niedziela, 10 marca 2013

Locked out of haven 6/1

Just tonight I won’t leave and i’ll lie and you’ll believe




-Idę pod prysznic- szepnęłam, całując do delikatnie.
-Pójdę z tobą- rzucił, przytulając mnie mocniej do siebie.
Roześmiałam się.
-Nie ma takiej opcji. Ty idziesz pod swój i widzimy się tu za pół godziny.
-Mogę z tobą spać?- wyszeptał, muskając płatek mojego ucha ustami o gorącym oddechem.
-O ile będziesz grzeczny.
-Przecież zawsze jestem.
-Dobra, panie święty- uwolniłam się z jego ramion.- Wypad. Potrzebuje chwili prywatności.
Zrobił smutną minkę  ale na mnie to nie działało. Zepchnęłam go z łóżka, głośno się śmiejąc. Rzucił mi złe spojrzenie i wyszedł. A ja, zostawiając za sobą ścieżkę z ciuchów, poszłam pod prysznic.
 Dłuższą chwilę później, wyszłam owinięte puchowym, długim do ziemi szlafrokiem. Mokre włosy spływały swobodnie na ramiona, a bose stopy tonęły w miękkim dywanie. Ledwie usiadłam na fotelu w celu znalezienia jakiejś dobrej książki, rozległo się pukanie do drzwi. Lekko zirytowana, poszłam otworzyć. Za nimi stał Roarke w luźnych spodniach i koszulce. Jak widać też miał dość tradycji i nie został na lampce wina po kolacji. Wyglądał, jakby wybierał się na trening.
-Hej, Rockie- uśmiechnęłam się.- Wejdź.
Chłopak wszedł. Był zaskakująco poważny. Poprowadziłam go do saloniku. Zwinęłam się w kłębek na fotelu, by mi nie zmarzły stopy i spojrzałam na niego. Usiadł naprzeciw, taksując mnie wzrokiem.
-Gdzie się wybierasz?- zapytałam.
-Idę ćwiczyć.
-Teraz?- uniosłam brew.
-Ćwiczę niemal cały czas. Pascal chce, bym był jak najlepiej przygotowany. To moja część zadania- na masce obojętności pojawiła się pierwsza rysa.- Ty dziś zaczęłaś swoje zadanie. Masz pojęcie w co się pakujesz?
-Wyobraź sobie, braciszku, że mam tego pełną świadomość. Niestety- skrzywiłam się lekko.
-I już znalazłaś sobie kochanka?- zapytał kwaśno.
-Co?!
-Widziałem, jak patrzcie na sobie z Evanem. Wybiegł za tobą.
-Ojciec mu nakazał. Po raz pierwszy odezwał się w głowie kogoś poza mną i Pascalem. Do ciebie przecież pisze.
-Dlaczego nie wezwał mnie?
-Bo to Evana potrzebowałam. Jest moim przyjacielem, a ostatnie dni, kiedy mnie pilnował, zacieśniły naszą więź.
-W co ty się pakujesz?
-Sama nie wiem. Wyjdzie w praniu. Ale nie wezwałam cię, by omawiać moje decyzję. Co się dzieje, Rockie?
Uniósł brew.
-Co masz na myśli?
-Jesteś zdystansowany, ty i Noel zachowujecie się jakoś chłodno względem siebie.. Sama nie wiem, ale mam wrażenie, że jest coś nie tak.
Westchnął głośno, pocierając skroń.
-Noel jest w ciąży- rzucił.
Otworzyłam ze zdumienia usta.
-Nie no, brawo. Będę ciocią- rzuciłam cierpko.- Człowieku, czy ty w ogóle myślisz?
Popatrzył na mnie wściekły.
-Chodzi o to, że nie mogę być ojcem.
-Dlaczego?
-Zawsze pamiętam o zabezpieczeniu. Nigdy nie kochaliśmy się bez gumki, ale ona jest przekonana, że to moje dziecko.
-Próbuje cię wrobić.
-Sam się wiem. Może rzeczywiście zaliczyliśmy wypadek przy pracy.
-Gdybyś nie był zaślepiony miłością, to na pewno zauważyłbyś, że Noel cię zdradza.
-Niemożliwe.
-Nie widzisz, jaka ona jest? Raz zdradziła, myślisz, że więcej tego nie zrobi?
Roarke wstał.
-Nie będę słychać bezpodstawnych oszczerstw pod adresem mojej dziewczyny.
-Jesteś naiwny i ślepy- również wstałam.- Jeszcze wrócisz tu, kiedy się przekonasz, że mówiłam prawdę. Ale teraz zejdź mi z oczu, bo czymś w ciebie rzucę.
Roarke popatrzył na mnie wściekły, ale wyszedł. W drzwiach minął się z Evanem, który na jego widok uniósł brwi. Opadłam na fotel.
-Co się stało?
-Noel w ciąży, próbuje go wrobić, a on jej wierzy.
Skrzywił się.
-Czyli się doigrali.
-Evan.. Wiem, że ich nie lubisz, ale dałbyś spokój.
Podniósł mnie z fotela, mówiąc:
-Nie obchodzą mnie już.
Odsunął kołdrę i położył mnie, przykrywając nią. Obszedł łóżko i wsunął się z drugiej strony, przytulając mnie na łyżeczkę.
-Śpij- szepnął.
Nie pozostało mi nic innego, jak spełnić jego prośbę. 

Rano obudziłam się wypoczęta. Jeszcze jedną nogą pozostając w krainie snu, pogładziłam prześcieradło obok siebie i poczułam, że jest zimne. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Byłam sama. Na stoliku stała nakryta taca. Wstałam i uniosłam, a apetyczna woń potraw uniosła się w pokoju. Obok leżała kartka.
"Nie chciałem Cię budzić, a wezwano mnie do ważnej sprawy. Zjedz grzecznie, później Cię znajdę. E."
Odłożyłam liścik na stolik. Jedzenie jeszcze parowało, więc musiał to zrobić niedawno. Lekko skrzywiłam się, ale fakt, że niedługo się spotkamy, dodawał mi nieco otuchy. Powoli uzależniałam się od jego obecności. Czułam się dziwnie w samotności po tygodniu ciągłego wpadania na siebie w małej przestrzeni mojego mieszkania. Zjadłam grzecznie śniadanie, spędziłam dużo czasu w łazience i ubrałam się, gdy duży zegar w salonie wybija 11. W czarnych getrach i kobaltowej tunice w pół uda czuje się prawie jak ja. Na stopy nasunęłam papucie. Zebrałam włosy w luźny warkocz i trzymając w rękach torbę z ubraniami do ćwiczeń, wyszłam na korytarz.
Zastanawia mnie milczenie ojca. Nie odezwał się od wczorajszego wieczora. Nagle dzwoni telefon. Wyławiam ją z torby i lekko wytrzymuje oddech.
-Tak, mamo?
-Gdzie jesteś?- wydaje się być zdenerwowana.
-U taty. Pojechałam wczoraj po południu.
-Jak?
-Jego syn po mnie przyjechał- zełgałam gładko.
-Kiedy wrócisz? Niepokoje się. Nie widziałam cię cały tydzień.
-Wszystko dobrze- skręcam w kolejny korytarz.
-Jesteś pewna?
-Tak, mamo. Dobrze się tu ze wszystkimi dogaduję. Czuje się tu naprawdę dobrze.
-Cieszę się- rzuca.
W słuchawce zalega cisza.
-Zadzwonię wieczorem.
-Będę czekać- prawie słyszę jak się uśmiecha.
Pożegnałam się i weszłam do sali. Po raz kolejny zadziwia mnie to wnętrze. Sprzęty błyszczą na drewnianym parkiecie usianym materacami, lekko przytłumione światło rzuca refleksy na kremowe ściany. Co jak co, ale dekorator wnętrz miał niezły gust, każda powierzchnia zamku jest idealnie dopasowana, tak jak jasne ściany i ciemne, drewniane wykończenia.
Szybko wskoczyłam w luźny podkoszulek i szorty. Przez kolejne półtora godziny nie było mnie dla świata zewnętrznego.
***
-Może chcesz się ze mną zmierzyć?- usłyszałam od drzwi. Właśnie okładałam pięściami i nogami worek treningowy.- Wzięłabyś się za kogoś nie unieruchomionego.
Uśmiechnęłam się szeroko i opuściłam ręce. Evan stał oparty obojętnie o framugę i przyglądał mi się spod zmrużonych powiek.
-Dawaj, przystojniaku- oparłam dłonią na biodrach, stojąc w lekkim rozkroku.
Leniwym krokiem ruszył w moją stronę, a ja nawet nie drgnęłam. Czekałam na ciąg dalszy. Jednym, szybkim ruchem przerzucił mnie przez ramie, aż zadudniło, kiedy spadłam całym ciałem na materac. Chciał położyć się na mnie, ale wywinęłam się i skoczyłam na równe nogi.
-Tak chcesz grać?- zapytałam, choć moje ciało wyło już cicho z bólu.
Wyszczerzył zęby w uśmiechu i skinął głową.
Markując cios w bok, kopnęłam go w tył kolan, a on z łoskotem upadł na podłogę. Jednak kiedy chciałam się na nieokrzesany rzucić, pochwycił mnie w locie i cisnął o materac, przygwożdżając zaraz swoim ciałem.
-Tak chcesz grać?- wysapał cicho.
Jego błękitne oczy płonęły, ciemne włosy opadały w nieładzie czoło, a od umięśnionego ciała buchało gorąco. Złapałam go za włosy i pocałowałam go mocno. Natychmiast puścił moje ramiona, jedną ręką obejmując w talii, a drugą gładząc po szyi.
Po chwili odsunęłam go od siebie.
-Witaj, skarbie- szepnęłam.
Pocałował mnie jeszcze raz, słodko, miękko, delikatnie.
-Dzień dobry.
Roześmiałam się.
-Jak mnie tu znalazłeś?- zapytałam, cały czas wtulając się w jego tors. On też nie wyglądał na chętnego mnie puścić.
-Pascal chce z tobą porozmawiać przed kolacją- mruknął z ustami koło mojego ucha.
-Co znów przeskrobałam?
-Nie wiem, kazał mi to przekazać. Poza tym, chciałem cię zobaczyć. Tęskniłem- szepnął, jakby zdradzał mi największą tajemnicę.
-Ja też. Zwłaszcza, kiedy obudziłam się w pustym łóżku- wydęłam lekko wargi.
-Miałem trening z Roarke. Zawsze rano razem ćwiczymy- rzucił. Dopiero teraz zauważyłam bandarz wystający spod rękawa t-shirtu.
-Co się stało?
-Walczyliśmy.
-Dlaczego ty mu pomagasz? Mało ludzi w kraju?- odsunęłam się lekko i usiadłam.
-Poproszono mnie o to- ujął moja twarz w dłonie. Przesunęłam palce po bandarzu.
-Czym walczycie?
-Mieczami- mruknął.
-Co? Evan, na głowę upadłeś?
Skrzywił się lekko.
-Ell...
-Posłuchaj, nie chcę byś ty z nim ćwiczył. Wiem, że to egoistyczne i samolubne, ale nie. Proszę- szepnęłam.
Patrzył na mnie oniemiały.

2 komentarze: