I am a factory girl, won’t you pardon me?
***
Załapał mnie za nadgarstki. Nie ufając swojemu ciału,
zacieśniłam chwyt.
-Na trzy, Eileen. Raz, dwa…
-Trzy!
Auć. Cholera.
-Skup się!
-Spadaj, sadysto- mruknęłam, rozcierając obolałe ramię.-
Mógłbyś delikatnie?
-Ellie, miałem się z tobą bić, a nie pieścić.
Odrzuciłam warkocz na plecy i zerwałam się na nogi.
-Jeszcze raz, Rockie.
Natarł na mnie zanim zdążyłam pożałować tej decyzji. Jednym,
ruchem podniósł mnie nad głowę, by zyskać przewagę. Cholera. zwisając do góry
nogami trzymana za stopy nie mogłam zbyt wiele zrobić.
Och.. Czyżby?
-Roarke, nie puszczaj mnie.
-Spokojna twoja rozczoch…- nagle stracił całe powietrze z
płuc, gwałtownie się chwiejąc.
-Postaw mnie, debilu- roześmiałam się i po chwili stałam na
swoich nogach, zwijając się po podłodze w niekontrolowanym śmiechu. Rockie
klęczał na podłodze, walcząc o oddech.
-To nie było fair- warknął.
-To, że w ciągu ostatniej godziny rzuciłeś mnie na deski
dwadzieścia razy też nie było.
-Przynajmniej nie uszkodziłem cię.
-Nie wiem jeszcze. Strasznie bolą mnie ramiona i plecy. I będę
cała w siniakach. A twoje uszkodzenie to nie koniec świata. Zadbałeś już o
ciągłość rodu- mruknęłam ironicznie..
-Dlaczego ciągle mi to wypominasz?- usiadł po turecku na
materacu.
-Bo jesteś nieodpowiedzialnym idiotą. Nie wiem, kogo mi
bardziej szkoda- ciebie czy jej.
-Dlaczego jej?
-Nie pojmujesz, że może chciała jakiegoś innego życia? Poza
Ignis i tym wszystkim? A ciąża unieruchomiła ją tu na stałe. Bez względu czyje
to dziecko, to jest matką i nie będzie narażać dziecka.
-Nadal nie wierzysz, że to moje dziecko?
W odpowiedzi po prostu pokręciłam głową, na co on westchnął.
-Jesteś niemożliwa. Jeszcze nikt nie posłał mnie takim
sposobem na deski.
-Może dlatego, że jestem jedyną dziewczyną, z którą walczysz.
A to raczej my znamy takie triki- wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i wstałam.
-Musisz iść?- zapytał smętnie.
Pocałowałam go w czoło i szepnęłam.
-Tak, przepraszam. Po obiedzie przyjedzie mama.
-Smutno tu będzie bez ciebie.
Odgarnęłam ze spoconego czoła kosmyki, które wydostały się ze
splotu.
-Przecież niedługo wrócę.
-Za tydzień, Ellie. To jednak chwilę czasu.
-Nie w Dublinie, w szkole. Tam czas płynie szybciej niż można
by się spodziewać. Też będę tęskniła, ale zadzwonię. Nie martw się, braciszku.
Jestem dużą dziewczynką i umiem sobie poradzić.
-Mam nadzieję, skrzacie.
Roześmiałam się.
-Tak, oto ja. Skrzat wśród elfów.
Wstałam z kucków i drzwi się otworzyły. Stał w nich Evan ubrany
w luźne spodnie dresowe i biały podkoszulek. Na mój widok zatrzymał się w pół
kroku. Udałam, że moje serce wcale nie zgubiło rytmu na widok tego mężczyzny i
od spojrzenia jego lazurowych oczu nie zmiękły ni kolana. Z wysiłkiem
odwróciłam głowę i spojrzałam na brata.
-Porozmawiamy jeszcze podczas kolacji. Muszę iść, Finn chciał
bym prezentowała się dziś pięknie.
-Ellie, nie jesteś jego lalką.
-Jest moim mężem- w moim głosie zabrzmiały stalowe nuty.-
Wiem, że to nie najlepszy z możliwych kandydatów, ale co się stało to się nie
odstanie. A teraz przepraszam.
-Ell?- usłyszałam, kiedy byłam już przy drzwiach. Odwróciłam
się i spojrzałam w twarz Evana.
-Tak?
-On wyjeżdża. Na miesiąc.
Głośno nabrałam powietrza w płuca, zdziwiona tą nowiną. I
niemożliwie uciszona.
-Kiedy?
-W piątek po południu- nic nie dało się wyczytać z jego
twarzy.
Uśmiechnęłam się szeroko i rzuciłam miękko:
-Dziękuję.
Skłonił się sztywno.
-Do usług, pani.
Wyszłam z Sali z mieszanymi emocjami. Cała sytuacja
pozostawiła po sobie słodko-gorzki smak.
***
-Pięknie wyglądasz-
powiedział Finn, kiedy podszedł do mnie w salonie.
Skinęłam głową.
-Dziękuję, mężu.
Stanął przy moim
prawym boku, obserwując moje zachowanie. Tak łatwo było popełnić pomyłkę pod
tym uważnym spojrzeniem. Uśmiechałam się do kolejnych gości, starając się
wyglądać na spokojną i opanowaną. Suknia ze szmaragdowego jedwabiu była
prezentem od Finna, który dzisiejszego popołudnia został dostarczony do mojego
pokoju. Na szczęście nie wymagał, byśmy mieszkali ze sobą, dzięki temu każde z
nas miało swoją przestrzeń. Poprawiłam luźne sploty loków na plecach i
spojrzałam na następnego gościa. Skamieniałam.
-Pani- skłonił się nisko.
-Panie Montgomery-
skinęłam głową.- Ufam, że jest pan w dobrym zdrowiu.
-Dziękuję, nie
narzekam- mimo to zauważyłam jego nienaturalną bladość i cienie zmęczenia pod
oczami. Serce ścisnęło mi się na ten widok.- Mógłbym prosić o rozmowę po
obiedzie?
-Naturalnie-
uśmiechnęłam się delikatnie.
-A teraz chciałbym
ci kogoś przedstawić- powiedział Roarke za moich pleców.- To ta część rodziny,
której nie znasz.
Przede mną
stała piękna, niska kobieta. Płomień loków płynął swobodnie po jej drobnych
ramionach i plecach, , rozświetlając idealnie bladą cerę i duże, kobaltowe
oczy. Nie takie jak moje własne, ale dość podobne. Ubrana w dostojną, szafirową
suknię prezentowała się po królewsku.
-Jak mniemam,
Eileen Shay Morgan- powiedziała, a jej miękki głos urzekł mnie. Była po prostu
urocza.- Nie miałam okazji jeszcze poznać naszej przyszłej władczyni- dotknęła
delikatnie moich włosów i na jej lodowym obliczu pojawił się uśmiech.- Bran
musi być z ciebie dumny.
-Leyla Brain, jeśli
się nie mylę- powiedziałam cicho.
Kobieta roześmiała
się.
-Nie oczekuję, że
będziesz mówić do mnie ciociu, ale nie sądziłam, ze będziesz wiedzieć kim
jestem.
Leyla? A co
ona tu robi?
A dlaczego
miałoby jej nie być? To również jej dom.
Nie mieszka z
nami od swojego ślubu.
Coś dziwnego pojawiło
się w głosie ojca.
Tęskniłeś?
No pewnie!
Była moją siostrą, głównie z nią się wychowałem. Finn trzymał się na dystans,
zwłaszcza do mnie.
Ile jest
starsza?
Pięć
lat.
Wygląda na
trzydzieści.
Ma dobre
geny.
Uśmiechnęłam się
delikatnie. Nagle spostrzegłam, że Layla coś do mnie mówi.
-Przepraszam,
zamyśliłam się- rzuciłam.
-Naprawdę słyszysz
Brana?
Skinęłam głową.
-Odbiera te same
bodźce co ja. Smaki, zapachy, widoki, dźwięki… Dotyk- spojrzałam na męża.-
Wszystko. Jakimś cudem jesteśmy całkiem połączeni.
Mogłabym jej
zaufać?
A mi ufasz?
Rozumiem.
Omg się popłakałam przy końcówce... Świetny rozdział i czekam na cd :-)
OdpowiedzUsuńNiedługo!
Usuńbożee popłakałam się na końcu , cudne < 3 .
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba :)
UsuńChyba miało być, rozumiełismy się w *lot* a nie w *locie* :D
OdpowiedzUsuń