do jadalni, bo przy drzwiach biblioteki czekał na mnie Rockie. 
-Co tu robisz?
-Ładny rumieniec- rzucił, uśmiechając się bezczelnie.
-Spadaj.
-Popraw włosy. Leyla chce z tobą porozmawiać.
Przeczesałam palcami loki.
-Już?
-Masz szminkę rozmazaną. I usta lekko opuchnięte.
Wyjęłam lusterko z torebki. Jęknęłam przeciągle. Miał racje. Cholera.
-Gdzie Finn?
-W jadalni. Piją.
-Tyle mojego szczęścia.
Poprawiłam szminkę i wiedząc, że nie zdołam zrobić nic więcej, weszłam do biblioteki. Rockie jak cień podążył za mną. Byłam wdzięczna za tą cichą podporę. 
Leyla siedziała na fotelu z lampką czerwonego wina w dłoniach. Cholera jasna, czy wszyscy w tym zamku muszą tyle pić?!
Mała słabość.
Mała?! Widziałeś, ile Finn pije? Od kiedy go poznałam, nigdy nie był zupełnie czysty.
Przesadzasz.
Dobrze wiesz, że nie.
Leyla wstał i podeszła do mnie, mierząc chłodnym wzrokiem.
-Dlaczego?
Nie musiała rozwijać pytania, doskonale ją rozumiałam.
-Musiałam.
Uniosła brew.
-Och, czyżby?
-Leyla, zostaw ją. Eileen jest ciężej niż myślisz. Nie dość, że musiała wyjść za mąż, to jeszcze Finn nie jest najlepszym z mężów- powiedział ostro Roarke.
-Wyobrażam sobie- mruknęła.
-Więc spasuj. 
-To wytłumaczcie mi, po co ta farsa? 
-Na Brana jest rzucona klątwa. Utkwił w głowie Eileen, mogąc się okazjonalnie przemieszczać do innych umysłów, choć rzadko to robi.
-To wiem. I co dalej?
-Jest sposób, żeby zdjąć klątwę. 
Oczy Leyli zaświeciły się jak światełka na choince. 
-Jaki?
- „Klątwę złamać wyjątkowo trudno. Wiąże się z krwią i dziedzictwem Brana. Legenda głosi, że Kirk powiedział, jakoby tylko krew dziedzica w szczerym polu i na dobre i złe w złej monecie, bez uczucia i z mieszańcem. Musi to trwać dwanaście wędrówek księżyca po niebie by czyny zrównoważyły klątwę Kirka”- zacytował Roarke.
-A mógłbyś mi to wytłumaczyć?- usiadła na fotelu. 
-Ja się biję, Eileen cierpi w nieszczęśliwym związku. Nie ma co tłumaczyć.
-A dlaczego właśnie Finn?
-Pascal mówił, że jest w podobnym wieku co Kirk- powiedziałam, ale Leyla pokręciła głową.
-Myślę, że tu chodzi o coś więcej. 
Uniosłam brew.
-Na przykład?
-Po pierwsze niechęć Finna i Brana jest powszechnie znana. Po drugie…- zawiesiła głos.
-Po drugie?- ponagliłam ją.
-Finn i Kirk byli najlepszymi przyjaciółmi zanim wypędzono go z Ignis.
-Chcesz powiedzieć, że to wszystko jest ukartowane?- rzuciłam przez zęby.
-Nie zdziwiłabym się, gdyby było.
-Cholera jasna!- warknęłam, zrywając się z miejsca.- Zabiję go.
-Hej, spokojnie- Roarke złapał mnie za dłonie.
-Co spokojnie?! Jakiś popieprzony facet układa mi życie mówiąc, z kim mam się związać! A na dodatek mój mąż z nim spiskuje! Jak mam być spokojna?!- wyrwałam dłonie z uścisku.
-Eileen, uspokój się- głos Leyli był spokojny i rzeczowy. Popatrzyłam na nią lekko zdezorientowana.- Znajdziemy sposób, by im się odwdzięczyć- na pięknym obliczu kobiety zakwitł uśmiech.

4 komentarze:

  1. Genialne czekam na cd

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojj Wiedźmo imponujesz swoimi pracami :D

    OdpowiedzUsuń
  3. twój talent nie może się zmarnować,naprawdę :D
    opowiadaniamoje29

    OdpowiedzUsuń