poniedziałek, 8 kwietnia 2013

"Locked out of haven" 13/3

Running in circles, coming up tails heads on a science apart



Pascal widząc mnie zaklął dość głośno i dosadnie.
- Coś ty zrobiła?! – zapytał i zrobił miejsce na krótkiej kanapie, bym usiadła. Pokręciłam głową.
- Jestem zakrwawiona, nie chcę zniszczyć obicia.
- Co ci strzeliło do twojej pustej główki?! Wyglądasz jak przepuszczona przez jarzynówkę.
- Dobrze, że naradzie tak się nie czuję. Biłam się z Roarke i Alarickiem.
- Jednocześnie?!
- Nie! – roześmiałam się i potarłam policzek wierzchem dłoni.- Nie planowałam tego, to znaczy bójki z Alarickiem, ale rzucił mi rękawicę. Z Roarke ćwiczyłam. Biliśmy się kijami.
Pascal znów rzucił jakimś mało wytrawnym epitetem.
- Nie połamał cię?
- Nawet jeśli, to jeszcze nic nie czuję – oparłam się ciężko o parapet, wyglądając za okno.
- Po co to wszystko? – zapytał cicho.- Dawno nikt ci nie przyłożył? Tak stęskniłaś się za pięścią od porannej utarczki z Finnem.
Warknęłam cicho i odwróciłam się do niego.
- Nie o to chodzi. Znam podstawy i jestem szybka. Postanowiłam wykorzystać działanie mikstury i pokazać Roarke jak bardzo jest jeszcze daleki od perfekcji. Jego  ćwiczenia z Evanem mało mu dawały, obaj znają się na wylot. To naprawdę nienajlepszy partner do ćwiczeń przed turniejem – potarłam skroń.- Rockie przyzwyczai się do przewidywalności przeciwnika i przestanie wkładać serce w walkę. Musi się starać, bo inaczej nie wygra.
- Rozumiem cię, Eileen i twoje lęki, ale czy nie było innego sposobu?
Przewróciłam oczami.
- Nie poczułam żadnego uderzenia.
- Ale zaraz poczujesz.
- Co masz na myśli? – popatrzyłam na niego badawczo.
Wydął lekko usta i powiedział:
- Nie możesz przyjąć żadnej mikstury przez dwanaście godzin po wypiciu tej żółtej.
Zaklęłam pod nosem.
- Nie mogłeś powiedzieć wcześniej?!
- Skąd mogłem wiedzieć, że wpadnie ci do głowy taki genialny pomysł?! – zaczął krążyć nerwowo po pokoju.- Zachowałaś się jak gówniarz.
- Ale odniosłam pożądany skutek. Od jutra postaram się, by Rockie miał różnorodnych przeciwników – lekko wygięłam się do tyłu, a kości strzeliły mi głośno. Jęknęłam i rozmasowałam szyję.
- Wydaje mi się, że powinienem mieć schowaną gdzieś morfinę. Używam jej eksperymentalnie. Jest bazą niektórych mikstur.
Pokręciłam głową.
- Nie wiem czy wiesz, ale morfina silnie uzależnia. Poradzę sobie, naprawdę. Ciepła kąpiel, masaż i opatrzenie ran, jakiś obiad i będę jak nowa. Za ile przestanie działać?
Spojrzał na zegarek  kącie.
- Daje ci maksimum dwadzieścia minut, Eileen. Wydaje mi się, że spaliłaś ją w dwukrotnie szybszym tempie poprzez wysiłek fizyczny.
Skinęłam głową, lekko zrezygnowana.
- No cóż, za głupotę się płaci. Idę. Jak coś to wiesz gdzie mnie szukać. Królikiem doświadczalnym też mogę być – puściłam mu perskie oko i wyszłam.
Dopiero za drzwiami poczułam coś na kształt strachu. W głębi ducha sądziłam, że wypiję jakąś miksturę i czary mary, po problemie.
Mogę ci pomóc. A raczej ty możesz sobie pomóc.
Jak?
Pamiętasz szmaragd?
Ten, który powinnam nosić na szyi i pod żadnym pozorem nie zdejmować? Jasne, leży w torbie.
Ma w sobie wiele mocy. Moja matka była potężną czarownicą i część swojego daru umieściła w tym kamieniu. Jeśli umiejętnie go wykorzystasz, uda ci się rzucić zaklęcie.
Boże, gdzie ja żyję. W normalnym świecie dostałabym leki przeciwbólowe i po kłopocie.
Weszłam do pokoju i wywaliłam zawartość walizki na łóżko.
Lee, to jest normalny świat. I tak szczerze mówiąc, zaklęcia są lepsze dla zdrowia. Nie trujesz organizmu.
Roześmiałam się i natrafiłam na dwa kamienie splątane ze sobą łańcuchami. Wyglądało to, jakby się stopiły.
O kurczę. Pierwszy raz coś takiego widzę…
Ja też. Próbuj odplątać szmaragd.
Siłowałam się, ale ogniwa łańcuchów zdawały się być zespawane.
No to kicha. Pomęczę się.
Niekoniecznie. Myślę, że ametyst też ma moc. Tylko musisz wiedzieć jaką.
Warknęłam pod nosem.
Jedyne czego potrzebuję, to skuteczny czar. Mimo wszystko nie mam ochoty na skutki mojej bezmyślności.
Chciałaś dobrze.
Tato, spójrzmy prawdzie w oczy. Chciałam im skopać dupy, bo byłam nabuzowana po starciu z Finnem. I nie ma tu szlachetności.
Dałaś im do myślenia.
Przez przypadek.
Jasne, uznajmy, że masz rację. Co mam robić?
Ściskałam w dłoniach oba kamienie. Nagle fala ciepła ożywiła moje ciało i wywołała mrowienie w opuszkach palców. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Mam nadzieje, że nie ma żadnych rymowanych zaklęć i tańców nago w świetle księżyca.
Nie, Lee. Moja matka była staromodna, ale nie do tego stopnia. Skup się na obrazie samej siebie. Twoje ciało piękne i bez żadnych szram i siniaków. No dalej!
Zamknęłam oczy i posłusznie przywołałam dany obraz. To nie było trudne.
Co dalej?
Pomyśl o emocjach. Jesteś szczęśliwa, kochana i… unosisz się na swojej różowej chmurce.
Pomyślałam o Evanie i mimowolnie się uśmiechnęłam. Kamienie w moich dłoniach zawibrowały i rozświetliły się.
A teraz postaraj się urzeczywistnić swoje uczucia. Jesteś ty i twój dobry humor, miłość i zdrowie. Zobacz, poczuj, usłysz i… urzeczywistnij!
Fala bólu przetoczyła się przez moje ciało, wyciskając mi z płuc całe powietrze. Upadłam na kolana, a z oczu pociekły mi łzy. Nawet przy zamkniętych powiekach widziałam łunę kamieni, rażącą i drażniącą. Miałam ochotę zapłakać. Coś było nie tak. Ból smagał biczami moje ciało i umysł. Zwijałam się na podłodze.
Co się dzieje?!
Nie wiem! Tego nie powinno być! puść kamienie.
Nie mogę.
Dlaczego?
Złapał mnie skurcz, nie mogę rozluźnić mięśni.
Jęknęłam i skuliłam się na dywanie.
Nigdy więcej zaklęć!
Nagle wszystko zniknęło. Ból był tylko mglistym wspomnieniem pulsującym wewnątrz ciała. Odetchnęłam i usiadła. Rozległy się ciche brawa. Nie musiałam się odwracać by wiedzieć, kto tam stoi. 

7 komentarzy:

  1. opowiadanie genialne, ale czy jest jakakolwiek możliwość zmienienia czcionki ? strasznie źle się czyta. z góry dziękuję :*

    OdpowiedzUsuń
  2. "jednocześnie?!" haha,kocham Pascala,uwielbiam jego postać *-*
    opowiadaniamoje29

    OdpowiedzUsuń
  3. o rany...widzę, że nie tylko mnie czcionka przeraża...@__@

    OdpowiedzUsuń