środa, 14 sierpnia 2013

Kinga Matusiak: Co-dziennik sfrustrowanej trzydziestolatki

Mój akt urodzenia wskazuje na nieco inny wiek niż bohaterki, sięgnęłam więc po tę książkę z delikatną niepewnością. Po chwili namysłu ja, nie trzydziestolatka, postanowiłam spróbować. Bo właściwie dlaczego nie? Zawsze byłam zwolenniczką poszerzania horyzontów. Po tej książce poszerzyłam i
to sporo. A najlepsze jest to, że zrobiłam to zwijając się ze śmiechu.
Kinga jest współczesną trzydziestolatką. Bardzo hm… szczerą, współczesną kobietą. Mieszka z chłopakiem, prowadzi firmę, odwleka w czasie kolejne dziecko i wkurza się na sąsiadów z dołu. Normalka. Akcja rozpoczyna się zwykłego, szarego dnia, kiedy to nasza bohaterka opisuje leniwe popołudnie i nawyki swoje oraz jej chłopaka, nazwanego tu Szanownym, ze względu na ochronę danych osobowych. Ta kobieta bez skrępowania opisuje swoje problemy gastryczne, PMS, okres, podchody Szanownego i wszystko wydaje się być bardzo na miejscu. Słowotok bohaterki okraszony różnymi smaczkami z jej życia jest miły dla oka. Trudno mi znaleźć jednoznaczny, główny wątek całości, może poza zmianą mieszkania i użeraniem się z „filharmonią”. Humorki bohaterki, mistrzowskie zgrania wobec Szanownego (milion razy zastanawiałam się jak mocno musi ją kochać, skoro to znosi) i wszystkie porady do Czytelnika są bezcenne. Kinga potrafi obrażać się na swojego lubego, a ten chodzi za nią na palcach i dogadza. To jest wychowanie! Do tego dochodzi jej spojrzenie na świat, poglądy i wszystkie aspekty życia społecznego. Zabawa gwarantowana! Dalej akcja przeskakuje do różnych epizodów wspólnego życia. Pojawia się przepis, porady pt. „Jak zrozumieć kobietę?”, zawartość damskiej torebki (coś dziwnego…?) czy problemy ciuchowe. Narratorka ma bardzo ciekawe podejście do zakupów, seriali zapychających ramówki i kultury internetowej. Nic, tylko czytać!
Główna bohaterka, a jednocześnie autorka Co-dziennika jest osobą z przecudownym poczuciem humoru. Czytając dosłownie leżałam na podłodze zwijając się ze śmiechu. Uwielbiam książki, które przemawiają bezpośrednio do Czytelnika. Ta książka, choć wyglądająca bardziej jak wpis z bloga z tymi wszystkimi buźkami i onomatopejami, jest bardzo bliska przeciętnej posiadaczce pary chromosomów X. Problemy Kingi są takie… przyziemne. Takie ludzkie. I trafiające bezpośrednio do każdej kobiety, niekoniecznie sfrustrowanej trzydziestki. PMS jest zdradzieckim zwierzątkiem w każdym wieku. Bardzo pouczające są sceny, kiedy Kinga opisuje jak „tresuje” Szanownego. Dawno się tak nie śmiałam, jak przy scenach z papierem toaletowym. Do dziś zastanawiam się, czy nie skorzystać z tego sposobu…
Polecam ogromnie każdej kobiecie, nawet tej mniej sfrustrowanej czy szalonej. Lwią część całej akcji przepełniają barwne opisy przyziemnego życia. Nie znajdziesz tu, drogi Czytelniku, kwiecistych opisów, kolorowania rzeczywistości czy delikatności słabej i uległej kobietki. Kinga to kobieta, która ustawia faceta pod swoje dyktando i jest to bardzo humorystyczne. Nie wiem, czy pan Szanowny by się ze mną zgodził… Jest to świetna, lekka lektura i powiem szczerze, że z chęcią sięgnęłabym po ciąg dalszy. Może i styl ukazany w Co-dzienniku nie jest bez zastrzeżeń, bo dość często pojawiają się przekleństwa czy coś w tym stylu, ale podoba mi się! Jak ostatnio powiedział mój przyjaciel: „Świat nie jest czarny ani biały. Posiada całe mnóstwo odcieni szarości.” Ta książka jest tego dowodem.
Podsumowując mój wywód: jestem absolutnie na tak! Może przez wzgląd na mój młody wiek w stosunku do autorki patrzę na całość odrobinę inaczej, ale hej! Nic co kobiece nie jest nam obce, czyż nie? Jestem absolutną fanką bezpretensjonalnego pióra Sfrustrowanej i jej świetnego poczucia humoru. Jest to książka, która przegoni każdy smutek, smuteczek czy chandrę, wyczaruje uśmiech na twarzy w nawet najbardziej ponury dzień. Dziękuję z całego serca autorce w imieniu swoim i wszystkich Czytelników, który sięgną po historię Sfrustrowanej, lub którzy już ją przeczytali. Ja na pewno do tej książki wrócę, za tydzień, miesiąc czy rok, ale na pewno. Niektóre rzeczy czyta się z cudowną swobodą i to właśnie jest jedna z nich. Naprawdę polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz