you would've never known
Chłopak skinął
głową i wyszli z salonu. Hm.. Bracia nie pałali do siebie zbytnią sympatią,
między nimi można było wyczuć napięcie i ledwie tłumioną niechęć.Zaraz w mojej
głowie rozgadał się Bran.
Lee, powinnaś
na niego uważać.
Na kogo?
Rockie'go?
Nie. Na Evana
Montgomery.
Dlaczego?
Fakt, jest przystojny, uroczy, zabawny...
Jest
strasznym flirciarzem, Lee. Wiele kobiet przez niego płakało. Nie chcę, byś
była jedną z nich.
Przewróciłam
oczami.
Nie
przesadzaj, nie jestem małym dzieckiem.
Jestem
rodzicem i mogę sobie poprzesadzać. Takie moje prawo. Po prostu.. Uważaj na
niego kochanie. Dobrze?
Ok, tato.
Przecież i tak wszystko widzisz i słyszysz. Więcej niż bym chciała.
Wiem, Lee.
Ale Roarke zrobi coś, by zdjąć klątwę.
A ja mu w tym
pomogę.
Nie obiecuj,
Lee.
Zdziwiona czekałam
na jakiś ciąg dalszy, ale się go nie doczekałam. Wtedy wrócił Evan. Uśmiechał
się lekko, kiedy szedł w moją stronę.
-Gdzie Rockie?
-Noel wezwała go na
drugą rundę- wywrócił oczami.
-Co masz na myśli?
-A dlaczego był
taki rozmemłany i zmęczony?
Zarumieniłam się i
odwróciłam wzrok. Roześmiał się głośno.
-Och, Eileen...
Wydajesz się taka niewinna- dotknął delikatnie mojej twarzy.
Lee, pamiętaj.
Zerwałam się z
miejsca i trzymając książkę pod pachą, rzuciłam:
-Muszę iść do
siebie, spokojnie przeczytać to wszystko. Dobranoc- obróciłam się i
kiedy byłam w drzwiach, usłyszałam:
-Eileen?-
zatrzymałam się i popatrzyłam na niego przez ramie.- Do zobaczenia jutro.
Skinęłam głową i
wyszłam.
Kim dla mnie
jest ten piękny mężczyzna?
Oficjalnie
kuzynem, ale tak naprawdę to poddanym.
Skoro myśli,
że jestem jego kuzynką, to dlaczego ze mną flirtował?
Tolerujemy
związki kuzynów już w trzecim pokoleniu.
Dziwne.
Na ludzkie
standardy. Na nasze niekoniecznie.
Westchnęłam ciężko
i usłyszałam chichot dochodzący zza filaru. Zanim zdążyłam pomyśleć, już
widziałam, co tam się dzieje.
Noel.
Spleciona w
namiętnym uścisku z jakimś mężczyzną. Ale zaraz. To nie Roarke!
Czym prędzej wycofałam się, aby para mnie nie zauważyła.
O w mordę.
Z ust mi to
wyjąłeś, tato.
Nie
wiedziałam, co o tym myśleć. Czyli Rockie nie poszedł do niej.
Pewnie Evan
specjalnie go spławił.
Tato, masz
manię prześladowczą! Przestań widzieć w Evanie wroga! Co cię napadło?!
Eileen...
Po prostu..
Zostaw mnie samą.
Czułam się
pokonana. Los mistrzowsko to rozegrał, a ja patrzyłam bezradnie na strzępy
mojego starego życia. Bo co mi zostało? Błądząc, znalazłam w końcu swój pokój.
Poczułam, że muszę się na czymś wyżyć, bo eksploduje. Znalazłam w mojej
torbie dresowe szorty i męski T-shirt, który kiedyś zabrałam mojemu
byłemu już chłopakowi. Przebrałam się szybki i nasuwając na stopy trampki, w
towarzystwie niezastąpionego iPoda wyszłam na korytarz. Z
muzyką podgłośnioną do maksimum, kręciłam się między pokojami. W
końcu natknęłam się na coś, co mogło mi pomoc. Tabliczka głosiła, że stałam
przed drzwiami sali do ćwiczeń. Zachwycona, weszłam do środka. I tam spędziłam
kilka następnych godzin.
***
Kiedy w końcu
padłam bez sił na materac, było grubo po północy. Uszy bolały mnie od hałasu,
ciało od wysiłku, ale byłam wniebowzięta. Resztą sił zdjęłam słuchawki i
rzuciłam obok siebie.
Wtedy poczułam, że
nie jestem sama. Zapominając o strachu, trzymając kij do golfa jako broń (skąd
on się tam wziął?) skoczyłam na równe nogi, gotowa w razie potrzeby nawet i
zabić. Ta pora nie uznaje skrupułów.
I jakie było moje
zdziwienie, kiedy zobaczyłam Rockiego stojącego raptem parę kroków ode mnie.
Opuściłam kij i
zdając sobie sprawę, jak głupio się prezentuje, spocona, zmęczona, z kijem
w ręku, zapytałam cicho:
-Po co tu
przyszedłeś?
-Szukałem cię.
-Po co?
-Nie było cię w
pokoju. Zaniepokoiłem się. To chyba oczywiste.
-Niekoniecznie.
Długo tak stoisz?
-Nie wiem. Świetnie
walczysz, ale mam wrażenie, że wolałabyś, żeby zamiast manekina stała tam inna
osoba.
-Jestem po prostu
rozdrażniona. To wszystko- rzuciłam i usiadłam na materacu.
-Rozumiem.
-Tak?- skubałam
skraj bluzki.
-Tak, bo sam mam
poczucie, że wszystko się pieprzy. Nie tylko ciebie wyrwali ze spokojnego,
szczęśliwego życia.
Zamknęłam oczy.
-Przykro mi,
Roarke. To ty powinieneś zasiadać na tym tronie.
-Przestań w końcu
przepraszać ludzi za coś, co nie było twoją winą! Takie jest Prawo i tego nic
nie zmieni.
-Ale gdyby Bran nie
uznał mnie...
-Nawet tak nie
myśl. Nie możesz się sprzeciwić.
-Ale ja nie chce!
Nie jestem gotowa! To nie mój świat! Nie moje życia!- opadłam z sił i ukryłam
twarz w dłoniach.- Jestem już zmęczona.
Roarke usiadł obok
mnie i rzucił:
-Ja też, Ellie, ale
nic na to nie poradzę. Przykro mi.
Roarke leżał obok
z zamkniętymi oczami. Bruzda zmartwienia na jego czole nie znikała.
Powinnam mu
powiedzieć?
Myślę, że
tak.
Dlaczego?
Bo ma prawo
wiedzieć.
Nie chrzań.
Nie widzisz jak wygląda? Mam kopać leżącego?
A co,
wolisz, żeby żył w nieświadomości? Na takie rzeczy każda pora jest zła.
Ale
przynajmniej nie będę musiała ja mu tego mówić.
Wiesz jak
się poczuje, kiedy odkryje, że wiedziałaś, a nic nie zrobiłaś?
Kto
powiedział, że nie zrobiłam?
Co knujesz?
Porozmawiam
z Noel.
Lee...
Jako
siostra, oczywiście. Powiem, że przez przypadek zauważyłam.. I takie tam szmery
bajery.
I co dalej?
Ultimatum.
Powie ona albo ja. Jej wola.
Nie pakuj
się w kłótnie z Noel.
Dlaczego?
Cisza.
Nie milknij,
kiedy cię potrzebuje!
Cisza.
-No jasna cholera-
warknęłam cicho.
Roarke otworzył
jedno oko.
-Co tam?
-Mała kłótnia. Nie
wytrzymuje z nim- zerwałam się z materaca i wyciągnęłam do niego ręce.- Chodź.
Musimy złamać klątwę. Bo zwariuje z tym starym zgredem. Dlaczego tylko ja mam
znosić jego charakterek?!
Rockie ujął moją
dłoń i wstał, śmiejąc się.
-Poświęcasz się
dla dobra ludzkości.
-A żebyś wiedział.
Nie śmiałbyś się tak, mając go w głowie. Każde posunięcie, zamiar, natychmiast
analizowane, rozkładane na czynniki... Człowieku! Oszaleć z nim można!
Celowo
prowokowałam, jednak Bran nie odezwał się. Cholera...!
-Opowiedz mi o
swojej dziewczynie- poprosiłam, kiedy wyszliśmy z sali.
-Jest piękna,
mądra i- mizia się z innymi za twoimi plecami, chciałam dodać, ale się
powstrzymałam- ma poczucie humoru. Tylko...- zawahał się.
-Tylko?- zapytałam
cicho.
-Mam wrażenie, że
coś jest nie tak. Cały czas się kłócimy, potrafi zrobić awanturę z niczego.
Znika na całe dnie, ani nie ma jej w domu ani u mnie. Sam już nie wiem, Ellie.
Może nie zasługuje na nią.
Zagotowało się we
mnie. Oj, Noel. Będzie z tobą krucho.
-Nie myśl tak.
Posłuchaj, bywają w związku lepsze i gorsze dni. Żeby wyszło słońce, musisz
przeczekać burzę. Karma, Rockie, także istnieje w związku.
Roarke objął mnie
ramieniem.
-Czasami nawet
mądrze gadasz.
Roześmiałam się
głośno.
-Wiem, Rockie.
Musisz mnie tylko słuchać.
-Chciałabyś-
przewrócił oczami.
-No pewnie. Nasza
współpraca byłaby bardziej owocna.
-W to nie wątpię.
Ok, gdzie kronika?
-U mnie. Wzięłam
ją ze sobą, kiedy szłam na górę.
-Uciekłaś od
Evana?- popatrzył na mnie z ukosa.
-To nie tak. Po
prostu jestem przemęczona i nabuzowana. Musiałam jakoś to spalić, a
nie chciałam, by jakiś niewinny człowiek dostał za nic po uszach.
-Jaka
sprawiedliwa władczyni.
-Nie naigrywuj się
że mnie, dobrze? Mimo zmęczenia nadal wiem gdzie trafić mężczyznę, by go długo
bolało.
Rockie skrzywił
się lekko.
-Zapamiętam.
Pod drzwiami
mojego pokoju czekała na mnie niespodzianka. Bardzo... Dziwna, zważając na porę
Przed moimi
drzwiami krążył Evan. Wąski korytarz przemierzał w tą i
z powrotem jak dzikie zwierzę w zamkniętej klatce. Kiedy mnie
zobaczył, uśmiechnął się promienie, ale widząc mojego towarzysza, zamienił
uśmiech na gniewny wyraz grymas.
-Co tu robisz?-
zapytałam.
Chłopak zmierzył
mnie wzrokiem.
-Ładnie wyglądasz.
Powinnaś częściej pokazywać nogi.
Przewróciłam
oczami i podeszłam do drzwi. Odwróciłam się i wyjęłam ze stanika klucz tak, by
tego nie zauważyli. Popatrzyłam na Evana i powiedziałam:
-Nie
odpowiedziałeś na moje pytanie.
-Nie dostałem
buziaka na dobranoc- uśmiechnął się nieco ironicznie.
-Idź, może mama ci
da. Jeśli oczywiście cię kocha- rzuciłam.
-O.. Ostra jestem-
zaśmiał się i zbliżył jeszcze krok. Zesztywniałam, czując jego oddech na karku.
-Nie za blisko,
panie Montgomery?- zapytałam, patrząc w jego skądinąd śliczne oczy.
-Ja tylko po
buziaka.
Uśmiechnęłam się
słodko.
-Goń się, Evan.
Nie jestem kolejną, która leci na piękną buzię.
Roarke roześmiał
się i podszedł, wsuwając się między nas i zabierając z mojej dłoni
klucz.
-Ja otworze.
-On dostanie.
-On jest moim
bratem.
-Gówno prawda.
-Spadaj,
Montgomery. Roarke był, jest i będzie moim bratem. Mamy wspólnego ojca.
-Wcale nie-
zacisnął pięści.
-Idź już lepiej
stąd- powiedział Rockie.- Zanim zrobisz coś, czego będziesz żałował.
-Tak jak ostatnio
ty?- Rockie pobladł.- Nie martw się, nie mam w zwyczaju bzykania się z cudzymi
dziewczynami- jego uśmiech był złośliwy.
-Zamknij się-
rzucił spięty Roarke.
Evan ujął mnie za
brodę.
-Uważaj na niego,
śliczna Eileen. A teraz buziak- przybliżył nasze twarze.
Nie wiele myśląc,
wbiłam kolano w jego krocze.
-Za końskie zaloty
do przyszłej władczyni i chamstwo w stosunku do jej brata.
Evan zwijał się z
bólu na podłodze.
-A
teraz zejdź mi z oczu. I uprzedzam, żadne z tu obecnych nie chce
jutro pamiętać tego spotkania- wciągnęłam Rockiego do pokoju.- Dobranoc, Evan-
i zatrzasnęłam drzwi.
Oparłam się o nie
i głośno wypuściłam powietrze.
-To było
niesamowite!- Rockie śmiał się w najlepsze.
-Mały pokaz siły.
Musisz po prostu nie dać sobie wejść na głowę. A Evan to wyjątkowy cham.
Roarke odwrócił
wzrok i wymamrotał coś niewyraźnie. Złapałam go za podbródek i
zmusiłam do popatrzenia dobie w oczy.
-Nie zmuszam cię
do niczego. Chcesz, to powiedz o co chodzi. Nie, to przejdźmy do sprawy
kroniki. Usiądź, zaraz wrócę- wyszłam do łazienki zostawiając go samego.
Wróciłam po około
10 minutach. Prysznic pomógł mi oczyścić umysł i ciało, przez co czułam się
lepiej. Nałożyłam bluzkę i spodenki do spania i wróciłam do Roarke.
Chłopak popatrzył
na mnie i na wydechu wyrzucił z siebie:
-Przespałem się
z jego dziewczyną.
O w mordę.
-Co?!
-Z technicznego
punktu widzenia spania tam nie było, tylko... Stosunek, ale Evan
się dowiedział.
Patrzyłam na niego
szeroko otwartymi oczami.
-No nie wierze.
Patrzyłam na niego
po prostu zaskoczona.
Mój syn...
Spokojnie,
tato.
Ledwo tłumiony
gniew rozsadzał mają czaszkę. Skrzywiłam się.
-Dlaczego to
zrobiłeś?- zapytałam, siadając na fotelu obok.
-Nie wiem. Od
dawna mi się podobała. A wtedy alkohol i...
-To nie
wytłumaczenie, Rockie.
-Wiem. Dla niego
też nie było.
-Jak zareagował?
-Zerwał z nią. Od
tamtej pory traktuje mnie jak najgorszego wroga.
-Dziwisz mu się?-
uniosłam brew.
-Właściwie nie.
Pogorszył sprawę fakt, że jakiś czas później zacząłem z nią chodzić.
-Hola, hola... Nie
mów, że przeleciałeś Noel!
Chłopak
zakłopotany odwrócił wzrok.
-Nie powiem.
Co. Za. Szmata!
Najpierw Evan, teraz Rockie...
-Dlaczego z nią
chodzisz?
-Podobała mi się,
mówiłem ci. Delikatna, ułożona i słodka istota. Mało kto mógł jej się oprzeć. A
po tamtym wieczorze... Miałem u niej szansę.
-Ale z ciebie facet-
podsumowałam go.
-No co?!
-Stary, zacząłeś
się z nią umawiać, bo okazała się dobra w łóżku. Jak to inaczej nazwiesz?
Spąsowiał.
-To nie tak...
-Dobra, nie
tłumacz się- warknęłam.- Lepiej znajdź coś na swoje
usprawiedliwienie, bo Bran rozwali mój mózg. Jest wściekły.
-Och, jejku...
-Nie pomagasz.
Wiesz co, mam pomysł. Zamiast siedzieć i rozprawiać na temat twojego życia
erotycznego, weźmy się za kronikę- wstałam.
Roarke chwycił
mnie za rękę.
-Jesteś zła?
-Oczywiście, że
jestem! Patrz jak zachowałeś się w stosunku do Evana! Naprawdę, myślałam, że
mam do czynienia z kimś innym.
Nie obchodziło
mnie w tamtym momencie czy go zabolą te słowa. Okazał się zwykłym flirciarzem.
Z drugiej strony, Noel to niezłe ziółko. Już drugiemu facetowi dorabia rogi.
Gdyby to nie było
takie dziwne, roześmiałabym się.
-Ok. Zacznijmy od
kontynuacji historii Brana. Tam musi być jakaś wskazówka.
Otworzyłam kronikę
na danej stronie i znalazłam fragment. Roarke usiadł obok mnie na łóżku,
śledząc tekst ze zdawkowym uśmiechem.
-Wyjechały bla,
bla, bla... No i po pewnym czasie, kiedy w królestwie zapanował spokój, Bran
zapragnął odzyskać rodzinę. Żeby to zrobić musiał spełnić jedno życzenie Kirka,
wielkiego maga. Król, zaniepokojony o losy córki i żony, został przyparty do
muru. Musiał przyrzec, że kiedy dziewczyna osiągnie wiek odpowiedni do
zamążpójścia, odda ją właśnie Kirkowi. Bran nie zgodził się, a okrutny
czarownik w ramach zemsty rzucił na króla potężne zaklęcie. Mężczyzna, zamiast
odzyskać rodzinę, został uwięziony w głowie córki, gdzie przebywa do dziś-
uniosłam wzrok i spojrzałam na Roarke.- Czyli następna wina do kolekcji?
-Nieświadoma,
Ellie. Co piszą dalej?
Nachyliłam się nad
księgą.
-Klątwę złamać
wyjątkowo trudno. Wiąże się z krwią i dziedzictwem Brana. Legenda głosi, że
Kirk powiedział, jakoby tylko krew dziedzica w szczerym polu i na dobre i złe w
złej monecie, bez uczucia i z mieszańcem. Musi to trwać dwanaście wędrówek
księżyca po niebie by czyny zrównoważyły klątwę Kirka.
I tyle.
Tylko tyle. Szczere pole i brak uczucia. Przez rok. Czy oni wszyscy
powariowali?!
Kiedy
rzucono na mnie ten czar, związek z półkrwistymi był hańbą dla rodziny.
A szczere
pole? Co to znaczy?
Nie mam
pojęcia.
Wypuściłam
powietrze.
-To nie chodzi o
moją krew- powiedziałam cicho.
Roarke i Bran
jednocześnie zapytali:
-Dlaczego?
-Krew, o której
mowa, jest krwią mieszańca, półelfa, którego ty, Bran, jesteś ojcem. Więc to
nie mogę być ja, wszyscy o tym wiemy.
-Racja.
Tu chodzi o
Roarke.
Eureka,
tato.
-Rockie? Tu chodzi
o ciebie. Tylko ty jesteś w stanie złamać pierwszą część zaklęcia.
Chłopak patrzył na
mnie z szeroko otwartymi oczami.
-Dziedzic, Rockie.
O to chodzi. Nie o mnie, tylko o krew.
Patrzył na mnie, w
jego oczach malowała się gama uczuć.
-Jak widzę, mi też
ojciec zapewnił ciekawą przyszłość- szepnął.
-Nie ma co-
wstałam.-Wystarczy tylko, że będę nieszczęśliwa jako żona jakiegoś półelfa.
Łatwizna- uśmiechnęłam się, choć wcale taka pewna nie byłam, czy chcę cierpieć
przez 12 miesięcy.
Dodaj więcej erotyzmu no nie wiem np sex opisany ze szczegółami Rockiego i głównej bohaterki... Będzie super..!
OdpowiedzUsuń