sobota, 6 kwietnia 2013

"Locked out of haven" 12/3

I'm into you 



Chłopak zaniósł mnie do salonu ojca i położył na kanapie. Odsunął się i rzucił krótkie:
- Mówiłem ci.
Złość zakotłowała się we mnie. Zerwałam się z miejsca.
- Tak teraz jeszcze powiedz mi, że to moja wina.
- Bo jest twoje – obojętnie patrzył przez okno.- Gdybyś mnie posłuchała i była ostrożniejsza nigdy by nie puściły mu nerwy.
- Wynoś się! – krzyknęłam.- Zejdź mi z oczu!
Roześmiał się ironicznie i rzucił mi zimne spojrzenie. Cały ogień i żar wyparował. Znów był zimny i obojętny.
-  Ależ oczywiście, pani. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem – skłonił się i wyszedł.
Opadłam na kanapę i ukryłam twarz w dłoniach. Nie mogłam tam zostać, to pierwsze miejsce, gdzie Finn by mnie szukał. Zebrałam się i wyszłam na korytarz. Czysto. Czułam się jak zbrodniarz, oglądając co rusz przez ramie i sprawdzając, czy mnie nie śledzi. W końcu dotarłam do wieży Pascala. Zastukałam trzy razy.
- Wejdź, Eileen – usłyszałam jego niski, spokojny głos.
Nie zdziwił mnie fakt, że wiedział kto puka. Z resztą, jestem jedną z nielicznych osób, które tu wpuszcza. Weszłam i spojrzałam na niego. Czarne włosy były coraz gęściej przetkane siwizną, a w zielonych oczach brakowało blasku. Był lekki przygarbiony, pod oczami miał ciemne kręgi i bruzdy wokół ust.
- Co się dzieje? – zapytałam cicho.
Drgnął i przesunął po mnie uważnym wzrokiem.
- Chyba powinienem zapytać cię o to samo.
- Ale tak się nieszczęśliwie składa, że zapytałam pierwsza – warknęłam.- Co się dzieje? – powtórzyłam dobitnie.
Odwrócił się i przeczesał palcami ciemne pukle. Sztywność ramion nadawała całej sylwetce niecodzienny wygląd. Zachodziłam głowę co tak wkurzyło Pascala.
- Była tu Leyla. Zażądała wyjaśnień – powiedział cicho.
Zacisnęłam pięści, próbując nie dać się porwać tsunami emocji, które szalały we mnie.
- Przepraszam, nie powinna przychodzić.
- Zażądała zwolnienia cię z powinności i odesłania do domu. Żadne racjonalne argumenty na nią nie działały – westchnął. Widać było, ile kosztowała go ta rozmowa.- Leyla zawsze była utalentowaną czarownicą.
Uniosłam brew.
- Co to ma do rzeczy?
Cisza, cisza, jeszcze dłuższa cisza. W końcu poczułam, jak mała żarówka zapala się w mojej głowie.
- Nie mów, że cię przekonała! Pascal! – wykrzyknęłam z oburzeniem.- Nie mogłeś mi tego zrobić!
Odwrócił się i spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
- Robię to dla ciebie, Eileen.
- Gówno prawda. Dla mnie robisz mikstury, a nie pozwalasz by Bran utknął na zawsze w mojej głowie! Przecież… Jeśli nie ja, to kto?
Zacisnął usta. Nie potrzebowałam odpowiedzi. Jeśli nie ja i Roarke, to nikt inny.
Zaklęłam i opadłam na stołek. Przyłożyłam opuchnięty policzek do zimnego blatu. Fala ulgi zalała moje ciało. Usta miałam nabrzmiałe, a prawa część twarzy cały czas pulsowała po uderzeniu. Wzięłam pare oddechów by jakoś się uspokoić i zaczęłam cicho:
- Emma i Leyla mają bzika na tym punkcie. Chcą mnie koniecznie wyrwać z tego małżeństwa. Myślę, że próbują odkupić swoje wyimaginowane winy w stosunku do Glenny, której nie zdołały pomóc. Nie znaczy to, że się poddam. Jestem silna, Pascalu i nie dam o sobie decydować – uniosłam głowę i napotkałam jego spojrzenie.- Nikomu.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Zawsze wiedziałem, że masz w sobie ducha. Co zamierzasz zrobić?
 - Poza wykastrowaniem mojego męża? – zapytałam słodko, na co czarownik się roześmiał.- Zjem coś i wracam do pracy. Trochę się w tym gubię – przyznałam.- Nie łatwo mi podejmować te wszystkie decyzje samej.
- Mówiłem ci, że możesz przyjść do mnie z każdą sprawą. Myślę, że to jeden z takich momentów – podszedł do dużej szafy narożnej  i otworzył ją.
Moim oczom ukazały się tuziny różnokolorowych substancji zamkniętych  fiolkach. Wziął trzy i usiadł naprzeciwko mnie, stawiając je na środku blatu.
- Wypij.
Spojrzałam na nie sceptycznie. Rubinowa w podłużnej fiolce, kobaltowa w okrągłej, a topazowa w małej zlewce.
- Po co?
- Pierwsza leczy rany, druga uśmierza ból. Trzecia…
- Trzecia?
- Mały eksperyment  - uśmiechnął się.- Alę myślę, że skuteczny. Jest jako ochrona. Mentalna i fizyczna, bo działa jako bariera, nie dochodzą do mózgu bodźce czuciowe. Jesteś po prostu wyłączona.
Ważyłam zlewkę w dłoni.
- Na długo?
Wzruszył ramionami.
- Przewidywany czas to około pięciu godzin.
Uśmiechnęłam się i rzuciłam:
- Raz się żyję.
A później wypiłam.

6 komentarzy:

  1. "nigdy by nie puściły mu nerwy." I to po całym nawijaniu na okrutnego morderce swej byłej żony @__@ No wiesz...

    OdpowiedzUsuń
  2. podoba mi się to jak piszesz. genialnie ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Dawno tu nie zaglądałam, ale nic się nie zmieniło-nadal bosko piszesz :-) czekam na cd /neymaromania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze czy źle, że nic się nie zmieniło? Czuje się przewidywalna..

      Usuń