poniedziałek, 15 kwietnia 2013

"Locked out of haven" 14/4

yes, I want a crazy one!



Jakiś czas później siedzieliśmy na moim łóżku. On w poprzek, a ja wzdłuż, oparta głową na jego udach. Śmialiśmy się z jakiejś bzdury, kompletnie nie przejmując się niczym. Taka mała bańka naszych myśli i uczuć. Cieszyłam się każdym momentem jego uwagi, patrząc w lazurowe oczy czułam się na swoim miejscu.
I akurat wtedy wpadła moja mama!
Muszę przyznać, że zatkało mnie i z wrażenia aż usiadłam. Liv wystrojona była w małą czarną i śliwkową kurtkę. Jasne włosy spływały jej falami na ramiona, a piwne oczy błyszczały podnieceniem. 
Taką ją poznałem. Chyba już rozumiesz dlaczego tak długo sam siebie oszukiwałem.
Nie znałam jej od tej strony. Ogólnie wydaje się być inna.
- Mamo, wybierasz się gdzieś? – zapytałam delikatnie.
- Umówiłam się ze znajomym. Nie widzieliśmy się szmat czasu! Jak wyglądam? – wykonała bezbłędny obrót wokół własnej osi, nie chwiejąc się przy tym. Łamaga we mnie pozazdrościła jej tego.
- Wyglądasz pięknie, przecież wiesz. Dopraszasz się komplementów? – uniosłam brew.
Przewróciła oczami i roześmiała się dźwięcznie. 
- Nie, wydaje ci się. Macie być grzeczni. Nie wiem, o której wrócę. Evanie, przygotowałam ci pokój gościnny – popatrzyła na mnie jednoznacznie. Zrozumiałam przekaz: zero seksu małolatów pod tym dachem.
Popatrzyłam na nią wyzywająco. Jasne…
- Jeszcze nie idziemy spać. Mamy ciekawsze zajecie. Gdzie James? – zapytałam, uroczo się przy tym uśmiechając. 
Zagryzła nerwowo pełną, karminową wargę.
- Został z matką. Zoe nie czuje się najlepiej.
Jej podenerwowanie było tak widoczne, ze miałam ochotę się śmiać. Jednak kierując się miłością córki, postanowiłam poczekać z tą rozmową do jutra. 
- Baw się dobrze – rzuciłam i znów położyłam się na poduszce ud Evana.
- Tak, jasne – usłyszałam i zaraz rozległ się trzask drzwi wyjściowych. 
Uśmiechnęłam się przebiegle i zerwałam się na nogi. 
- Dlaczego mam wrażenie, że coś knujesz? – zapytał, splatając ramiona na piersi.
Rzuciłam mu jednoznaczne spojrzenie.
- Zbyt dobrze mnie znasz. Idź pod prysznic, a ja zrobię kolację. 
Zmarszczył brwi.
- I tym oto sposobem sprawiłaś, że poczułem się głodnym brudasem.
Roześmiałam się.
- Nie koniecznie to miałam na myśli, ale dobrze. Idź, będę w kuchni – obróciłam się na pięcie i wyszłam z pokoju. 
Lodówka była pełna. Zmarszczyłam czoło. Dziwne, bo u nas zwykle zapomina się o tak prozaicznych czynnościach jak zakupy. Coś ewidentnie nie grało. Nieobecność Jamesa, wyjście matki, jej wypieki i pełna lodówka. Cholera, czyżby zamierzała wymienić Jamesa na nowszy model?!
Spokojnie. To jeszcze nic nie znaczy.
Wiem. Ale to mi podpowiada kobieca intuicja. A pamiętaj, że ona się nie myli.
Podobno.
Ej! To nie było miłe!
Wyjęłam składniki potrzebne na prostą zapiekankę. Szybkie, ciepłe i smaczne danie. O ile się oczywiście uda. Włączyłam muzykę taneczną i ze słuchawkami w uszach zaczęłam przygotowywać potrawę.

Kilka minut później prawie zeszłam na zawał, kiedy zobaczyłam Evana w drzwiach. Po pierwsze, nie spodziewałam się go tam. Po drugie był tylko w ręczniku. Powtórka z rozrywki?
Podszedł parę kroków bliżej, a ja wyciągnęłam przed siebie rękę.
- Nie zbliżaj się. Jestem uzbrojona – pomachałam tasakiem do warzyw.
Roześmiał się.
- Rzeczywiście. Straszny – ironizował. Podszedł i jednym zręcznym ruchem wytrącił mi go z dłoni. Objął mnie ciasno ramionami w talii i pocałował słodko w policzek. – Kto teraz jest górą?
Westchnęłam, wtulając się w niego. Dopasowywałam się odruchowo, niemal podświadomie.
- Ten, co zawsze. Nikogo nie zaskoczyłeś – nagle do głowy wpadł mi pomysł. – Chodźmy potańczyć.
Rzucił mi spojrzenie typu: „Z którego psychiatryka uciekłaś?”
 - Oj przestań – pacnęłam do w ramie. – Nakarmię cię, a później pójdźmy na miasto. Proszę! Masz pojęcie,  jak dawno byłam na zabawie?! Potrzebuje tego. Nie daj się dłużej prosić. Potańczymy, wypijemy dwa drinki… - kusiłam. – Będziesz miał pretekst, żeby mnie obłapiać – rzuciłam z uśmiechem.
Roześmiał się głośno.
- Nie potrzebuję go.
- Oficjalnie, owszem, potrzebujesz. Gdybyś zapomniał – machnęłam mu przed nosem obrączką.
Westchnął głośno.
- Dlaczego nie umiem ci niczego odmówić?
Splotłam mu ramiona na karku i pocałowałam miękko w usta.
- Z tego samego powodu co ja.
Zrobiło się słodko. Bardzo. I w tym momencie Evan klepnął mnie w pośladki, mówiąc.
- Do garów, kobieto. Głody jestem!
Roześmiałam się i wróciłam do porzuconej zapiekanki. 


1 komentarz:

  1. możesz sobie tylko wyobrazić mojego banana na twarzy i śmiech,gdy Evan krzyknął "do garów" xD
    powalasz <3

    OdpowiedzUsuń