wtorek, 9 kwietnia 2013

"Locked out of haven" 14/1

Say what you mean, tell me I'm right


Uniosłam głowę i wlepiłam wzrok w  Alarica stojącego w drzwiach.
- Cholera – warknęłam. – Troy, śledzisz mnie?!
- Chciałbyś -  uśmiechnął się i wszedł jak do siebie. – Przyszedłem zobaczyć jak się trzymasz. Dostałaś niezły łomot.
- Muszę przypominać, kto wygrał? – zapytałam i przeniosłam się ciężko na łóżko. Dziękowałam w duchu mojej babce za moc amuletu. Dzięki temu nie czułam bólu tylko lekką ociężałość. Było do zniesienia. Odpadłam na poduszki czując wielką ulgę.
- Tak, ale ty, primo, jesteś dziewczyną, secundo, byłaś się z nami dwoma, tres, byłaś posiniaczona, zakrwawiona i wkurzona schodząc z pola bitwy.
- Wszystko ok., jak widać.
- Eksperymentujesz z medycyna przodków? – uniósł ironicznie brew.
- Spadaj – mruknęłam. Uniosłam się na łokciach. – Mogę coś dla ciebie zrobić? Jeśli nie to wybacz, ale chciałabym wziąć prysznic.
Roześmiał się głośno i zmierzył mnie spojrzeniem swoich czekoladowo-złotych oczu.
- Gdzie nauczyłaś się tak walczyć?
- Bran nalegał, żebym chodziła na boks i wschodnie sztuki walki. Nie powiem, przydały się.
Pokręcił głową, jakby zrezygnowany.
- To dlaczego Finn nie dostał rano porządnego lania?
Wzruszyłam ramionami.
- Tak jak mówiłam, byłam zbyt zdezorientowana.
- A tak naprawdę?
Zacisnęłam usta w wąską linijkę.
- Finn może zażądać unieważnienia małżeństwa. Może rościć sobie to prawo do trzech miesięcy po ślubie.
- Minęło ponad dwa.
Skinęłam głową.
- Jest przebiegły. Jeśli nie będę nosić w sobie dziecka może ogłosić, że nie doszło do przypieczętowania związku. Poza tym jest dość niebezpiecznym wrogiem – potarłam skroń. – Przynajmniej na razie wolę za bardzo nie wchodzić mu w drogę.
- Zaczynasz zachowywać się jak Glenna.
- Nawet jej nie znałeś – rzuciłam ironicznie.
Westchnął.
- Moja matka ją uwielbiała. Znam tą historię od podszewki. Poza tym jestem w stanie przejmować wspomnienia innych ludzi.
Zdziwiona, otworzyłam szerzej oczy.
- Co?!
- Tylko tych naprawdę mi bliskich. Matka najwyraźniej chciała bym je miał, bo jest we mnie zakorzenione. To nauczyło mnie nienawiści do Finna.
- Przecież twoja matka nie była tu cały czas. To Leyla mieszkała w zamku.
- Nie tylko. Emma przyjechała tu na prośbę Leyli i starały się jakoś przemówić jej do rozsądku. Finn był pieprzonym tyranem, ale mimo to Glenna go kochała. Wiele razy wracała posiniaczona, ale zawsze miała wytłumaczenie. Nie chciała go martwić, wchodzić mu w drogę, denerwować. Kiedy był zmęczony, należało to tłumaczyć jako napity. Kiedy Glenna miała migrenę, zwykle miała siniaki i wstydziła się wyjść z pokoju.
Westchnęłam.
- I znów rozmowa zeszła na mojego męża. Nie ma przyjemniejszych tematów na świecie?
- Eileen, wszyscy próbują ci uświadomić, że zrobiłaś błąd.
Zerwałam się z miejsca, zaciskając pieści.
- A gdyby to TWÓJ ojciec był uwieziony w czyimś ciele?! Gdyby to od CIEBIE zależało, czy kiedykolwiek stanie na własne nogi i wypowie zdanie własnym głosem?! Jestem tylko zwykłym, słabym człowiekiem,  przez większość życia nie wiedziałam, że Bran jest moim ojcem, ale wierz mi: zrobię co w mojej mocy by go uwolnić!
Ciskałam gromy, patrząc na niego z góry.
- Widzę, że nie tylko zewnętrznie jesteś podobna do Leyli. Masz tego samego ducha i charakter – mruknął i wstał. – Nie przekonam cię.
- Szkoda twojego czasu.
Skinął głową i popatrzył przed siebie z wyrazem konsternacji.
- Coś mi nie pasuje – mruknął.
- W czym? – zapytałam, zbita z tropu.
- W tobie. Od początku. Masz niecodzienną aurę,  Julien mówi, że twój zapach nie da się porównać do niczego, a na dodatek ożywiłaś dwa martwe kamienie. Czym jesteś? – nachylił się i spojrzał mi uważnie w oczy.
- Człowiekiem.
Pokręcił głową.
- Nie, Eileen. Julien wyczułby człowieka, półelfa, elfa, dragona, zmiennokształtnego… Jednak nie jesteś żadną z nich.
- Jestem aniołem, który spadł z nieba, potłukł się i zdrowo przy tym wkurzył. Pasuje? – błysnęłam zębami w bezczelnym uśmiechu.
Roześmiał się.
- Masz tupet.
Przewróciłam oczami i teatralnym gestem wskazałam na stół.
- To jest stół. Podłoga – wskazałam pod nogi. – Eileen, Julien – pokazałam najpierw na siebie, potem na niego. – Masz zamiar dokonać tu jeszcze jakichś przełomowych odkryć? – roześmiał się głośno. – Muszę się jakoś bronić przed debilami. Dobra, a teraz wynocha.
- Masz godzinę.
- Do czego? – popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Do obiadu.
- Uch, nie mogłeś mi przypomnieć wcześniej?! – jęknęłam.
- Chciałem zobaczyć jak reagujesz w ekstremalnych sytuacjach – powiedział z szerokim uśmiechem i uchylił się od poduszki, którą w niego rzuciłam.
- Debil – powiedziałam, ale z uśmiechem.
- Do usług – skłonił się, posłał mi szelmowski uśmiech i wyszedł.
Co za tupet…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz