poniedziałek, 1 kwietnia 2013

"Locked out of haven" 11/3


Just the one, two I was just counting on that never happens



Po kolacji usiadłam obok brata na kanapie naprzeciwko kominka, starając się nie zauważać morderczych spojrzeń Leyli. Zapewne chciała mnie wyciągnąć jak najszybciej z kolacji, żeby mi zmyć głowę, ale jakimś dziwnym trafem byłam bardzo zaaprobowana rozmową z bratem i Evanem.
-Wszystko w porządku z moim ojcem?- szepnął mi do ucha w którymś momencie Evan.
Popatrzyłam mu w oczy i uśmiechnęłam się nieco ironicznie.
-Zobaczysz jutro. Na moje oko wszystko ok., po prostu musiałam go nieco unieszkodliwić, żeby zgodził się pójść spać.
Otworzył szeroko oczy, patrząc na mnie z ewidentnym niedowierzaniem.
-Co masz na myśli?
Zachichotałam.
-Stary, sprawdzony cios w samoobronie. Nic poważnego- wyszczerzyłam wszystkie zęby w uśmiechu.
-Ell, jak małe dziecko. Jest chociaż w jednym kawałku?
-Tak. John miał do odeskortować do pokoju i za…- ugryzłam się w język- zająć się nim- lepiej nie wspominać o zamykaniu go.
Skinął głową.
-Cieszę się, że dałaś sobie radę.
-Jestem dużą dziewczynką, Evan- zmarszczyłam brwi.- Niepotrzebnie się z Roarke martwicie.
-Myślę, że potrzebnie- powiedział Rockie, przysłuchując się rozmowie z zadziornym uśmiechem.- Nie zawsze dasz radę w pojedynkę, skrzacie. Poza tym, jesteś jakby nie było prawie-koronowaną głową. Musisz mieć obstawę.
Chwyciłam brata za rękę.
-Rockie, szkolenia. Proszę cię. Ostatnio prawie umarłam ze strachu. Nie rób mi tego więcej.
Znaleźliśmy złoty środek jeśli chodzi o tą część zadania. W Ignis zaczęto organizować małe turnieje na wzór średniowiecznych rycerskich. Choć moim zdaniem bardziej wygląda to jak walki gladiatorów na arenie. Jest to korzyść, bo Rockie może wypełniać swoje zadanie, a królestwo bogaci się na turystach. Byłam obecna podczas dwóch poprzednich i gdyby nie towarzystwo Evana, wybiegłabym na arenę pomóc bratu. To dość niedorzeczne, ale musiałam mu jakoś pomóc. Do dziś lekko utykał po już przeszło dwóch tygodniach od ostatniego starcia. A to dopiero dwa za nami. Wolałam nie myśleć, co będzie dalej.
-Nie zrobię, siostrzyczko. Nie pójdziesz na następny turniej. Bardziej się tym przejmujesz niż ja- powiedział kpiąco.
-Nie, nie ma takiej opcji. Będę tam czy tego chcesz czy nie. Nie mogę pozwolić, by coś ci się stało.
-Kiedy upadnę, chwycisz mój miecz i będziesz walczyć za mnie?- powiedział kpiąco.
 Prychnęłam, rozzłoszczona.
-Nie doceniacie mnie, obaj. Nie jestem malutką, kruchą istotką! Potrafię o siebie zadbać! Mało tego, o królestwo też!
-Hej, hej- Evan uniósł dłonie w geście poddania- rozumiemy. Jesteś silną kobietą, która umie o siebie zadbać.
Poklepałam chłopców po kolanach.
-Powtarzajcie to sobie przed snem, to może w końcu uwierzcie. Muszę iść, bo zaraz Leyla wypali mu dziurę w plecach. Myślę, że ma ochotę na pogawędkę- mrugnęłam do Evana i wstałam.- Evan, przyjdź później do gabinetu.
-O której później?- zapytał.
-O dowolnej porze. Będę siedzieć nad papierami, więc na pewno mnie tam zastaniesz- uśmiechnęłam się. Kiwnął twierdząco głową, a ja odeszłam w stronę zniecierpliwionej z lekka Leyli.
-Witaj- uśmiechnęłam się szeroko i ucałowałam jej policzki. Kobieta udała zaskoczenie, jednak w jej oczach pojawił się szelmowski błysk.
-Pani, jak miło cię widzieć w dobrym zdrowiu.
Skinęłam głową. Wystarczy tej farsy.
-Mogę cię prosić na chwilę rozmowy?
-Ależ oczywiście! Twoje życzenie…
-Tak, wiem- roześmiałam się głośno. Uznajmy, że w to uwierzyłam.- Więc chodźmy.
Wyszłam pierwsza, co chwila żegnając się i przepraszając za szybkie wyjście. Rozdawałam uśmiechy i pozdrowienia, a za drzwiami odetchnęłam z ulgą. Obiady powinni ograniczyć do samej rodziny. Usłyszałam za sobą dźwięczny śmiech Leyli.
-Masz dość?
-To był długi dzień- rzuciłam wymijająco.
-Jeszcze się nie skoczył- zauważyła rezolutnie.
-Tak, a ty jesteś jedną z osób, które nie pozwalają mi o tym zapomnieć- rzuciłam, ale delikatny uśmiech złagodził przyganę.
W bibliotece czekała już na nas Emma. Popatrzyłam pytająco na Leylę, a co ona wzruszyła ramionami.
-Umówiłyśmy się, że kiedy podchodzisz do jednej, druga już idzie do biblioteki.
Roześmiałam się.
-Aż tak zależało wam, żeby mnie dopaść?- zapytałam nieco zgryźliwie.
Uśmiechy na twarzach obu kobiet znikły jak płomień zdmuchniętej świeczki.
-Chyba wiesz dlaczego. Żadna z nas nie chce, byś skończyła jak Glenna- po twarzy elfki przemknął cień bólu.- Znałyśmy ją aż za dobrze- potarła skroń i usiadła na fotelu. Odruchowo zajęłam miejsce naprzeciw.- Glennę znałam tak długo jak Finn. Była odrobinę starsza, ale uwielbiałam ją. Była moją przyjaciółką. Wtedy jeszcze nie byłam zamężna.
Zmarszczyłam brwi. Wydawało mi się, że Julien jest starszy od Evana.
-Dopiero później okazało się, że noszę nieślubne dziecko. Jednak wolałam ze ślubem zaczekać do rozwiązania. Taki miałam kaprys. Glenn zazdrościła mi ciąży. Spędzała ze mną bardzo dużo czasu, rozmawiając o wszystkim. Stąd wiedziałam jaki był w stosunku do niej Finn- w jej głosie pojawiły się stalowe nuty.- Nie mogła wiecznie ukrywać siniaków. W tamtym okresie mieszkałam w zamku, a Conor w Gromadzie. Dopiero, kiedy mały się urodził postanowił się sprowadzić tu. Przez cały okres ciąży krążył miedzy dwoma domami.
-Glenna była cieniem kobiety, kiedy ją poznałam- usłyszałam łagodny głos Emmy spod okna. Prawie podskoczyłam na jego dźwięk, bo nie słyszałam jej wcześniej, tylko przelotnie w tłumie.- Obie z Leylą wiedziałyśmy, że coś nie gra.
-Bała się go, groził jej.
-A ona zazdrościła nam synów- rzuciła Emma zamyślona.- Alaric urodził się parę miesięcy po Julienie.
-I w końcu, kiedy ja trzymałam już na rękach swoje dziecko a Emm swoje, przyszła Glenna z uśmiechem na ustach- Leyla zacisnęła powieki, jakby odganiała straszny obraz.- Takiej szczęśliwej nie widziałam jej od dnia ślubu. Zakomunikowała nam, że będą z Finnem rodzicami. Że w końcu się udało.
-Nie wiedziała tylko, że to dopiero początek kłopotów- rzuciła Emma, zamyślona.
-Po tym, jak powiedziała Finnowi, przybiegła do mnie. Zapłakana i poobijana. Zapytała mnie, jak wiadomość o dziecku przyjął Conor. Powiedziałam, że był uradowany z pierworodnego. Wtedy zapytała, czy nie miał wątpliwości, że to jego syn. Nic takiego nie miało miejsca, a kiedy powiedziałam o tym Glenn, ta zalała się łzami. Okazało się, że ta bezduszna kreatura oskarżyła ją o zdradę. Moją słodką, niewinną Glenn! Dziewczyna była w nim zakochana do szaleństwa! Nawet nieudane pożycie małżeństwo tego nie zmieniło. Widziała w nim swojego księcia.
-Do końca jej nie uwierzył- rzuciła cicho Emma ze swojego kąta.
-Te pół roku było dla Glenny męczarnią. Starałam się jak mogłam, odciągać od niej brata, ale nie wiele to dało. Dalej pił, bił i miał ją za nic. Nie wierzył w jej niewinność. A Glenn była słanego zdrowia. Już w czwartym miesiącu zaczęły się kłopoty i musiała walczyć o utrzymanie ciąży- w oczach kobiety zalśniły łzy. Nadal bolała nad stratą przyjaciółki.
Wyciągnęłam rękę i uścisnęłam jej. Popatrzyła mi w oczy z wdzięcznością.
-Potem stała się tragedia. Glenna nie pojechała na badania kontrolne, bo była zbyt poobijana. Lekarz zadawał zbyt dużo pytań. Tamtego wieczora źle się czuła, co wywołało złość Finna. Glenn była znerwicowana, więc na każdy krzyk mojego brata reagowała drgawkami i migotaniem serca, jak się później okazało. Straciła przytomność. Karetka, szpital… Z trudem uratowali Evana- teraz już łzy toczyły się otwarcie po twarzach obu kobiet.- Zdążyła jeszcze zobaczyć swojego synka, o którego tak walczyła. Wyszeptała jego imię i umarła.
Wstałam i przytuliłam do siebie Leylę. Ponad jej ramieniem popatrzyłam na Emmę, która zaraz dołączyła do nas.
-Tak mi przykro- szepnęłam.
Kobiety dopiero po chwili odzyskały panowanie nad sobą. Widziałam, ile to je kosztuje i jak bardzo kochały Glennę.
-Po porodzie okazało się, że oskarżenia Finna były bezpodstawne. Synek od pierwszych chwil był jak skóra zdjęta z niego. Emma musiała wrócić do domu, a ja przez pierwszy rok zajmowałam się dwojgiem dzieci. Finn nawet nie chciał spojrzeć na syna. W którymś momencie jednak Conor tupnął nogą. Ze względu na Evana odkładałam ślub i nadal mieszkałam w zamku. Conor chciał wrócić do Gromady. Wiele go kosztowała ta rozłąka. Musiałam zostawić synka przyjaciółki i wyjechać.
-Nikt cię nie wini- poklepałam kobietę po plecach.- Evan został wychowany na świetnego faceta. Ma pełną świadomość winy ojca w śmierci matki. Choć jak widzę, nie wie wszystkiego.
-Nie mogłam mu powiedzieć. Znienawidziłby go.
-Nie wiele mu brakuje- mruknęłam.
-Reasumując- Emma chwyciła mnie za rękę.- Musisz się wyprowadzić

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz