wtorek, 28 maja 2013

Kerstin Gier: Błękit szafiru


Jest to drugi tom bestsellerowej powieści niemieckiej pisarki. Tak jak poprzednia część (Czerwień rubinu), opowiada o perypetiach nastoletniej Gwen obdarzonej genem podróży w czasie. Jej życie z dnia na dzień ulega zmianie i dziewczyna musi je na nowo przewartościować z nowymi umiejętnościami. Jednak, czy ten gen na pewno jest darem…?
Zakochanie nie jest proste. Zapytajcie kogo chcecie, nic przyjemnego! A zwłaszcza, kiedy obiektem naszych uczuć jest humorzasty, arogancki i pewny siebie jak mało kto Diament. Gwen zna go tylko tydzień, ale mimo to Gideon wydaje jej się być TYM. Może nie do końca z tym całym banałem w stylu „żyli długo i szczęśliwie”, ale trudno nie zauważyć chemii miedzy tym dwojgiem nastolatków. Jednak młodzieńcze zauroczenie nie przysłania Gwen codzienności. Ciągłe złośliwości ze strony ciotki Glendy i Charlotty oraz oschłość i nieufność Strażników są dla młodej kobiety ciosem. Na każdym kroku porównują ją do pseudo perfekcyjnej kuzynki, wytykając Gwen braki w wykształceniu, o których nawet nie miała pojęcia. Przecież to Charlottę od najmłodszych lat przygotowywali do podróży w czasie! Przez nadopiekuńczość matki Gwen jest zdezorientowana i zagubiona w nowej rzeczywistości. Po wydarzeniach ostatnich kilku dni zostaje wysłana jedynie kilkadziesiąt lat wstecz. Towarzyszy jej Gideon i mimo wzajemnej złośliwości i przekomarzań, tych dwoje do siebie ciągnie i nie potrafią trzymać się od siebie z dala. Przynajmniej tak się wydaje…
Obok perypetii uczuciowych młodej bohaterki pojawiają się nowe postacie i barwne podróże w przeszłość. Madame Rossini wydaje się być jedyną osobą życzliwą wobec Gwen. Krawcowa szyjąca kostiumy dla podróżników jest niemal wniebowzięta, kiedy okazuje się, ze kobieta z żeńskiej linii Montrose ma nie rude włosy, ale czarne jak skrzydła kruka. Xenerius to z kolei duch-demon, który od momentu przerwania kościelnego pocałunku Gwen i Gideona nie odstępuje dziewczynę prawie na krok, stając się tym samym jej wiernym towarzyszem i doradcą. i wreszcie Raphael Bertelin, młodszy brat Gideona. Nieznośny, diabelnie przystojny ryzykant, któremu niemal od razu w oko wpada pewna pieguska… Każda z tych postaci odegra mniejszą lub większą rolę, jednak nie zawsze ich zadanie jest przewidywalne. Gwen uczy się zaufania i czasami musi schować dumę do kieszeni i poprosić o pomoc.
Ta część skupia się na przygotowaniach do nadchodzącego balu i wieczorku go poprzedzającego. Oczywiście to wszystko w przeszłości. Wydarzenia dzieją się w dość krótkim czasie, jednak plusem tego jest ogrom detali i różnych, z pozoru mało ważnych spraw. Gwen ma coraz więcej kłopotów i nie chodzi tu o naukę menueta pod okiem dziwacznego nauczyciela. Podczas jednego z przeskoków poznaje młodą wersję swojego dziadka, Lucasa Montrose, który na nią czekał. Mężczyzna jest zaintrygowany wnuczką w takim samym stopniu, co ona nim, dlatego aranżują kolejne spotkania. Dziewczyna jest na tyle nieostrożna, że prawie daje się złapać.
Czy Gwen uda się przekonać Gideona o swojej niewinności? Jaki skutek przyniesie jej rozmowa z hrabią de Saint Germain? Czy uda jej się naprawić roztrzaskane, rubinowe serce, zniszczone przez lwa z diamentową grzywą?
Dobra, nawet bardzo. Po świetnym początku nie trudno przecież zepsuć kontynuację, dlatego cieszę się, że Kerstin Gier utrzymała wysoki poziom. Wygadany demon trafnie i bezpardonowo ocenia rzeczywistość, co nadaje narracji lekkość nawet w trudnych momentach. Podziwiam Gwen, bo ja na jej miejscu rzuciłabym to wszystko wiele razy. Kolejna część przynosi niewiadome, a pewien złośliwy hrabia tylko miesza. Kiedy już wydaje się, że wszystko gra, a nawet idzie ku lepszemu, nagle wszystko leci na łeb, na szyję. Akcja jest zagmatwana, wielowątkowa, ale przy tym ciekawa i intrygująca. Podróże Gwen są bardzo rzeczywiste. Nastolatka wydaje się być inteligentna, spostrzegawcza i potrafi zaryzykować. Nie każdy śpiewa piosenkę z musicalu „Cats” na wieczorku w XVII wieku. Uważam, że dziewczyna jest idealną bohaterką do tego typu książek. Ma w sobie naiwność dziecka, luz nastolatka i stanowczość dorosłego. Gwendolyn nie wie kim tak naprawdę jest i może to lepiej. Nie brałabym jej jako wzór do naśladowania, ale i tak jest postacią ciekawą i wartą uwagi.

Podsumowując mój dzisiejszy wywód… Powtórne brawo! Pewna kobieta powiedziała kiedyś: „Każda okoliczność wywołuje nowy akt miłości”. To stwierdzenie jest bardzo trafne, jeśli chodzi o Trylogię Czasu. Pojawił się tu nie tylko skomplikowany wątek miłosny, ale również dopracowana akcja i pomysł. Autorka pisała tę książkę z konkretnym pomysłem i to widać. Postacie są charakterne i żywe, a fabuła niebanalna. Zachęcam do przeczytania, a ja tymczasem przyjrzę się "Zieleni szmaragdu".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz