niedziela, 26 maja 2013

"Locked out of haven" 18/1

Now I need a place to hide away. 

Następnego dnia wstałam w bojowym nastawieniu. Miałam w głowie, że tylko ja mogę stanąć do walki za Roarke. Nie było to może najlepsze wyjście, ale jedyne. Pełna nerwów wypiłam miksturę, którą późnym wieczorem przyniósł mi Pascal i poszłam pod prysznic. Po dziesięciu minutach, kiedy nie czułam już uderzeń wody o moją skórę, uznałam, że pora działać. Związałam włosy w ciasnego koka, który trzymały zabójczo ostre szpilki, ubrałam miękkie leginsy i krótki top do ćwiczeń. Byłam gotowa. Broń zależy od przeciwnika. 
Na arenę weszłam boso. Z gołymi rękami, w ubraniach bez kieszeni. Z pozoru bezbronna. Po drugiej stronie stała grupka ludzi, w tym Alaric, Pascal i Evan.
Jesteś pewna?
Jak niczego na świecie. 
Obyś się nie pomyliła. 
Całą drogę cała grupa nie spuszczała mnie z oczu. Szłam wyprostowana, pewna siebie i swoich racji. Silna wewnętrzną siłą.
 - Ona ma nas pokonać?! – rzucił jakiś młodzieniec z drwiną. – Kto to w ogóle jest?
Młody mężczyzna był wysoki, muskularny. Arogancja i pewność siebie biła z jego lodowato niebieskich oczu na kilometr. Przeklęty bufon.
- Twoja… - zaczął Evan, ale przerwałam mu:
- Pewna dama, która zaraz skopie ci dupę. Boleśnie – nachyliłam się lekko.
- Obiecujesz? – uśmiechnął się nieco obleśnie.
- Jestem tego pewna. Nie oceniaj książki po okładce.
- A jeśli ja wygram?
- Wtedy moja dupa będzie obolała – wzruszyłam ramionami.
- Chcę coś w zamian. Nagrodę – powiedział, łapiąc mnie za rękę, kiedy się odwróciłam. Spojrzałam na niego przez ramię.
- Rozmowa z królową?
- Z tą lodową suką? – zapytał z drwiną. Auć, zabolało. Powstrzymałam Evana gestem przed interwencją. Jak widać nie wszyscy jeszcze mnie znali. – Wolę coś innego.
- A co byś chciał? – wyrwałam dłoń z jego uścisku. Nie bolało, ale nie chciałam, by pomyślał, że jest silniejszy.
- Niech pomyślę – przesunął wzrokiem od moich nagich stóp z krwistoczerwonym lakierem na paznokciach, przez obcisłe leginsy, goły brzuch, wyeksponowany biust, aż po lekko zarumienioną twarz. – Chyba wiesz, czego chcę.
- To jedyna rzecz, jaka nie jest na sprzedaż.
- Ja ją wygram.  
- Nie jestem jakąś pustogłową dziewką z pubu – warknęłam, odsuwając się jak rozwścieczona kotka. – Więc mnie tak nie traktuj.
- Um… ostra – roześmiał się.
- Wystarczy, Liam. Zostaw już Ell w spokoju.
Uśmiechnął się szeroko i szepnął:
- To jeszcze nie koniec.
Nie mogłam się powstrzymać. Naprawdę nie mogłam. W momencie, kiedy się nade mną nachylił, moje kolano wystrzeliło do przodu i wbiło się gwałtownie w jego krocze. Chłopak zwinął się z bólu, wciągając powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg. Poklepałam go po plecach. Reszta roześmiała się głośno.
- A ja myślę, że to już koniec.
Posłał mi złe spojrzenie i powoli się wyprostował.
- Jesteśmy tu, żeby jakaś panna rozstawiała nas po kątach? – zapytał pozostałych, a złość we mnie aż się zagotowała. Ja ci dam jakąś pannę, ty debilu…
- Będziemy się bić – odpowiedział rzeczowo Pascal, który wcześniej przyglądał się temu z boku, a teraz uśmiechał się szeroko do mnie. – Właśnie z tą panną.
Liam popatrzył na mnie zdziwony.
- Z nią? Dlaczego?
Pokręciłam lekko głową. Niech dalej będzie idiotą-ignorantem.
- Bo mam taki kaprys. To który pierwszy?

5 komentarzy: