środa, 21 sierpnia 2013

Agnieszka Kaźmierczyk: Księżyc nad świtezią

Kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać po tej historii. Opis fabuły na tylnej obwolucie był tajemniczy i krótki, więc niewiele mi pomógł. Na początku uważałam niemal, że nie zgadza się z książką! W trakcie czytania odrobinę mi się rozjaśniło, a potem już akcja pochłonęła mnie bez reszty.
Wojtek, niedawno osierocony przez matkę 16-latek przeprowadza się z tatą na Białoruś. W Nowogródku Antoni, ojciec chłopaka, ma rozpocząć nowy projekt, więc stawia wszystko ma jedną kartę i nie odwraca się za siebie. Zarówno ojciec jak i syn, są w żałobie po śmierci matki Wojtka i ciężko znaleźć im wspólny język. Antoni zostawia syna w małym domku nieopodal jeziora Świteź i sam jedzie urządzić ich nowe mieszkanie w Nowogródku.
Do tego momentu było normalnie, to znaczy: przyziemnie. Żadnych wydarzeń paranormalnych czy czegoś w tym stylu. Rzeczywistość. Już dzień po przeprowadzce, Wojtek poznaje sąsiadkę, dość sędziwą babuleńkę, Olgę, która po niedługim czasie staje się jego powiernikiem i przyjacielem. W tym samym czasie chłopak widzi ciemnowłosą piękność nad jeziorem i zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Ku swojemu bezbrzeżnemu zdziwieniu, ta sama dziewczyna otwiera mu kilka dni później drzwi do domu Olgi. Kiedy okazuje się, że dziewczyna jest córką staruszki, pojawia się pierwszy wyłom w zaufaniu, jakim chłopak darzy Olgę. Svietlana, dziewczyna z nad jeziora, staje się kimś bardzo ważnym dla Wojtka, jednocześnie chroniąc swoich sekretów, których ma bez liku. I to może właśnie Wojtek będzie tym, który jej pomoże?
Co wspólnego mają pradawne legendy i współczesny nastolatek? Jak daleko sięga zaufanie Wojtka i w ile jest skłonny uwierzyć? Czy pomoże Svetlanie odnaleźć jej prawdziwe „ja”?
Łojma, vodja, odyn i śmiertelny chłopak w świecie, którego granicę są niejednoznaczne. Ta historia mnie po prostu oczarowała! Jest dopracowana, pomysłowa i jedyna w swoim rodzaju. Na podstawie mitologii Celtów, Greków i Rzymian powstał cały rząd powieści, operujących tymi samymi postaciami. Tu autorka pokazuje, że nie musimy sięgać po olimpijski zastęp czy moc druidów, by stworzyć naprawdę udana książkę na podstawie mitów i legend. Kto by pomyślał, że w naszej, słowiańskiej mitologii kryje się tyle ciekawych rzeczy…?
Wojtek początkowo wydawał mi się nieco flegmatyczny, jego działaniom brakowało spontaniczności i jakiegoś młodzieńczego polotu. Dopiero dzięki Svetlanie chłopak otworzył się na świat i zaczął zachowywać się jak na młodego człowieka przystało. Miłość zmienia go na lepsze.
Powieść jest naszpikowana niesamowitymi wydarzeniami. Na stosunkowo niewielką objętość mieści się masa zdarzeń, zawiła akcja i masa emocji. Podoba mi się to, bo nie zawsze ilość oznacza jakość.
Podsumowując, jestem jak najbardziej za! Przyznam szczerze, że koniec mnie powalił i z zaskoczeniem patrzyłam na ostatnią stronę. Jak to?! To jedna z tych książek, które powodują „kaca książkowego” i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Dużo czasu spędziłam rozmyślając nad ciągiem dalszym. Czy jej się udało? Co z nim? To chyba największy wyraz uznania z mojej strony. Książka została ze mną, a ja z łatwością przeniosłam ją do życia codziennego. Jest po prostu świetna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz