sobota, 16 marca 2013

Locked out of haven 7/4

There's nothing you can do that can't be done. Nothing you can sing that can't be sung.



Kolejne dni mijały mi… Spokojnie. Zbyt spokojnie jak na mój nieco przewrażliwiony gust, zbyt dużo mi dawano swobody. Jedynie noce naznaczone wizytami mojego męża, a zatem i nieświadomością. Cieszyłam się z tego, wolałam nie czuć nic. Tak powinno być. Zawsze znikał przed świtem, budziłam  się sama w zimnym łóżku. Odsuwałam się od ludzi, stawałam się obojętna na wszystko. Rzadko wychodziłam z pokoju, ukryta w świecie bohaterów literackich czekałam na jakiś przełom. Wolałam żyć ich życie niż własnym. Nie byłam już w Dublinie prawie trzy tygodnie, tęskniłam za zgiełkiem i tłokiem dużego miasta. Mama i James czekali niecierpliwie na mów powrót. Chciałam znów zaszyć się w swoim małym, nudnym pokoju, z Minnie przy boku. Jednak teraz dodatkowo w zamku trzymały mnie jeszcze inne więzy.
W piątek wieczorem, po kolacji wracałam wolnym krokiem do pokoju. Za mną sunął się tren kobaltowej sukni, a metalowe obcasy szpilek wybijały rytm na kamiennej podłodze. 
Lee?
Tak, tato?
Co się dzieje? 
Nic. Jestem zmęczona. Osłabiona. Chcę jak najszybciej wrócić do Dublina.
Musisz być silna. 
Wiem, ale to trudne. A tam nie będę musiała udawać wielkiej i potężnej władczyni. Tam nikogo nie zdziwią łzy nastolatki, stojącej na środku chodnika. Tutaj jestem pod ostrzałem, tam osłania mnie moja anonimowość.
Zanim ojciec zdołał odpowiedzieć, usłyszałam za sobą krzyk:
-Ellie! 
Obróciłam się na pięcie i spojrzałam na zmartwioną twarz mojego przyszywanego brata. W jego kocich oczach malowało się zmęczenie i strach, a miedziane włosy były zwichrzone nieuważną ręką właściciela. Nawet wyjściowy garnitur nie był tak idealny jak zwykle.
Spróbowałam się uśmiechnąć.
-Witaj, Rockie.
-Możemy porozmawiać?- w jego głosie czaiło się napięcie.
-Jasne. Tylko pozwolisz, ze przebiorę się w coś mniej oficjalnego. Spotkajmy się za piętnaście minut w salonie ojca- rzuciłam i poszłam do siebie ,czując na plecach palące spojrzenie brata.
Potrzebowałam znacznie mniej czasu, ale chciałam  się jakoś przygotować psychicznie na tą rozmowę. Roarke był inny. A może to ja?
***
Weszłam do salonu ojca ubrana w czarne spodnie dresowe, szaroniebieską bluzkę i duży, czarny kardigan. Na stopach miałam puchate skarpety i wielkie papucie, sunące się leniwie po lakierowanych deskach.
-Wyglądasz inaczej- Roarke stał oparty o kominek, trzymając w ręku szklankę z brunatnym płynem. Skrzywiłam się lekko.
-Musisz pić?- podeszłam bliżej ognia. Mimo, że był początek maja, to ja cały czas marzłam. Niezbyt miłe uczucie, kiedy ręce cały czas są lodowate, a nawet po gorącym prysznicu ciało trzęsie się z zimna.
Uniósł brew.
-Przeszkadza ci to?
-Finn często tu pije. Niezbyt miłe wspomnienia- rzuciłam.
-Dobrze- odstawił szklankę.- Co się dzieje?- jak zwykle jego wzrok był czujny.
-Nic. Naprawdę.
-Evan się martwi. Słyszałem, że kazałaś mu zostać w zamku.
Skinęłam głową.
-Tobie jest bardziej potrzebny. To nie ja będę tu nadstawiać karku. Ktoś musi cię trenować.
-Jest jeszcze Julien.
-Kto?- zmarszczyłam czoło. Słyszałam gdzieś to imię.
-Julien Brain, syn ciotki Leyli. Z nim też ćwiczę. Poza tym w mieście jest wielu chętnych by przestawić mi nos.
-Oj, tego jestem pewna- uśmiechnęłam się.
Rockie westchnął. 
-Mogę cię o coś prosić?- zapytał.
Skinęłam głową. 
-Nie traktuj mnie protekcjonalnie. Wiem, że tobie też nie jest lekko, jednak nie odpychaj mnie. 
Westchnęłam.
-Przepraszam. Odruch.
Uniósł moją twarz i popatrzył mi w oczy.
-Wiesz, że do mnie możesz przyjść ze wszystkim. 
-Przepraszam, braciszku- wtuliłam się w niego.- Po prostu tego jest za dużo. Jestem zmęczona, tęsknie za Evanem, a na dodatek jestem marudna. 
-Dlaczego za Evanem?- poczułam, jak wibruje jego klatka piersiowa, kiedy mówił.
-Bo my… Ja… on…
-Ellie, nie jąkaj się tylko mów.
-Tak jakby byliśmy razem. Przed moim ślubem.
Rockie milczał przez chwile.
-Nie mogę powiedzieć, żeby mnie to zaskoczyło. Dlaczego go odpychasz?
Sfrustrowana odepchnęłam się od ciepłego ciała brata.
-Ja mam męża. Jego ojca, na ironię. Mało?
-Ellie…
-Przestań. Chciałabym, ale ,Uszę myśleć o ojcu, o tobie i klątwie. Nie przydam się nikomu jako zamknięta w wieży przez zaborczego męża księżniczka. Potrzebuje niezależności i swobody.
-Nie trzeba ci wieży i tak się chowasz.
-Roarke… Nie prowokuj mnie, do cholery.
-Przejrzyj na oczy! Od dnia ślubu nie było cię dla nikogo. Ciałem owszem, spędzałaś z poddanymi czas podczas posiłków, ale nic więcej. Żyj, maleńka.
-Chciałabym, ale zanim wyjdę do ludzi chcę poukładać się z tym.
-Krążą plotki o rzekomej ciąży.
Zemdliło mnie na tę myśl.
-Dlatego chcę wrócić do Dublina. Nie będzie ich obchodziła moja ciąża i fakt jej braku.
-Zostało tylko ponad miesiąc roku szkolnego. A na każdy weekend musisz wrócić.
-Co sugerujesz?- uniosłam brew.
-Wiesz…- zaczerwienił się z lekka. Zrozumiałam.
-nie martw się, jestem ostrożniejsza niż Noel. Pascal zrobił mi specjalny wywar. Nie będziesz wujkiem- uśmiechnęłam się.
-Mam się cieszyć?
-Powinieneś.
-Zabawne.
-Dla kogo?
-Ellie? 
-Co?
-Brakowało mi tych rozmów. Nie zamykaj się na nas.
-Masz to jak w banku- zapewniłam i poczułam, ze mówię prawdę.

6 komentarzy:

  1. Lubię tę kobietę :D
    opowiadaniamoje29

    OdpowiedzUsuń
  2. Już lubię tą babkę ;-) //neymaromania

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Fak. Skończyło się. ;__; wciąga. (czytam od początku od 23 , z małymi przerwami ;3) Masz nienaganną kontrolę nad słowami. Dobra w tym jesteś ;3

    ~fucktorian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o ła... Podziwiam, że chciało Ci się to wszystko czytać od początku, naprawdę. I dziękuję, staram się trzymać słowa w ryzach :)

      Usuń
    2. Wciągnęło... ;) ciekawe jest. ;)

      ~fucktorian

      Usuń