poniedziałek, 29 lipca 2013

Lauren Barnholdt: Nie mogę powiedzieć ci prawdy

Jest to książka o magii kłamstwa i jej obu odmiennych stronach. Każdy medal ma dwie strony i ta historia, dwójki młodych ludzi pokazuje oba oblicza kłamstwa, zarówno to złe i to przydatne. Jednak, czy gdy osoba okłamana zda sobie sprawę z naszego przekrętu, możemy jeszcze liczyć na wybaczenie?
Kalsey została wyrzucona z bardzo dobrej, prywatnej szkoły, jednak nie zamierza pozwolić, by ten drobny wypadek zaważył na jej karierze. Choć zmuszona do przeniesienia się do publicznej placówki. W oddaleniu od przyjaciół, dziewczyna nie zamierza siedzieć cicho. Przecież to ona jest panią własnego losu. Teraz, w nowym liceum dziewczyna koncentruje się przede wszystkim na nauce i stara się nie powtarzać dawnych błędów. Ach i najważniejsze: nie może powiedzieć prawdy.
Isaac jest synem wpływowego ojca, który usunięcie syna ze szkoły zmienia na chwyt marketingowy mający na celu zauważanie, że publiczne szkoły nie są złe. Concordia High to jego ostatnia szansa – jeśli i tu zawiedzie, wyląduje w placówce z internatem gdzieś w Europie. A tego by raczej nie chciał…
Spotykają się w sekretariacie i od razu nadają sobie nawzajem etykietki. Ona ma go za utytułowanego palanta. On traktuje ją jak zadzierającą nosa snobkę. Jednak uratowanie komuś tyłka i wstawienie się w odpowiednim momencie zmienia niechęć w fascynację, a rozdrażnienie w sympatię. Wszystko toczyłoby się idealnie, gdyby nie mały szczegół. Przeszłość Kalsey i coraz mocniejsza pajęczyna kłamstw wokół obojga.
Czy tej dwójce uda się znaleźć początek i koniec w tym kłębku spraw i myśli? Jaki wpływ na nich będą miały kłamstwa? Czy Isaac będzie umiał wybaczyć? I po czyjej stronie leży tak naprawdę wina?
Książka dobra, choć trudna. Historia typu: jak z płatka powstała lawina. Taka bardzo na czasie, pokazująca jak przez dobre chęci ranimy siebie i innych. Kalsey nie chciała źle, jej kłamstw nie napędzały egoistyczne pobudki, a przynajmniej nie do końca. Z jednej sprawy, powstawała inna i łatwo się było pomylić. A kiedy już udało jej się wyjaśnić lub sprostować, nadal pozostawał stos niedomówień. To swego rodzaju nauczka. Kalsey i Isaac tracą niemal wszystko przez milczenie. Dziewczyna snuje domysły, on karmi się jej słowami. I w koło. I znów.
Ostatecznie to właśnie prawda boli. Skutki są opłakane, ale nie najgorsze. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale żeby była tęcza musi najpierw padać deszcz. Efekt pryzmatu nie pojawi się na czystym, bezchmurnym niebie. Dlatego zanim ich zawiązek rozkwitnie feerią soczystych barw, musi napotkać przeszkodę, którą w tym przypadku jest jedyna rzecz, która może ich zniszczyć – prawda.
Podsumowując, to dobra lektura. Odprężająca, podchodzi się do niej niemal na chilloucie. Do tego typu książek podchodzimy lekko, a później sami dziwimy się ile potrafimy z nich wynieść. Gratuluję autorce, a Wam polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz