wtorek, 2 kwietnia 2013

"Locked out of haven" 12/1

Nothing compares to a quiet evening alone



Cholera jasna! Sięgnęłam znów po kubek i po raz setny tego wieczoru pożałowałam, że nie zrobiłam sobie kawy w dwulitrowym wiaderku. Życiodajny płyn skończył mi się jakąś godzinę temu, a moje lenistwo i natłok papierów nie pozwalały mi się ruszyć zza biurka. Potarłam skroń, po raz dwudziesty czytając ten sam ustęp w umowie. Cholera… To jest zbyt dziwne, by uznać za prawdziwe.
Tu chodzi o wasze zobowiązania. Jeśli to będzie ziemia uprawna, oddajecie dziesięć procent plonów, a jeśli zamieszkają tam ludzie to oddacie dziesięć procent podatków.
Ok., spoko to akurat zrozumiałam. Jak widzę, to dość korzystny interes. Patrząc na fakt, że umowa obejmuje jedynie dziesięć lat tego zobowiązania plus spłatę ziemi. Później teren należy do Ignis.
Więc nad czym się tak zastanawiasz?
Na przykład, czy to opłaci się Ignis. Teren nie należy do najbardziej urodzajnych, a i nie potrzebujemy akurat tej ziemi.
Przełożyłam kilka plików i znalazłam inną umowę.
Nieco dalej na północ jest inna działka. Trzy razy więcej powierzchni, idealna ziemia i położenie. Dragoni chcą się o nią targować…
Jak na razie ich żądania nie są złe. Nie zrobiłyby zbyt wielkich szkód dla skarbca.
Spójrz. Tu- wskazałam palcem na mapie połowę terenu bliżej Ignis- zamieszkali by ludzie. Pozostałą część obsialibyśmy. Myślę, żeby powiększyć sad przy zamku.
Bran przez chwilę nie odezwał się. Zaczęłam się niepokoić.
Tato? Wszystko ok.?
Zastanawiam się, skąd bierzesz te pomysły. Wielu z nich nigdy bym nie wcielił w życie. Okazujesz się o wiele lepszym strategiem niż ja.
Sama nie wiem. Dopiero się uczę.
Przegryzłam wargę i spojrzałam na stos papierów. Każdy wymagał rozpatrzenia. Wzięłam księgę rachunkową i z westchnieniem, uzbrojona w ołówek i czystą kartkę, zaczęłam obliczać przychód i straty na ten miesiąc. Byłam w połowie miesiąca, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Zaklęłam dość szpetnie, ale zawołałam:
- Otwarte!
Zaraz w drzwiach pojawiła się hebanowa czupryna Evana. Uśmiechnęłam się i zaprosiłam go gestem bliżej. Usiadł naprzeciw mnie i spojrzał na stos papierów.
- Przeszkadzam?
Roześmiałam się.
- Wiesz, większość ludzi pyta o to zanim posadzą swoje cztery litery.
Zerwał się z miejsca z szerokim uśmiechem.
- Przeszkadzam? – powtórzył pytanie.
- Wiesz, że nie. Sama prosiłam, żebyś przyszedł.
Wstałam zza biurka i poszłam dołożyć do kominka. Marzłam w murach zamku, mimo że lato zaczynało pokazywać już swoje uroki. Usiadłam na kanapie, obejmując kolana ramionami.
- Wszystko gra? – zapytał.
- Tak, po prostu jestem strasznie zmęczona.
- Leyla i Ems przepuściły cię przez magiel? – odgadł.
Westchnęłam i potarłam skroń.
- Chcą, żebym wyprowadziła się z zamku. Dla własnego bezpieczeństwa powinnam trzymać się z dala od Finna i Ignis – wyznałam cicho.
Evan usiadł obok mnie i spojrzał mi w oczy.
- Znasz moje zdanie. 
- Tak, znam i wcale mi to nie pomaga. Nie ucieknę, Evan. Nie teraz, kiedy zdobyłam zaufanie mieszańców. Alexandrowi nie podobają się moje reformy w stosunku do wojska i uzna mój wyjazd za swoje zwycięstwo. Umowy czekają razem z rachunkami. Nie zostawię tego ot tak po prostu.
- Ell, bądź poważna.
- Jestem. I właśnie dlatego nie ucieknę – pokręciłam głową.- Nie ma takiej opcji. 
- One znały moja matkę. Gdyby nie musiały, na pewno by cię o to nie prosiły – popatrzył na mnie błagalnie. 
- Wiesz doskonale, że w piątek zaczynają się wakacje. Obiecałam. Nie będę miała wymówki do pozostania w Dublinie.
- Każdy pretekst jest dobry. 
- Powiedziałam NIE! – zerwałam się z miejsca.- Nie rozumiesz? Evan, mój brat za niewiele ponad półtora tygodnia znów stanie do walki. Nie mogę pozwolić, by był zdany tylko na siebie. Kocham go. Nigdy nie miałam brata i nie chcę go teraz stracić. Pomyśl o Noel. Wiem, że nie darzysz ich szczególną sympatią, ale ona jest w ciąży!
- Jeszcze nie dawno nie wierzyłaś, że to jego dziecko – rzucił gorzko.
- Evan, bez względu na to, kto jest ojcem, to Roarke chce wychować tego malucha! I mam zamiar zrobić wszystko, by ten poznał ojca. 
Evan pokręcił głową.
- Narażasz się. 
Podeszłam do niego i kucnęłam, patrząc mu w oczy. Złączyłam nasze dłonie i powiedziałam miękko. 
- Wiem, ale daj mi szansę. Będę grzeczna, obiecuję. Postaram się unikać kłopotów. Rozumiem, że się martwisz, ale wszystko będzie dobrze. Obiecuję.
Chłopak nachylił się i pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Obyś miała rację, skrzacie.

1 komentarz: