niedziela, 2 czerwca 2013

Jennifer Echols: Dziewczyna, która chciała zbyt wiele

Jedna z książek, po których nie wiadomo czego się spodziewać na początku, a po przeczytaniu długo otrząsamy się z wydarzeń w niej opisanych. Jak można chcieć zbyt wiele? Co to znaczy? Te pytania towarzyszyły mi od samego początku. Spodziewałam się… Wszystkiego, ale nie tego, co mnie spotkało z tą książką.

Historia okazała się trudna mimo pozornej banalności. Nie jest to słodka opowieść miłosna o dwójce głupiutkich nastolatków. To uczucie rodzi się pośród choroby, fobii, poczucia straty, fizycznego i psychicznego bólu, łamiąc powszechne zasady. Pojawia się tam, gdzie nikt się go nie spodziewał.

Meg chce uciec. To jedyne, o czym tak naprawdę marzy. Skończyć tę szkołę i uciec jak najdalej i nie odwracać się za siebie. Jednak póki co, ta niebieskowłosa nastolatka łamie prawo tak często, jakby uczestniczyła w zawodach. Siedemnastolatka igra z życiem, jest pyskata, śmiała, wygadana, nie robiąc sobie nic ze zdania innych. Z pozoru. Pewnej nocy ona i jej trójka znajomych zostają złapani przez policję na wyjątkowo niebezpiecznym moście kolejowym, gdzie jakiś czas wcześniej zginęła dwójka nastolatków. Meg, podpita i podjarana, jest wyjątkowo niemiła wobec posterunkowego Aftera, który ją zatrzymał. Kiedy kilka dni później, już trzeźwa i dobitnie świadoma swoich czynów dowiaduje się, jaką karę dostała, nie wie, czy ma się śmiać czy płakać. Podczas ferii wiosennych ma towarzyszyć Afterowi podczas nocnych patroli po okolicy. Meg nie ma wyboru, jednak praca w małej całodobowej knajpie rodziców i patrole nie są według niej tym, co młodemu organizmowi niezbędne. Na dodatek dziewczyna biega. Dużo. Można by powiedzieć, ucieka.

Nastolatka sama nie wie, co się z nią dzieje. Jak ktoś taki jak John After może się podobać? Nie chodzi o wygląd, tylko o jego postawę „nie dotykaj mnie, kiedy jestem w mundurze”, zadzieranie nosa i ciągłe zaczepki. Jednak kiedy dowiaduje się, że między nimi nie ma tak dużej różnicy jak początkowo sądziła, zmienia nieco punkt widzenia. Nie dowierza. Jak? Ona radziła sobie z przeszłością, chowając się w używkach. A on jest inny. Są jak dwa przeciwległe bieguny. Początkowa niechęć miedzy Meg i Johnem zmienia się w uczucie, którego żadne nie planowało i nie spodziewało się. Oboje się bronią. Oboje się boją. Meg, bo on zostaje. John, bo ona wyjedzie. Do tego wszystkiego dochodzą jej choroba i jego strata. Mieszanka wybuchowa?

Czy Meg i Johnowi uda się stworzyć związek? Czy potrafią przestać ranić nawzajem? Kto kogo przekona? Kto komu ulegnie? Jaką role w tym wszystkim odegra niechciany „alfons” Meg? Czy dziewczyna naprawdę się zmieni? I dlaczego niewiedza zraniła bardziej od świadomości?

To pieprzna, dobra i zabawna historia, choć przy tym trudna i dająca do myślenia. Meg jest nie tylko bezpruderyjną, zwariowaną nastolatką, ale również zagubioną dziewczyną, której gehenna choroby nie opuściła długo po wyleczeniu. Siedemnastolatka ma klaustrofobię, aichmofobię (lęk przed igłami), boi się krępowania kończyn. Biega, bo jeśli tego nie zrobi, znów zachoruje. Czytając o tym, o atakach paniki i niepewności kryjącej się pod maską pewności siebie, trudno o spokój. Wszystko wskakuje na swoje miejsce. Skoro przeżyła chorobę, to cóż ją może zapędzić do grobu? Nie jest to bynajmniej sarkastyczne określenie. Po prostu dziewczyna przeżyła tyle złego, że mało może ją zaskoczyć. Dopiero przy Johnie powoli, nieśmiało uwalnia się i po raz pierwszy czuje coś do mężczyzny. Coś poza fizycznym pociągiem, pożądaniem. Fakt, reaguje na niego wszystkimi zmysłami: jego głos jest melodią dla uszu, zapach sprawia, że kolana miękną, a dotyk przesyła wibracje do reszty ciała. Czy nie tak ma być? Jednak w tym przypadku to coś więcej. John też nie miał łatwego życia. Jego rodzina jest rozbita, rozsypana po wielu stanach i nie tylko. A on został w rodzinnym mieście. Coś go tu trzyma. Rany w jego sercu są niemal równie głębokie, co u Meg, jednak z innych powodów. John jest zaledwie dwa lata starszy od niej, jednak wydaje się być bardziej dojrzały, przecież strata kształtuje.

Podsumowując, nie jest to ani proste ani lekkie. Takie historie zostają w pamięci i trudno je usunąć. Doprowadzają do skrajnych emocji i nie ma w tym nic złego. Po prostu czasami prościej spojrzeć na coś takiego, odłożyć książkę i szepnąć: „Nie mam tak źle. Mogło być gorzej.” Takie książki pomagają nam docenić to co mamy. I za to wielkie gratulacje dla autorki… za poruszenie Czytelnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz