sobota, 18 maja 2013

Katarzyna Beata Stachowiak: W kolorze krwi. Wieczna Miłość

Z góry przepraszam, jeśli moja antyrecenzja kogoś urazi.


Patrząc na okładkę książki W kolorze krwi. Wieczna miłość, wiedziałam już kilka rzeczy. Było jasne, że: są wampiry, jest miłość, a dokładniej wielkie love story, no i jest dużo krwi. Bardzo obrazowe, czyż nie? Początek wystarczył mi, bym usiadła w wrażenia. Polska autorka przenosi nas do Londynu XIX wieku. Do balów, próżności i rozwiązłości tamtego okresu. Zastanowił i zdziwił mnie ten fakt, jednak mając za sobą bogatą znajomość z powieściami historycznymi, postanowiłam spróbować.

Elizabeth Westmoore jest klasycznym przykładem rozpieszczonej panienki z wyższych sfer. Uparta, krnąbrna i wyszczekana, nie przyjmuje do wiadomości odmowy. Po śmierci rodziców jest zmuszona przeprowadzić się z bratem Lucasem z Londynu na małą wieś. Kiedy dowiaduje się, że w okolicy grasuje Bestia, zabijająca niewinnych wieśniaków i wysysająca z nich krew, wymusza na służbie podróż do zielarki-czarownicy z lasu. Szantażem, ciągnie za sobą przerażoną pokojówkę i lokaja, ponieważ Caroline, zielarka, przepowiada przyszłość. Ta mówi Elizabeth, że spotka niedługo miłość swego życia. Naiwne dziewczątko oczywiście jest tak zaabsorbowane wiadomością, że nie zwraca uwago na nic innego. Ucieka służbie, zagłębiając się coraz bardziej w nieznany las. Dopiero po jakimś czasie wychodzi ze świata marzeń na tyle, żeby zauważyć, że się zgubiła. Doprawdy, epokowe odkrycie… Znikąd pojawia się wilk, dziewczyna zaczyna żałować samotnej wędrówki i wyrzuca sobie głupotę (rychło w czas). Wtedy to ratuje ją nieznany mężczyzna, odprowadzając z powrotem do spanikowanych towarzyszy wyprawy. Całe zdarzenie oczywiście rozbudza w Elizabeth miłość od pierwszego wejrzenia do nieznajomego. Dalej akcja nabiera tempa i jest pełna przeskoków. Roderick Robillard, tajemniczy wybawiciel dziewczyny, pojawia się w rezydencji Westmoorów, gdzie poznaje Lucasa i jest zaproszony przez niego na obiad. Dziewczyna jednak spotyka się z Roderickiem za placami brata i zakochuje się w nim coraz bardziej. Ze wzajemnością, co trzeba podkreślić. Przy bracie udają, że nic ich nie łączy, jednak poza zasięgiem jego wzroku urządzają sobie urocze schadzki. Dzięki niej Roderick, który swoją drogą jest bezwzględnym wampirem, przestaje polować na ludzi, a przerzuca się na zwierzęta. Jakiś czas później Westmoorowie przeprowadzają się powrotem do Londynu, gdzie Lucas znajduje „idealnego” męża dla siostry. Nie wie, że miły i szarmancki Książę Ducan to tak naprawdę wampir ogarnięty rządzą zemsty na Rodericku. Robillard postanawia opuścić ukochaną, mając nadzieje, że dzięki temu Ducan straci zainteresowanie dziewczyną. Staje się wręcz przeciwnie i niedługo później Ducan prosi o jej rękę. Dziewczyna nie mając wyboru, godzi się. Ducan przez długi czas znęca się nad nią, pokazując jej świat mordu i przemocy. Dziewczyna w dniu ślubu jest wyczerpana psychicznie. Narzeczony, by umilić życie Elizabeth, morduje na jej oczach ciężarną kobietę. Na szczęście Caroline udaje się uratować dziecko. Roderick, niczym książę w lśniącej zbroi, pojawia się w ostatniej chwili i ratuje Elizabeth. Żeni się z nią i uciekają do Ameryki z małym Kyle’em, chłopcem uratowanym przez czarownicę, którego młodzi państwo Robillard uznają za swojego syna. Dalsze losy tej rodziny, są jeszcze bardziej poplątane a choć opis książki może wyglądać jak jej streszczenie, to zapewniam Was, że cała akcja jeszcze dobrze się nie rozkręciła. Pojawia się tajemnicza postać Billa, który też nie jest do końca człowiekiem, mało tego, zagraża tej nowej rodzinie. W sercu Elizabeth, rodzi się zaś miejsce dla kolejnego mężczyzny. Jaką decyzję podejmie dziewczyna? Czy wyjdzie cało z kolejnej potyczki? Kto jeszcze zagrozi ich szczęściu?

Będąc w połowie tej historii, już byłam zdecydowanie na nie. Jednak starałam się podejść do tego obiektywnie i przeczytać do końca. Każda kolejna strona utwierdzała mnie jednak w przekonaniu, że nie jest zbyt dobra pozycja. Liczne powtórzenia (często słowo kończy jedno zdanie, zaczyna następne), mdłe, banalne dialogi, monotonia opisów. Jeśli chodzi o samą historią, to aż bije po oczach podobieństwem do Sagi Zmierzch. Mamy wielką, nieśmiertelną miłość z przedstawicielami gatunku krwiopijców, opuszczenie ukochanej, oczywiście dla jej dobra, dylemat głównej bohaterki pt. „Którego wybrać?” i walka o dobro dziecka. Brzmi znajomo? To po prostu nudne, ile razy można powielać jeden schemat? Plusem dla autorki jest fakt, że próbowała jakoś urozmaicić fabułę, umiejscawiając historię w XIX wieku i dając aurę tajemniczości w wizjach czarownicy Caroline. Ale nie zmienia to faktu, że ta książka jest po prostu mdła i nijaka. Całość (ponad 300 stron) to dwa lata życia bohaterki, a większość wydarzeń jest opisana skrótowo, Czytelnik wielu musi się domyślać. Akcja dzieje się zbyt szybko (chociażby miłość od pierwszego wejrzenia i seks po trzech dniach znajomości).

Nie przekonuje mnie to. Wolałabym, żeby historia sama się czymś broniła, ale aż trudno znaleźć coś takiego. Nie jest to książka, dla której rzuca się wszystko, tylko żeby ją przeczytać. Miejmy jednak nadziej że druga część W kolorze krwi. Dziedzictwo przodków, zabłyśnie czymś bardziej oryginalnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz