niedziela, 2 czerwca 2013

Locked out of haven 18/3

I'm feeling good

Chłopak rzucił się na mnie bez zastanowienia, a ja odskoczyłam, uderzając go przy tym pałką po udach. Zasyczał i po raz pierwszy zarył twarzą o piasek. Rozległ się głośny śmiech, a Liam zgromił mnie spojrzeniem. Nie ma to jak urażona męska duma. Tego mi było trzeba.  Ostatnimi czasy zauważyłam, że męskie ego jest równie kruche co szkło, a szczypta prawdy potrafi wywołać nieodwracalne zmiany. Jak z dziećmi.
- Tak się chcesz bawić, Ruda? – wysyczał mój przeciwnik, a ja cała się napięłam.
- Nie jestem ruda! – warknęłam.
- Chyba dawno się w lustrze nie widziałaś. Nie były by bardziej czerwone nawet gdybym je podpalił.
Kpi z ciebie. Nie daj wyprowadzić mu się z równowagi.
Warknęłam cicho. Co za przeklęty arogant!
Przy jego kolejnym ataku byłam już przygotowana. Kiedy tylko się zbliżył, wbiłam mu pałkę w brzuch i kucnęłam. Pałka przecięła powietrze, a ja odskoczyłam. Znów uśmiechnęłam się bezczelnie, na co on zaatakował ponownie. Tym razem nie zdążyłam uciec ani odbić pałki, więc kawał drewna wbił się w moją nogę z głośnym plaskiem. Uśmiechnęłam się szeroko i na to miejsce zadałam mu dwa ciosy, po których leżał, ciężko oddychając.
- Nie zadzieraj ze mną byczku – warknęłam, autentycznie rozeźlona.
Uśmiechnął się i wstał.
- To była rozgrzewka.
- Tak? Nawet się nie zdążyłam spocić.
Dalej walka była wyrównana. Jego nadęte ego nie pozwalało mu się podać, więc starał się iść cios za cios. Było mi go niemal szkoda, ale nie przeszkodziło mi to w walce. Musiałam wygrać nie ze względu na dumę, a na brata i ojca. Ktoś musi walczyć w turnieju.
W końcu skończył na czworaka, ledwie oddychając i plując krwią. Popatrzył na mnie, chcąc zabić samym wzrokiem. Stałam wyprostowana dumnie, patrząc mu bezczelnie w oczy.
- Pójdę do królowej na skargę – zagroził.
- Do lodową suką? – zapytałam z uprzejmą ciekawością.
- Nie wywiniesz się, Ruda – roześmiał się głośno.
- Idioto, właśnie klęczysz przed swoją królową – powiedział Evan i podszedł do mnie. – Walczyłeś z Eileen Shay Morgan. Kobietą, która siedzi na tronie Ignis.
Idiota zbladł, a ja miałam ochotę się roześmiać.
- Dziękuję za prezentację – powiedziałam ciepło do Evana i pogładziłam go policzku. – Dajcie mi pięć minut i mogę walczyć dalej.
- Nie więcej niż dwie, Ell – Pascal był poważny.
- Daj jej trochę czasu! – oburzył się Evan, ale uciszyłam go.
- Ma rację. Czas jest moim wrogiem.
Zeszłam z areny i wytarłam twarz mokrą ścierką, która czekała na mnie z boku.
- To była dobra walka – powiedział Alaric, stając obok. Nie mogę rozgryźć tego faceta. Raz mnie miesza z błotem, by po chwili pochwalić.
- Niczego innego nie oczekiwałam – rzuciłam i napiłam się wody z butelki, którą mi podał.
- Wykorzystujesz sztuki walki, co jest bardzo ciekawe. I walczysz dużo lepiej, jesteś świadoma swojego ciała. Cieszę się, że nie tylko ja dostaję cięgi od królowej.
Roześmiałam się.
- Zawsze znajdę czas, by skopać ci dupę, Rick.
Uśmiechnął się delikatnie.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. A teraz wracaj na arenę!

2 komentarze:

  1. Rewelacyjne jesteś genialna:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne opowiadanie. Czekam na dalsze części <3

    OdpowiedzUsuń