You can't trust a cold blooded man
Evan rozsiadł się na fotelu ze szklanką bursztynowego płynu.
Zupełnie jak ojciec. Skrzywiłam się na tę myśl, a chłopak, widząc moją minę,
odstawił szklankę na bok i splótł ręce na piersi. Kątem oka zauważyłam, że
chłopcy usiedli na kanapie, ja jednak stałam cały czas naprzeciw Evana.
-Moja matka umarła bardzo młodo. Ona i Finn byli raptem trzy lata
po ślubie. Nie pamiętam jej dobrze- zaczął.- Ona pochodziła z Dublina, znała
się bardzo dobrze z Liv, twoją matką. Mieszkały niedaleko siebie, czy jakoś
tak. Z tego, co słyszałem, ojciec poznał ją podczas jednej z podróży do miasta
i jakoś tak pokochali się- wzruszył ramionami.- Podobno istnieje miłość od
pierwszego wejrzenia- mrugnął do mnie.- Po jakimś czasie postanowili się
pobrać. Żeby było śmiesznie, nie z powodu wpadki. Tak naprawdę nikt nie
wiedział, czy matka kiedykolwiek zajdzie w ciążę.
Przełknął głośno ślinę i odwrócił wzrok.
-Mój ojciec jest… Gwałtowny. Teraz, po stracie matki jest troszkę
bardziej opanowany, ale nie zawsze taki był. Chciał potomka, a mama była chora.
Miała jakąś niewydolność serca czy coś. I wtedy niespodziewanie okazało się, że
jednak jest w ciąży. Ponad dwa lata po ślubie. Finn popadł w paranoję, uważał,
że matka go zdradziła. Gnębił ją przez długie siedem miesięcy. Nagle pojawiły
się komplikacje, zapadła w śpiączkę. Przeprowadzono cesarskie cięcie, a kilka
dni później ona umarła.
Zaczerpnął głośno powietrza.
-Glenna miała 26 lat. Była młoda, a tą niewydolność wykryto w
ciąży. Była podenerwowana, nieobecna, chowała się często przed ludźmi. Później
znaleźli rany na jej ciele. Z wesołej, żywej młodej kobiety stała się cieniem
samej siebie- potarł czoło.- Ciąża była zbyt dużym obciążeniem dla jej
organizmu, ale mimo to postanowiła mnie donosić.
Podeszłam do niego, kucnęłam obok i złapałam go za rękę. Popatrzył
na mnie smutno i kontynuował.
-Wychowali mnie po części rodzice Glenny, więc nie zapomniałem.
Pascal i Amelia dużo mi o niej opowiadali, a kiedy dorosłem dowiedziałem się
całej prawdy. Twoja matka znała ją przelotnie, wiec coś tam wie. Jednak
większość ludzi miało w tamtym okresie mojego ojca za zrozpaczonego wdowca z
małym dzieckiem. Był przedmiotem współczucia, na które nie zasługiwał. Wiele
razy podniósł na moją matkę rękę, nawet kiedy była w ciąży. Chyba już teraz
rozumiesz zachowanie Emmy i Leyli? Chcą dla ciebie jak najlepiej, a mając
przykład Glenny wolą nie ryzykować. Jesteś dobrym materiałem na królową, a ten
człowiek potrafi każdego zniszczyć.
-Nic mnie z nim nie wiąże.
-Przysięga, Ell. Jest wiążąca dopóki któreś z was nie zerwie jej.
Ty nie możesz przez rok, a on nie zrobi tego z wygodnictwa. Dlatego proszę cię,
uważaj na siebie. Widziałem dziś jego spojrzenie. Na moje oko masz kłopoty.
Prychnęłam, zła i wstałam.
-Pozwól, że o moje kłopoty sama się będę martwić. Przykro mi z
powodu twojej matki, ale jestem silna i nie dam mu się zniszczyć. Zbyt
wiele od tego zależy.
-Ellie, nie mów hop…- powiedział Rockie z kanapy.
-Spokojna twoja rozczochrana- rzuciłam szybko.
Byłam rozdygotana wewnętrznie. Schowałam ręce między fałdami
spódnicy, by nie zauważyli ich drżenia. Boże, wyszłam ze potwora. Miałam ochotę
usiąść i zapłakać, jednak ktoś musi być w tym wszystkim silny.
-Ok., więc teraz spokojnie. Evan, udajmy, ze wszystko gra. Trzeba
zachować zimną twarz podczas kolacji. Finn nie może się domyślić, ze wiem.
Zauważyłam, ze dla większości mieszkańców Glenna to temat tabu- potarłam
skroń.- Nie można niepotrzebnie niepokoić mojego męża. I tak jest zły. Po
kolacji muszę porozmawiać z Leylą i Emmą. Jeśli zaczną kombinować może to się
źle skończyć- spojrzałam na zegarek. Zostało dziesięć minut do kolacji.- Nie
wiem, jak wy, ale ja już bym zeszła. Pewnie połowa i tak już czeka w salonie.
Jednak zanim wyszłam, usłyszałam głos Evana.
-Poczekacie przed drzwiami? Muszę zamienić słówko z Ell.
Chłopcy wyszli, zamykając za sobą cicho drzwi. Odwróciłam się i
spojrzałam Evanowi w oczy.
-O co chodzi?- zapytałam.
-Uważaj na niego, Ell. To nie przelewki. Nie chcę stracić kolejnej
ważnej kobiety w moim życiu przez tego dupka.
Pogładziłam go delikatnie po policzku.
-Nie stracisz. Nie zapominaj, jestem silna. I właśnie dlatego dam
radę. Pamiętasz? Razem- złączyłam nasze dłonie.- Dam radę, bo będziesz blisko.
Pod twoim uważnym spojrzeniem nic mi się nie może stać. Kocham cię, głupolu-
szepnęłam i pocałowałam go lekko w usta.- To najważniejsza rzecz, którą
powinieneś pamiętać i dla pewności powtarzać przed snem- uśmiechnęłam się i
przekrzywiłam lekko głowę w bok.
-Ach, ty mój skrzacie- uwolnił dłonie i objął mnie ciasno w
talii.- Skąd bierzesz tyle siły?
Ty głupia, ckliwa istotko!, zbeształam się w myślach, ale uniosłam
dłoń i położyłam ją na jego sercu.
-Stąd.
Uśmiechnął się i pocałował mnie ponownie, tym razem odrobinę
mocniej. Wtedy drzwi się uchyliły i pojawiła się głowa Rockiego.
-Nie chcę wam przerywać, zakochańce, ale naprawdę powinniśmy już
zejść- rzucił mi miażdżące spojrzenie, które przypomniało mi o powinnościach.
Wyplątałam się z ramion Evana i wyszłam z biblioteki.
Za progiem czekali Alaric i Julien. Ten pierwszy rzucił mi
pytające spojrzenie ze znaczącym uśmiechem. Natomiast młody Brain wydawał się
być obojętny na wszystko i wszystkich. Jakby nie funkcjonował, po prostu
egzystował. Pojawienie się Evana i Roarke, którzy najwidoczniej zamienili ze
sobą pare słów, przerwało moje zawiłe rozmyślania i ruszyliśmy do jadalni.
Jak zwykle wszystko idealne od a do z. Pani Japlin zadbała o
świeże kwiaty i odpowiedni nastrój. Chyba, bo jak dla mnie było tłoczno, mdło,
a zapach bzu unoszący się w powietrzu wywołał u mnie odruch wymiotny. Mimo to
byłam ogromnie wdzięczna za trud. Właśnie zaczęło się w pełni lato i było
gorąco, a ostatnie promienie zachodzącego słońca paliły przez cienkie zasłony.
Przy moim wejściu wszyscy wstali.
-Och, moja żona- rozległ się nieco bełkotliwy głos.- Powiększyłaś
straż przyboczną?
Westchnęłam głośno, a Finn wyszedł przed zebranych. Był ewidentnie
napruty jak szpak. Pięknie, brawo. Pomodliłam się w myślach o jakąś łaskę.
-Nic mi nie odpowiesz, mała dziwko- rzucił cicho i złapał mnie za
nadgarstek. Mimowolnie jęknęłam.
-Zostaw ją, Montgomery- warknął Roarke, stając przede mną.
-Spokojnie- szepnęłam, drugą ręką odsuwając go nieco.
-Myślisz, Morgan, że jesteś taki ważny? To moja cholerna żona i ma
w stosunku do mnie jakieś obowiązki- mówił Finn swym pijackim tonem.
Goście patrzyli na to wszystko zaciekawieni. Cholera, cholera,
cholera!
-Może wyjdziemy na korytarz i tam o tym porozmawiamy?- zapytałam
słodko.
-Jasne- uśmiechnął się sprośnie i pociągnął mnie w stronę drzwi.
-Zaraz wrócę- szepnęłam do Roarke.- Uspokój Evana, nic mi nie
będzie.
Kiwnął głową, ale wydawał się być zaniepokojony. Pozwoliłam się
wyprowadzić z jadalni i dopiero tam wyrwałam dłoń z uścisku.
-Co ty sobie wyobrażasz, do cholery- warknęłam.
-Oj, Eileen, nie zgrywaj niedostępnej- powiedział i przycisnął
mnie do ściany.
Zareagowałam odruchowo. Wbiłam mu kolano w krocze, posyłając go na
podłogę. Ten uderzył po drodze głową o szafkę, rozwalając policzek.
Westchnęłam. Jak małe dziecko.
Wróciłam do biblioteki. W drzwiach czekał John.
-Zabierz Finna do niego. Opatrz i połóż do łóżka. Wychodząc
zamknij drzwi od zewnątrz na klucz.
Mężczyzna bez zbędnych pytań skinął głową i poszedł na korytarz.
Wróciła do gości, uśmiechając się i witając. Udawałam, że nie widzę pytającego
spojrzenia. A co was to obchodzi?
-Co jest?- szepnął mi do ucha z tyłu Rockie.
-Poszedł spać.
-Tak po prostu?- odwrócił mnie twarzą do siebie.
-Tak, uznałam, że pogadamy jutro- wzruszyłam ramionami.
Podrapał się po miedzianej czuprynie.
-Wszystko gra?
-Poza siniakiem- uniosłam nadgarstek ukazując ferie barw na nim.-
Chodź do stołu- pociągnęłam go za rękę w stronę stołu.- Głodna
jestem.
Roześmiał się i poszliśmy jeść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz