środa, 17 kwietnia 2013

"Locked out of haven" 15/1

Skacz i lecąc dół pozwól, by wyrosły ci skrzydła


Weszliśmy do zatłoczonego klubu, przepychając się w stronę stolików. 
- Co ci zamówić? – niemal wykrzyknął mi do ucha Evan.
- Obojętnie – wzruszyłam ramionami i usiadłam przy pierwszym wolnym stoliku. Usadowiłam się stołku barowym, poprawiając spódnicę. 
Rozejrzałam się po sali. Kolorowe światła, głośna muzyka i ciała wijące się w jej takt. Już dawno czegoś takiego nie czułam. Byłam niemal w swoim żywiole.
Uśmiechnęłam się do Evana, który wrócił z dwoma kieliszkami purpurowego płynu.
- Uznałem, że zaczniemy od czegoś lekkiego.
Uniosłam brew i podniosłam kieliszek. Uderzył mnie cierpki zapach i delikatne, słodkie nuty pod nim ukryte.
- Czerwone wino. I to dość dobre, jeśli wierzyć moim zmysłom.
- Nie umywa się do tego z Ignis, ale smaczne. 
Westchnęłam i odstawiłam wino na stolik.
- Ale wracamy taksówką – zaznaczyłam.
Ujął moją dłoń w swoją i ścisnął ją delikatnie. 
- Ell, spokojnie. Nie zamierzam cię narażać -  skinęłam głową. Uśmiechnął się. – Chodź potańczyć. 

Tej nocy tańczyliśmy do upadłego. Wypiliśmy kilka lampek wina, jednak żadne nie było choćby wcięte. Bawiliśmy się świetnie i nic nie mogło zniszczyć nam tej nocy. Przynajmniej tak mi się wydawało. Roześmiani, nawzajem się uciszając, weszliśmy na moje piętro. Evan próbował trafić kluczem do zamka, ale z powodu spazmów śmiechu była to niestety walka z wiatrakami. I wywołało to kolejną lawinę śmiechu. Po chwili przejęłam klucz i otworzyłam drzwi do mieszkania.
W moim mieszkaniu z drzwi wejściowych jest idealny widok na kanapę w salonie, stoi centralnie na wprost. I tym razem zupełnie odruchowo spojrzałam na kanapę i niemal padłam trupem we własnym mieszkaniu.
- Mama…? – wykrztusiłam.
Ona natychmiast oderwała się od mężczyzny, którego całowała i spojrzała na mnie z pewnym poczuciem winy. Nie widziałam twarzy obcego, ale to na pewno nie był James. Poczułam, jak furia zaczyna mieszać mi krew. Straciłam głowę.
- Jak śmiesz?! Najpierw tratę, teraz Jamesa?! Kim ty do cholery jesteś?! – krzyczałam. Evan objął mnie w pasie, szepcząc słowa uspokojenia. W tym momencie mężczyzna spojrzał na mnie, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Finn…?! – wyszeptałam, łamiącym się głosem.
- Tato, co ty tu robisz?! – zapytał Evan i poczułam, że jego ciało tężeje za moim.
- Przyjechałem do Dublina w interesach. Przy okazji byliśmy z Liv na kolacji – popatrzył na mnie z wyzwaniem w oczach i szyderczym uśmiechem.
- Co to do jasnej cholery ma znaczyć?! – zapytałam matkę przez zęby.
Ta popatrzyła na mnie z bezbrzeżnym poczuciem winy w brązowych tęczówkach. Widząc, że to na mnie nie działa, odgarnęła w tył jasne pukle i powiedziała:
- Z Jamesem się nam od dłuższego czasu nie układa…
- To nie powód, by obcałowywać żonatego brata byłego męża – powiedziałam ze słodkim uśmiechem. Przytuliłam się mocniej plecami do torsu Evana, szukając wsparcia w jego sile. Jego ramiona zacisnęły się kurczowo na mojej talii.
Liv przewróciła oczami.
- Z Jamesem chcemy się rozwieść, a Finn mówi, że jego małżeństwo jest kwestią miesięcy.
Roześmiałam się głośno, nie wierząc własnym uszom.
- Co robicie, mamo? Tak chciałaś mi o tym powiedzieć?
- Nie, ale skoro zaistniała taka sytuacja…
- W głębokim poważaniu mam takie sytuację! Nie widzisz, że niszczysz wszystko?! I masz do mnie jeszcze pretensję, że wolę mieszkać u ojca.
- Bran nie jest twoim ojcem! – krzyknęła, podchodząc krok do przodu.
- Zdziwiłabyś się – powiedziałam z krzywym uśmiechem.
- Chyba wiem, z kim zaszłam w ciążę.
- Nie zdziwię się, jeśli nie wiesz. Mam cię serdecznie dość.  Nie chcę cię widzieć – powiedziałam i czując łzy pod powiekami, weszłam do swojego pokoju, zamykając za sobą nadzwyczaj cicho drzwi. Położyłam się na łóżku i miałam ochotę zasnąć i nigdy się nie obudzić.
Przesadziłaś, córeczko.
Co?!
Zerwałam się błyskawicznie do pozycji siedzącej.
Nie powinnaś tak mówić do własnej matki.
Gdybyś nie był tak zaślepiony bezsensowną miłością do nie, zrozumiałbyś mnie.
Lee, tu nie chodzi o miłość lub jej brak. Po prostu pewnych rzeczy się nie mówi.
I nie powiedziałam. Przy pewnym epitecie na k ugryzłam się w język. To jej wina, ze zachowuje się jak pani lekkich obyczajów.
To sprawka Finna.
A ty dalej swoje…
Nie chodzi mi o to. Finn chce się na tobie odegrać. Wie, że Evan jest dla ciebie…
…przyjacielem na drugim stopniu wtajemniczenia.
Nazwij to i tak. Nie zmienia to faktu zdrady małżeńskiej.
O, przepraszam. Od ślubu moim jedynym, przymusowym, kochankiem był Finn!
Lee, ale nie o to chodzi. W każdym razie nie tylko. Całujesz go, kochasz. To wystarczy, by ktoś taki jak Finn uznał to za zdradę.
I musi w to mieszać oczywiście matkę. Jednak zrozum, że on na pewno jej do tego nie zmusił.
Tak, jestem pewien, że robi to dobrowolnie.
Więc po co ją bronisz?
Bo Finn omotał ją.
Przestań. Nie mogę już tego słuchać.
Rozległo się pukanie do drzwi. Westchnęłam ciężko, ale zawołałam:
- Proszę!

5 komentarzy:

  1. Nawet jeśli Twoje pisanie nie jest "extra trendi" to pamiętaj że to służy Twojemu rozwojowi :)

    Pisz śmiało ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. jezu,uwielbiam cię <3
    opowiadaniamoje29

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedźmo totalny brak słów ... ! Jest cholernie mało słów aby opisać Twoją twórczość :D

    OdpowiedzUsuń