niedziela, 7 kwietnia 2013

"Locked out of haven" 13/1

Some things just make sense



Postanowiłam wypróbować działanie eliksiru Pascala. Przebrałam się w wygodny strój i poszłam szukać Roarke, jak się spodziewałam, był w Sali do ćwiczeń. Uśmiechnęłam się na widok dwóch mężczyzn walczących ze sobą. Ich ciała były idealnie zsynchronizowane, ruchy precyzyjne i pewne. Pot perlił się na obu ciałach oświetlonych jasno promieniami słonecznymi. Chrząknęłam cicho i obaj podnieśli wzrok.
- Ell – uśmiechnął się Evan, automatycznie przechodząc z trybu walka na codzienny.
Rockie rzucił mu kwaśny uśmiech i usiadł na macie. Biały podkoszulek mojego brata ukazywał idealnie wyrobione mięśnie i twarde ciało. Był silny i mocny, ale to czasami za mało. Przywitałam się z Evanem całusem w policzek i uśmiechnęłam się zadziornie widząc jego niezadowoloną minę.
- Później – szepnęłam. Za pięć godzin, dodałam  myślach. O ile oczywiście mikstura naprawdę ma takie działanie.
Odwróciłam się do brata i posłałam mu wyzywające spojrzenie, biorąc miecz z podłogi.
- Małe starcie? – zapytałam.
Pokręcił głową.
- Nie chcę ci zrobić krzywdy.
- Nie zrobisz, Rockie. Po prostu chcę, byś ćwiczył z kimś oprócz Evana. Nie znasz mojej techniki, więc trudniej będzie ci ze mną walczyć. Twoje starcia z Evanem wyglądają jak taniec, zbyt dobrze się znacie. Zgoda, może i dorównuje ci siłą i umiejętnościami, ale zbyt dobrze się znacie – argumentowałam.
- Jesteś drobna, Ellie. Nie chce zrobić ci nic złego.
- Nie zrobisz – przewróciłam oczami.
Dalej był nieprzekonany, więc odrzuciłam miecz i podeszłam do stojaka. Musiałam wybrać coś mniej ostrego i niebezpiecznego. Wtedy zauważyłam dwie pałki oparte o bok jednej z maszyn do ćwiczeń. Półtora metrowe, wąskie na tyle, by je łatwo był trzymać w rekach i mocne, by nie złamały się pod wpływem pierwszego uderzenia. Idealne. Wzięłam je i wróciłam do brata, trzymając je przed sobą.
- Tym? – Rockie uniósł brwi.
- Chyba bałeś się, że mnie skaleczysz. Tym nie masz szans – wyszczerzyłam zęby i rzuciłam mu jedną z pałek.- Tu czy na zewnątrz?
- Na dworze. Więcej miejsca. Zejdziemy na plac – miał na myśli mała arenę bezpośrednio na dziedzińcu zamku. Często służyła do tego typu pojedynków.
- Musi być jakaś nagroda dla zwycięzcy – powiedział Evan, przyglądając nam się z diabelskim błyskiem w oku.
- Wymyślcie coś –rzuciłam i podeszłam do szafy z ochraniaczami. Nie żebym bała się bólu po prezencie Pascala, ale dla zasady wyjęłam ochronne rękawice na dłonie i jedne rzuciłam bratu. Założyłam stabilne, sznurowane buty za kostkę i stanęłam między nimi.- Wymyśleliście coś?
Roarke zmierzył mnie wzrokiem.
- Chcesz tak walczyć?
- Czy ja czepiam się twojego stroju? – pytam, choć ma trochę racji. W spodenkach i bokserce odsłaniałam zbyt wiele powierzchni do zadania ciosu, ale takie ubrania nie ograniczały mojej swobody ruchów.
- No dobra, to idziemy się bić? – Evan był chyba najbardziej zadowolony z tego pomysłu.- Zasady są takie – tłumaczył, kiedy schodziliśmy po schodach na dziedziniec.- Wygrany przeprowadza jeszcze jeden pojedynek, przegrany też. Jest nas troje, gramy do dwóch zwycięstw. Wtedy porozmawiamy o nagrodzie – jego uśmiech był zadowolony z siebie.
- Może chociaż naprowadź, żebym miał motywację – rzucił Roarke.
Roześmiałam się głośno.
- Pomyśl, że jestem twoim przeciwnikiem i od wygranej zależy twoje życie. Wystarczająca motywacja? – przekrzywiłam lekko głowę, uśmiechając się ironicznie.
- No dobra – powiedział i założył rękawice.- Do roboty, królowo.
Poszłam na swoją stronę areny, a Evan za mną. Założyłam rękawice i rozgrzałam się lekko, by mięśnie nie były napięte. Starannie przygotowywałam poszczególne partie ciała na ból, którego nie poczuję. Ich niewiedza była słodka. Ev rozmasował mi ramiona, a ja zmiękłam lekko.
- Nie dekoncentruj mnie -  zgromiłam go wzrokiem.
Uśmiechnął się.
- Nie zrobiłem tego celowo.
- Już cię tu nie ma. Poza linię liczyć punkty – wygoniłam go i zamknęłam oczy starając się skoncentrować. Było to cholernie trudne. Niewiedzieć czemu metody, które zwykle pomagały, teraz zawiodły. Zirytowało mnie to.
- Ellie, gotowa? – krzyknął Roarke.
- Sekunda!
No dalej, poganiałam się. Wałczyłam nie raz. Przebłysk koncentracji, moc w ciele i magia w sercu. Tylko jak to odkryć na nowo? Gdzie schowała się tamta umiejętność? Prychnęłam pod nosem, żłobiąc dołek w piasku końcówką kija.
Lee.
Co tam, tato? Próbuję się skupić.
Pomyśl o przyszłości.
Przyszłości?
Alternatywnej. Złej. Zawsze ci to pomagało.
Miał rację. Podziękowałam mu i przystąpiłam do działania. Sceny przwinęły się oczami, a moje serce rozgrzała wola walki. I o to chodzi.
Podeszłam pewnym krokiem na środek pola bitwy. Czułam moc, maiłam wrażenie, że zaraz zacznę strzelać iskrami z palców jak w tych filmach, które kiedyś tak lubiłam. Roarke wydawał się rozluźniony, z cwaniackim uśmiechem skrzyżował ze mną kij.
- Gotowy? – zapytałam.
- Tylko jeśli ty jesteś. Nie lubię bić dziewczyn bez powodu.
Roześmiałam się.
- Zobaczymy kto kogo będzie bił.
- Start! – krzyknął Evan, a my odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Do dzieła.

3 komentarze:

  1. to opowiadanie jest...więcej niż genialne. brak mi epitetów :c
    piękny wygląd bloga <3
    opowiadaniamoje29

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki :* cieszę się, że się podoba

    OdpowiedzUsuń