piątek, 5 kwietnia 2013

"Locked out of haven" 12/2


Instead, I'd have some memories for the days I don't feel anything. At the least, they will remind me not to make the same mistakes again.



Siedzieliśmy wpatrzeni w ogień płonący w kominku. Opleciona jego ramionami i wtulona w jego ciało powoli odprężałam się i myśl, że mam jeszcze masę pracy jakoś zniknęła z mojego umysłu. Poprawiam się na kanapie, a on objął mnie ciaśniej.
- Mogłoby być tak zawsze – mruknął.
Roześmiałam się cicho.
- Jeśli po tym wszystkim będziesz mnie chciał, to tak będzie. Na razie testuję cię – uniosłam głowę i rzuciłam mu cwaniacki uśmiech. w odpowiedzi całuje mnie słodko.
- Jesteś niemożliwa.
- Nie pierwszy mi to mówisz.
- …do tego niemożliwie skromna – odsunął zabłąkany lok z mojej twarzy.- Co mam z tobą zrobić?
- Myślę, że wystarczy, jak nie znikniesz nagle. Niczego więcej nie oczekuję od ciebie – powiedziałam, myśląc o Jake’u. Ile można trzymać się bólu.- W niedzielę wieczorem wracam do Dublina – mówię, zmieniając temat – zamierzam zostać tam do soboty. Jeśli znów przyjdzie wam na myśl jakiś genialny pomysł, powiedzcie mi o tym. Nie mam nic przeciwko Ignis, ale potrzebuję swojego życia i normalności.
- Jasne, rozumiem cię. Gdyby to nie była nagła sprawa, to na pewno nie przyjechalibyśmy.
- Wiem o tym – westchnęłam lekko.- Po prostu duszę się myśląc, że będę musiała spędzić tu całe wakacje. Z nim.
- Często wyjeżdża.
- Za rzadko, jeśli o mnie chodzi. Nie znoszę go – przekręciłam się i wtuliłam twarz w jego szyję.- Jest twoim całkowitym przeciwieństwem. Patrząc na ciebie widzę, jaka była Glenna.
Evan sztywnieje. Nie powinnam wspominać jego matki.
 - Tak – wyszeptał po chwili.- Wiele razy słyszałem jak bardzo jestem do niej podobny. Nie zewnętrznie, ale właśnie charakterem.
- Nawet nie wiesz, jak mi cholernie przykro, że nie dane było ci jej poznać – odsunęłam się i usiadłam na pietach.- Ale jedno ci obiecuję – chwyciłam jego dłoń i położyłam sobie na sercu – zanim skończy się moje małżeństwo Finn pożałuje każdej krzywdy, jaką wyrządził Glennie i tobie – całuję go lekko w usta dla przypieczętowania przysięgi.
- Nie, Ell. Nie rób tego. Nie dla mnie – wziął moje dłonie w swoje i ścisnął delikatnie.
- Nie dla ciebie. Dla nas. Dla twojej matki – uśmiecham się i przytulam do szerokiej piersi.
Po chwili zapadłam w sen

Kilka godzin później budzę się otulona kocem, ale sama. Płomień dopala się w kominku, a ja z lekkim uśmiechem myślę o moim towarzyszu. Przeciągam się i unoszę. Łoł. Skąd zawroty głowy? Czekam chwilę, aż organizm przyzwyczai się do zmiany położenia. Dopiero pare oddechów później czuję się an tyle pewnie, by iść do drzwi. Po drodze zauważam kartkę na stoliku. Otwieram ja i czytam:
 „Wyszedłem nad ranem. Śpij słodko, królewno, do zobaczenia rano. Już tęsknię.
Twój E.”
Uśmiecham się na widok słów. Czaruś. Z pozytywnym nastawieniem wymykam się do mojego pokoju. Tam jednak czeka na mnie niemiła niespodzianka. Na moim łóżku siedzi Finn.
- Co ty tu robisz? – warczę, zbyt zbita z torpu, by zastanowić się nad swoją sytuacją.- Umówiliśmy się przecież, że sypialnie są naszym prywatnym terytorium!
Unosi się z pozycji leżącej i siada, patrząc mi bezczelnie w oczy. Rana na policzku odcina się szkarłatem od bladego policzka. Zagryzam wargi. Cholera jasna...
-  A może, kochana żono, powinnaś zapytać, kto mnie wypuścił? – unosi  sarkastycznie brew.- Nie każdy ma na tyle tupetu, by mnie zamykać od zewnątrz.
Wybucham niekontrolowanym śmiechem.
- Najwyraźniej w zamku nie ma odważnych ludzi – rzucam.
Wstał i podszedł do mnie. Z jego postawy bije ledwo tłumiona furia.
- Co to miało znaczyć, Eileen?
- Napiłeś się. Zachowywałeś się jak totalny dupek i to przed wszystkimi gośćmi! – zacisnęłam pięści.- Wyprowadziłam cię z salonu...
- Tak i uderzyłaś – warczy.
- Nie. Zrobiłam to w obronie własnej. I nie ja cię tak urządziłam. Ode mnie dostałeś miedzy nogi. Przewracając się, uderzyłeś o szafkę. Później John odprowadził cię do pokoju i zamknął na moją prośbę. Naprawdę nie pamiętasz?
- Pamiętam ból i alkohol – potarł się po skroni.- Rano John powiedział mi, kiedy w końcu mnie otworzył, co się stało. Ośmieszyłaś mnie przed służbą – zacisnął rękę na moim nadgarstku. Skrzywiłam się z bólu.
- Nie. Ty to chciałeś zrobić. Ja cie tylko powstrzymałam. Widział cię tylko John – wyszarpnęłam rękę z uścisku.
Popchnął mnie na ścianę.
- Tylko John?! Tylko, Eileen?! – krzyczy.
- Przestań na mnie krzyczeć! Nie jestem małym dzieckiem, które trzeba strofować.
Nachyla się nade mną, więżąc w klatce swoich ramion. Odwracam głowę w bok, by nie widzieć przenikliwego spojrzenia i triumfującego spojrzenia.
- Myślisz, że jesteś taka władcza? – pyta, nachylając się.- Odważna? Jeszcze nie nadszedł dzień, kiedy zaczęłaś mną rządzić.
- Ale nadejdzie – patrzę mu hardo w oczy.- Prędzej czy później.
Roześmiał się, odsuwając. Popatrzył na mnie, odsuwając z oczu ciemną czuprynę.
- Ell, ty? Taka naiwna? – kręci głową.
Tato…
Lee? Co się dzieję?
Pomóż mi. Ściągnij Leylę albo kogokolwiek. Sama sobie z nim nie dam rady.
Oparłam się o ścianę, splatając ramiona na piersi.
- Nie jestem sama, Finn.
- Grozisz mi, dziecko? – pyta ochryple. Jego głos jest zwodniczo spokojny.
- Ostrzegam.
- Skoro mowa o ostrzeżeniach, żono, gdzie byłaś całą noc? – pyta. Unoszę brew.- Och, twój towarzysz zbrodni, John, powiedział, że byłaś całą noc w pokoju.
Zaciskam wargi.
- No więc, Eileen? Gdzie byłaś?
- W gabinecie ojca. Sprawdzałam zgodność rachunków i planowałam powiększenie terenów należących do Ignis.
- Całą noc? – uniósł ironicznie brwi.
- Wyobraź sobie, że tak. Bran pomagał mi ułożyć plan działania i musiałam to napisać…
Finn pochodzi do mnie i unieruchamiając ramiona, nachyla się i pociąga nosem.
- Myślisz, że się nabiorę? – warczy mi do ucha.- Masz jeszcze na sobie jego zapach.
Odpycham go.
- To po kolacji. Tańczyłam z Roarke i Evanem.
- Eileen, przestań kłamać! Myślisz, że nie wiem o twojej zażyłości z moim synem?
Baranieję.
- Jest moim przyjacielem?
- Tak się  twoim świecie nazywa kochanków?! – podchodzi coraz bliżej.
- Nie jest moim kochankiem! – krzyczę, zła i sfrustrowana.- Masz urojenia!
- Nie kłam! Nie kłam! – krzyczy. Popycha mnie  w stronę łóżka, jednak ja potykam się i ląduję na podłodze.- Jak możesz?
Kulę się na dywanie, walcząc z łzami.
- Evan nie jest moim kochankiem – powtarzam jak mantrę.
Pociąga mnie w górę za ramiona. Po chwili czuję ból na lewym policzku. Szok usuwa łzy w moich oczu. Wyrywam mu się i chowam za fotelem. Czuję, jak krew płynie z rozciętej wargi.
Ale on dopiero się rozkręca. Jednym ruchem zaciąga mnie na środek pokoju, przygotowując do ataku.
- Zostaw mnie!
Jednak on się tylko śmieje.
- Puść ją! – do pokoju wpada Alaric. Jego czekoladowe oczy płoną czystym złotem, a ciało wydaje się wibrować. Finn puszcza mnie i odsuwa się o krok.
-To nie twoja sprawa, Troy.
- Eileen jest moją przyjaciółką, siostrą i władczynią. Nie pozwolę jej skrzywdzić – z jego ust wypływa popielatoszara para.  Podchodzi do mnie i widząc niepewność Finna, po prostu bierze mnie na ręce i wynosi z pokoju.

5 komentarzy:

  1. zajebisty rozdział . Jesteś genialna:0 czekam na cd:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pochwały. Najpewniej jutro się coś pojawi :)

      Usuń
  2. Cholernie intrygujące ;) Wiedźmo, Twoje opowiadanie jest magiczne ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. nienawidzę Finna ! niech zginie ! / Huehue ;D Cześć jak zawsze boska <3

    OdpowiedzUsuń