You can't be too careful anymore
Jak wyglądam?
Gotowa na coś.
Pytam o wygląd.
Ślicznie.
Popatrzyłam na siebie w lustrze, kiedy miękki, zwiewny miętowy
materiał otulał moje ciało. Srebrna biżuteria i niebotycznie wysokie szpilki
dopełniały obraz. Włosy upięłam w niedbałego koka u dołu głowy.
Tylko ten makijaż...
Tato! Kreska eyelinerem i odrobina bladej szminki. Wielkie
rzeczy.
No dobra.
Spojrzałam jeszcze raz w lustro i pewnym krokiem wyszłam z pokoju.
Weszłam do salonu i wszyscy wstali. Skinęłam głową i podszedł do mnie Evan.
-Pięknie wyglądasz- wyszeptał mi do ucha składając zwyczajowy
pocałunek na moim policzku.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się szeroko.
Mrugnął i odsunął się, jednak cały czas pozostał przy moim boku.
-Siostrzyczko- Roarke pocałował moją dłoń.- Zjawiskowa z ciebie
królowa.
Odsunął się i stanął przy drugim boku.
-Po kolacji musimy porozmawiać- rzuciłam półgębkiem w jego stronę.
W końcu podszedł Finn.
-Narzeczono- uśmiechnął się drwiąco i wyciągnął dłoń w moją
stronę.- Jak zwykle ze swoimi żołnierzykami.
Wzdrygnęłam się.
-Panie Montgomery- ukłoniłam się lekko.- Cieszę się widząc pana z
pełnym zdrowiu.
-Pora ogłosić zaręczyny- przypomniał mi półgłosem.
-Mamy jeszcze czas. Jest dopiero połowa miesiąca.
-Zaślubiny odbędą się w pierwszą sobotę nowego miesiąca.
-Nikt mi się jeszcze nie oświadczył.
-Należysz do mnie- z całej jego postawy biła pewność siebie.
-Jeszcze nie- kątem oka widziałam, jak Evan zaciska dłonie w
pięści.- I dopóki nie powiem tak przed Bogiem i poddanymi nie powiem
"tak"- nie będę twoja.
-Już niedługo- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Zejdź mi z oczu- warknęłam.
-Jak sobie życzysz, pani.
Spokojnie, Lee.
Wiem, tato. Ale mam go dość.
Nie musisz.
To pozostawiłam bez komentarza. Nie tylko ja muszę wypełnić
zadanie.
Kiedy już przywitałam się ze wszystkimi, usiadłam u szczytu stołu.
Po prawej usiadł Roarke, a po lewej Evan. Wolałam nie myśleć o pięknej Noel w
śnieżnobiałej, prostej sukience. Wdzięczyła się do Roarke, jednocześnie
rzucając spojrzenia przez stół do Evana. Przebiegła suka.
Po kolacji usiedliśmy w części wypoczynkowej. Połowa osób wyszła
już. Noel usiadła w fotelu naprzeciw mnie.
-Powiedziałaś?- uniosłam brew.
Dziewczyna zarumieniła się. Odwróciłam się od niej i spojrzałam na
brata.
-Mogę cię prosić na słówko?
-Oczywiście.
Ignorując miażdżące spojrzenie Noel wyszłam z pokoju prowadząc za
sobą Rockiego. Zamknęłam drzwi do salonu i spojrzałam w jego piękne oczy.
-Muszę ci to powiedzieć, choć to nie moja działka...
Drzwi otworzyły się z hukiem.
-Nie wierz jej!- wykrzyknęła Noel.
-Jeszcze nic nie powiedziałam- przewróciłam oczami.
-Co chcesz powiedzieć?
-Ani mi się waż!- wykrzyknęła.
-Rockie, mógłbyś ją uciszyć? Chodzi o to, że Noel ci zdradza-
powiedziałam spokojnie.
Rockie zbladł.
-Skąd wiesz?
-To nie prawda! Ona chce nas rozdzielić!- mówiła Noel.
-Śmiesz zarzucać mi kłamstwo?- zapytałam cicho.
-Tak, właśnie.
-Noel daj jej mówić.
-Wczoraj po kolacji przechodziłam się po zamku. W jednej z wnek na
korytarzu twoja dziewczyna całowała się z jakimś facetem.
-To nie prawda!
-Rockie! Wierzysz jej? Wskoczyła ci do łóżka, mając chłopaka!
Twojego brata! Więc pomyśl logicznie.
Roarke pokręcił głową i popatrzył na nią.
-Noel jak mogłaś?
-Ja... Roarke, proszę! Nie wierzysz mi?- w jej wielkich oczach
zalśniły łzy. Wyglądało to naprawdę widowiskowo.
-Ależ oczywiście, że wierze, kochanie- rzucił miękko.
Co?!
Noel rzuciła mi złośliwe spojrzenie.
-Eileen, proszę, nie wygaduj na nią takich rzeczy. To, że nie
aprobujesz naszego związku nie znaczy, że możesz go rozbijać!- zgromił mnie
wzrokiem.
-Tylko nie przychodź do mnie z płaczem- ostrzegłam go i wróciłam
do pokoju, zostawiając ich oplecionych w siebie nawzajem.
***
Usiadłam ciężko na kanapie obok Evana.
-Co się dzieje?
-Noel zdradza Roarke, a on w to nie wierzy- rzuciłam.
Uśmiechnął się smutno.
-Wiedziałem, że w końcu do tego dojdzie. Zbyt mocno jest w nią
zapatrzony.
-Podważyli moje słowo, a tym wiarygodność.
-Spokojnie- złapał mnie za dłoń.- Dasz radę.
-Wiem, jutro po południu wracam do siebie.
-Dlaczego?
-Oprócz tego wszystkiego mam jeszcze swoje życie.
-Wrócisz?- zapytał cicho.
-Chyba nie mam wyboru- uśmiechnęłam się.- A teraz przepraszam, ale
idę do siebie.
Wychodząc z salonu czułam na plecach jego wzrok.
Następnego ranka obudziłam się o wiele wcześniej niż miałam to w
zwyczaju. Cały ranek spędziłam w bibliotece ojca, czytając książki o historii i
zwyczajach Ignis. Punktualnie o 9 rano poszłam do małej jadalni na śniadanie.
Dania czekały już na stole. Owinęłam się szczelnie w szlafrok i sunąc papuciami
o kamienną podłogę, usiadłam przy stole. Będąc w połowie jedzenia owsianki,
usłyszałam pukanie do drzwi.
-Kto tam?- zapytałam.
-John, moja pani.
-Wejdź- rzuciłam i wróciłam do jedzenia.
Pojawił się w drzwiach w całej swojej angielskiej okazałości.
Zaczynając na gładkiej fryzurze, przez wykrochmaloną białą koszule, bordową
kamizelkę i czarne spodnie w kant, kończąc na butach lśniących jak lustro.
-Co się dzieje?- zapytałam.
-Panicz Montgomery panienkę szuka.
-Panicz Montgomery?
-Evan.
Uśmiechnęłam się.
-Powiedz mu, że będę go oczekiwać za 15 minut w salonie mojego
ojca.
Skinął głową i wyszedł.
Jesteś coraz bardziej władcza.
To źle?
Nie. Po prostu dziwi mnie to, ale i cieszy. Coraz lepiej
przygotowujesz się do wypełnienia dziedzictwa.
Najpierw zdejmę z ciebie klątwę.
Lee...
Wystarczy, tato.
Po śniadaniu poszłam do swojego pokoju. Szybki prysznic i z lekko
wilgotnymi włosami ubrałam zwykłe granatowe jeansy i dużą,
czarną bokserkę z czerwonymi zdobieniami. Włosy zostawiłam luźno na
ramionach. Kiedy zrobiłam mały makijaż i ubrałam lekko schodzone trampki,
wyszłam szybkim krokiem do salonu. Evan już czekał. Kiedy weszłam przytulił
mnie do siebie mocno. Pozwoliłam mu na to, bo obojgu nam to pomogło. Dopiero
kiedy się odsunęłam zauważyłam, że nie jesteśmy sami. Na kanapie siedział
Roarke i rzucał mi złe spojrzenie. Uniosłam brew i spojrzałam na Evana.
-John mówił, że będziesz sam.
-Chciał z tobą porozmawiać.
-I nagle robisz za wysłannika? Nie spodziewałam się...
-Porzuć ironię, Eileen- warknął Evan.- Chodzi o wasze zadanie.
-A dokładnie?
-Kiedy zaczynamy?- zapytał Rockie.
-Od przyszłego
miesiąca. Twoje zadanie polega na comiesięcznej walce.
-W szczerym polu?
-Tak.
-A co z twoją
częścią zadania?
-W pierwszy weekend
następnego miesiąca wyjdę za Finna Montgomery- słowa paliły moje
gardło, ale starałam się to zignorować.
Evan zacisnął
pięści, ale nie odezwał się. Delikatnie dotknęłam jego ramienia.
-Wiem, że się
martwi, ale nie będę sama.
-Lee...- w jego
oczach był strach.
-Spokojnie. To
tylko rok.
-Nie wracaj do
Dublina- poprosił.
-I co ja powiem
mamie? Wrócę tu, obiecałam. Jednak chcę mieć chociaż ułamek swojego życia.
Zrozum, proszę.
Westchnął głośno.
-Dobrze, ale masz
mi mówić co i jak. Masz być ze mną w kontakcie.
-Oczywiście-
zgodziłam się.- Te pięć dni minie nam jak z bicza strzelił.
-Chyba tobie-
mruknął.- O której przyjeżdża twoja mama?
-O 16, zaraz po
obiedzie będę się zbierać.
-W takim razie
chodź. Chcę ci pokazać coś niezwykłego- uśmiechał się jak mały chłopiec nad
prezentem.
Nie mogłam mu
odmówić... Pożegnałam Roarke i wyszłam za Evanem. Pociągnął mnie w stronę
prostych, drewnianych drzwi z półokrągłą górą. Z chytrym uśmieszkiem wyjął
klucz i otworzył je. Kryły one kręte, drewniane schody, na których widok
uniosłam pytająco brew. Evan roześmiał się tylko i ruszył przodem. Po około
dwóch minutach kręcenia cię w kółko po coraz większej wysokości znaleźliśmy się
przed następnymi drzwiami. Chłopak otworzył je przede mną, starając się ukryć
szeroki uśmiech. Zaintrygowana, minęłam go i dech mi zaparło w piersi. Staliśmy
na małym tarasie na dachu zamku. Widok zwalał z nóg. Patrzyłam oczarowana jak w
złotym świetle przedpołudnia lśnią wstęgi błękitnych rzek, zielone wzgórza,
kolorowe wiosenne kwiaty na łąkach i pierwsze dorodne pęki na drzewach. Coś
cudownego.
-To jest Irlandia
jaką powinnaś znać i kochać. Nie zatłoczone, betonowe ulice Dublina tylko to,
co widzisz.
Zacisnęłam dłonie
na barierce. Nie mogłam się napatrzeć. Cudowne.
-Magia- szepnęłam.
Evan stanął obok
mnie.
-Nie, Eileen. To po
prostu świat, jaki jest naprawdę. To wszystko.
-Dziękuję, że mi to
pokazałeś.
-Cała przyjemność
po mojej stronie- powiedział i popatrzył na mnie takim wzrokiem, jakby
rzeczywiście tak było.
no! Lepiej :D
OdpowiedzUsuńCzuje się zaszczycona tą pochlebną opinią -.-'
Usuńkiedy będą nowe części??
OdpowiedzUsuńDziś po południu
UsuńMówiłam już, ze to opowiadanie jest boskie? NIEE? no to mówię :-)
OdpowiedzUsuńKiedy cd? /neymaromania
Na pewno dziś :*
Usuńkrótsze?! ja chcę długie,a nie xD
OdpowiedzUsuńmimo,iż czytałam wcześniej,to czytam jeszcze raz,takie boskie <3
opowiadaniamoje29